I.4.

1.3K 123 15
                                    

4. Piątek.

Ostatni dzień tygodnia pracy zawsze kojarzył jej się dobrze. Który korposzczur nie lubiłby piątku? „Piątek, weekendu początek" oraz „Piątek, piąteczek, piątunio", to były hasła najczęściej używane w korporacyjnych i urzędniczych memach na stronie demotywatory.pl oraz drukowane, oprawiane w ramki i wywieszane w biurach.

Adrianna nie była ani odrobinę wyjątkowa w tej kwestii. Odbębniła swoją robotę szybciej niż w zwyczajny dzień tygodnia, wszystko po to, żeby jak najszybciej wyjść z pracy. Umówiła się z Magdą, że wyjdą o dwunastej, żeby poszukać dla niej sukienki na wesele tej szczęśliwej koleżanki. Magda miała jakieś nierealne wymagania odnośnie kolorów i kroju, a przecież Adrianna wcale nie zamierzała ubierać się na biało ani w długą rozłożystą suknię balową. Nawet jeśli fantazjowała o sobie w sukni ślubnej, to nie zrobiłaby czegoś takiego koleżance. Na swoim ślubie każda panna młoda musi być jedyną księżniczką.

Już miały wychodzić, kiedy wezwała ją do siebie Alicja.

– A gdzie się panna Adrianna wybiera? – spytała szefowa, mierząc ją kierowniczym wzrokiem.

– Noooo... do wyjścia?

– A zestawienie Z-5 za drugi kwartał?

– W poniedziałek? – zaryzykowała.

– W poniedziałek o ósmej rano mam je mieć na biurku, więc nie radzę ci wychodzić dziś z pracy przed zakończeniem go w systemie i wydrukowaniem. Kochaś musi poczekać. – Adrianna w myślach zwyzywała Alicję od najgorszych, ciągle zachowując jednak sztuczny uśmiech przyklejony do ust.

Był dopiero dwudziesty ósmy czerwca. Sprawozdanie z-5 trzeba było złożyć do ósmego lipca, a w poniedziałek wypadał pierwszy dzień nowego miesiąca. – Cały tydzień wcześniej, wredna ruro. – Jej szefowa była atrakcyjną czterdziestoletnią rozwódką, samotną matką z dwunastoletnim synem i najwyraźniej z przerostem libido. Kiedyś na imprezie firmowej z partnerami tak się przykleiła do Patryka, że Ada musiała interweniować. Podobno była zafascynowana tym, jak mówił o historii Polski, której też była wielką fanką. Po imprezie oczywiście udawała, że niczego nie pamiętała i zasłaniała się nadmiarem wypitego alkoholu, ale od tamtej pory między Adrianną i Alicją była jakaś niechęć, trudna do przezwyciężenia po obu stronach.

Mój partner jest jeszcze w pracy o tej porze – odpowiedziała, podkreślając dwa pierwsze słowa. Wiele by dała, by w tym momencie móc powiedzieć „mój mąż" albo chociaż „mój narzeczony", ale, najwyraźniej, nie było jej to jeszcze dane. – Skoro musi mieć pani to zestawienie aż tydzień wcześniej, to je zrobię – dodała i wyszła z biura szefowej.

Wszystkie niezbędne dane miała już u siebie, właśnie dziś jej przysłali. Nie sądziła jednak, że będzie zmuszona składać je w raport jeszcze tego dnia. Przeklinając pod nosem odpaliła komputer, Excela i maila, z którego pościągała od razu świeże jeszcze raporty cząstkowe. Może i wyjście z pracy w ten piątek o dwunastej się jej nie udało, a tapeta z plażą i palmami na pulpicie boleśnie o tym przypominała, ale dobra wiadomość była taka, że jeszcze zostały tylko dwa tygodnie i Adriannę czekał wymarzony, wyczekany urlop. – A wtedy Alicja będzie mogła mi naskoczyć – pomyślała z satysfakcją.

Tuż przed szesnastą skończyła robotę. Zrobiła zestawienie, sprawdziła je z pięć razy wzdłuż i wszerz (znaczy podsumowała komórki w pionie i w poziomie), i wszystko się zgadzało. Gotowy raport wydrukowała i przesłała w formie elektronicznej do Alicji, a potem z satysfakcją wyłączyła komputer na cały weekend. Jedyny problem był w tym, że musiała już wcześniej odwołać wypad po sukienkę z Magdą, więc pozostało jej wrócić do domu i spędzić piątkowe późne popołudnie sama, bo już wcześniej zapowiedziała Patrykowi, że wróci najwcześniej o dwudziestej, a on uznał, że wybierze się po pracy z kumplem na piwo. W końcu nie co dzień kończy się rok akademicki...

W drodze powrotnej do domu myślała nad tym, co zrobić z tak kiepsko rozpoczętym weekendem, żeby go nie żałować. Postanowiła zamówić sobie pizzę na kolację, a po drodze kupiła w cukierni ciasto na słodką rozpustę, którą nazajutrz miała odpracować w siłowni.

Mimo późnego popołudnia, temperatura utrzymywała się wysoka, a słońce świeciło jak szalone. Adrianna pomyślała, że to najwyższy czas, żeby planować urlop, więc cieszyła się, że tym razem, wyjątkowo, Patryk zrobił to za nią. – To będą najbardziej niesamowite wakacje, jakie mieliśmy w życiu – pomyślała z nadzieją, licząc na to, że będą pierwsze w tych naprawdę wspólnych, od których będzie można zacząć odliczanie do „i żyli długo i szczęśliwie".

O wpół do szóstej była w domu. Patryka jeszcze nie było, więc Adrianna postanowiła się zrelaksować po całym tygodniu pracy. Zrobiła sobie wielką kąpiel z pianą i olejkami zapachowymi, rozebrała się i zanurzyła w wannie, czując, jak całe ciało jej dziękuje za tę decyzję. Relaks. – W końcu tydzień osiągnął najprzyjemniejszy moment – pomyślała.

Nawet nie zauważyła, kiedy minęło jej pół godziny tego relaksu i woda zrobiła się chłodna. Wyszła z wanny, wycierając się dokładnie ręcznikiem. Adrianna nie znosiła być mokra. Bardziej nie lubiła tylko się brudzić. A już szczytem okropieństwa było dla niej błoto. Kiedy padał deszcz, w duchu dziękowała zdobyczom cywilizacji takim jak chodnik, mechaniczne pojazdy z dachami oraz rowerek i bieżnia stacjonarne, ustawione w przytulnym budynku siłowni.

Zaraz po kąpieli i zabiegach pielęgnacyjnych, takich jak choćby wtarcie balsamu wyszczuplającego w uda oraz mleczka do suchej skóry w całe ciało, Adrianna zdecydowała, że nie będzie czekała na Patryka z pizzą, nie mówiąc już o cieście. Przecież i tak miała to wszystko spalić następnego dnia na siłowni. Po co się ograniczać?

Patryk dotoczył się do domu po dwudziestej. Zastał puste pudełko po pizzy, puste pudełko po ciastkach i swoją dziewczynę, oglądającą serial.

– Co robisz, skarbie? – wybełkotał.

– Odpoczywam po całym tygodniu ciężkiej pracy. A ty?

– A ja się chyba położę.

– Nic z tego, najpierw weź prysznic – zażądała.

– Nie dam rady – odpowiedział pijackim głosem.

– No to śpisz na kanapie – odparła, ucinając temat. – Boże, jeśli jesteś, to daj mi cierpliwość, żebym nie zamordowała tego pijaka własnoręcznie.

– Skarbie – bełkotał dalej Patryk – ja się wcale nie nachlałem...

– Kończ waść, wstyd oszczędź – odpowiedziała mu jego ulubionym cytatem, który wypowiedział po przegranym pojedynku Kmicic do Michała Wołodyjowskiego w „Potopie".

– Ada, ty wiesz, jak mnie przekonać – zarechotał się po pijacku. – Jak Baśka Wołodyjowska Michała.

– Ale masz porównania – prychnęła Adrianna. – Może rzeczywiście lepiej idź już spać.

– A bara-bara?

– Jezu, co ty, w simsy grałeś ze studentkami? – zakpiła. Patryk burknął tylko coś pod nosem i zawrócił w miejscu. – A jednak pofatygował się do łazienki – zauważyła, słysząc dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.

NARZECZONA DLA ROLNIKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz