4

1.7K 100 9
                                    

Zbliżała się jedenasta, gdy Snape wszedł do baru z bardzo wysokim mężczyzną — lub bardzo wysoką kobietą — którego postać była całkowicie ukryta pod długą peleryną i naciągniętym na twarz kapturem.

— No proszę, teraz umawiamy się z dementorami — wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.

Czekała go kolejna noc bezsilnej zazdrości. Obserwował, jak Snape i jego towarzysz — najprawdopodobniej jednak mężczyzna, sądząc po stanie i rodzaju jego butów — przecięli bar i poszli w kierunku wolnego stolika blisko schodów. Chwycił butelkę szkockiej i dwie szklanki, wyszedł zza baru, przecisnął się przez zaskoczony tłum i trzasnął butelką o blat stołu, przy którym usiedli. Snape i jego kaptur odwrócili się do niego.

— To co zwykle, sir? — spróbował przekrzyczeć hałas piosenki Sama Szukającego i Obrońców Rytmu „Mam dla ciebie pałkę".

Zanim Snape zdążył odpowiedzieć, Harry z hukiem postawił dwie szklanki obok butelki i odwrócił się na pięcie.

* * *
— Jeśli nie przestaniesz zaciskać tak mocno zębów, zaraz będziesz musiał je zgarnąć miotłą z podłogi. — Harry odwrócił wzrok od stolika w rogu i spojrzał na na kelnerkę. Skinęła w kierunku obu mężczyzn. — Dlaczego po prostu nie powiesz temu wielkiemu, tłustowłosemu kolesiowi, że ci się podoba? — zauważyła z godną ubolewania spostrzegawczością.

Harry zawahał się. Otworzył usta. Pomyślał przez jedną chwilę. A potem jeszcze przez drugą.

— Skąd wiesz...?

Kelnerka przewróciła oczami.

— Nie mógłbyś być bardziej oczywisty, Jimmy. Już od pierwszego razu, kiedy tu przyszedł, twój fiut trzęsie się jak różdżka radiestety, kiedy się natknie na ciek wodny. On wie, że na niego lecisz?

— Nie — odpowiedział Harry. A potem przypomniał sobie poprzednią noc. — Tak. Może. Nie wiem... — Jego oczy znów wróciły do pary.

— Cieszę się, że mi to wyjaśniłeś.

— Halo! — krzyknął jakiś klient. Dziewczyna odwróciła się, żeby przyjąć zamówienie i rzuciła przez ramię:

— Powiedz mu, palancie.

Potter wciągnął powietrze. Racja. Powiedz mu. Oczywiście.

Odwrócił się do stolika w rogu i skrzyżował ramiona, marząc, by jego mięśnie potroiły swoją objętość (nadał był raczej chudy). Znów przedarł się przez parkiet, ale jego żądanie, by porozmawiać ze Snape'em na osobności, zostało wdeptane w ziemię w momencie, gdy Mistrz Eliksirów podniósł wzrok i spojrzał na niego:

— Ach. Barman.

— Bar... — Harry przełknął resztę wściekłego syku. To określenie skręciło mu żołądek. Barman.

Barman. Ja ci dam barmana, ty arogancki skurwy...

— Mój przyjaciel i ja chcielibyśmy wynająć pokój — kontynuował Snape. Profesor chyba musiał być ślepy, aby nie zauważyć różnych, alarmująco zmiennych kolorów, które kolejno pojawiały się na twarzy Harry'ego.

— Oczywiście — warknął przez zaciśnięte zęby. — Sir. Proszę. Za. Mną.

Obaj mężczyźni wstali i poszli za nim na górę.

— Mamy prawie komplet — skłamał Harry, kiedy minęli pokoje od numeru jeden do jedenaście. Grzebiąc w kieszeni, wydobył właściwy klucz. — Macie szczęście, że został jeszcze jeden. — Po raz kolejny minął się z prawdą i otworzył drzwi do wygodnego pokoju zaraz obok jego ukrytych komnat. — Mam nadzieję, że się panom spodoba — wycedził przez zęby, wskazując na pomieszczenie. Snape i jego zakapturzony kompan — pewno tak wysoki jak Snape i, co Harry mógł stwierdzić, szerszy w ramionach — zatrzymali się w progu, blisko siebie. — Mam nadzieję, że spędzicie tu przyjemną noc, panowie — łgał dalej, kładąc klucz na wyciągniętej dłoni Snape'a, jakby to były szczurze odchody.

Bottoms Up |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz