Dante Capela chyba nigdy nie był tak zaskoczony jak dzisiaj. Gregory nigdy nie pojawiał się w biurze przed 15, a jednak zobaczył go z samego rana. Wyglądał jak zawsze, ale tylko sam Monthana wiedział, że był nieswojo podekscytowany.
Bo Gregory Monthana nie okazywał takich emocji.
- I jak z tą kawiarnią? - było jego pierwszym pytaniem, gdy zobaczył Die na pierwszym piętrze jego budynku.
- Zaproponowaliśmy właścicielowi duże pieniądze, tak jak kazałeś, powiedzieliśmy, że to poważna sprawa i jeszcze w nocy załatwiał z nami wszystkie umowy, jest twój - na twarzy bruneta pojawił się rzadko widywany uśmiech.
- Twój? - zmarszczył brwi w konsternacji.
- Chłopak, który tam pracuje - Dia obkręcił się na fotelu mrugając do przewracającego oczami Gregorego. A w jego myślach krążyło tylko jedno pytanie. Dlaczego to on musiał mieć tak durnego przyjaciela?
Nic nie odpowiedział, wiedząc, że ciemnoskóry i tak nie odpuści, a potem niemal wybiegł z biura żeby jak najszybciej zjawić się przy nowo zakupionym lokalu. To zdecydowanie nie było do niego podobne, ale brunet nie zastanawiał się nad tym długo pędząc ulicami miasta swoim drogim samochodem. A w jego głowie mimo wszystko był tylko drobny blondyn i jego małe dłonie próbujące zetrzeć kawę z jego klatki piersiowej.
I wiedział. Wiedział, że nie powinien o tym myśleć, nawet nie miał pojęcia czy chłopak lubił tę samą płeć, ale nie mógł nic poradzić na to, że od poprzedniego dnia stale przebywał w jego umyśle.
Gdy dotarł na miejsce zaparkował i szybkim krokiem skierował się do kawiarni. Delikatnie popchnął szklane drzwi i odrazu otulił go zapach mielonej kawy.
- Dzień dobry, coś Panu podać? - usłyszał pytanie od starszej kobiety odrazu po dotarciu do głównego barku.
- Jestem nowym szefem, chciałbym zobaczyć resztę budynku i wszystkich pracowników którzy są dziś na zmianie - Monthana wiedział, że kobieta spodziewała się jego przyjścia, więc zaczęła go oprowadzać i przy okazji mówić do pracowników, żeby wszyscy pojawili się w sali gościnnej, w której na szczęście dzisiaj nie było żadnej uroczystości.
Kawiarnia była mała, oprócz paru stolików, barku i sali w której odbywały się różnego rodzaju chrzciny lub inne okazje było tu tylko małe zaplecze. Gregory chciał się skrzywić, szybko zakończyli oprowadzanie i teraz stał przed dwoma pracownikami czekając na osobę, która sie spóźnia.
Wiedział, że to Erwin przyjdzie spóźniony. Nie mógł sobie darować obejrzenia jego grafiku, wynagrodzenia i cv.
Dlatego też gdy blondyn zestresowany wbiegł do sali, on po prostu popatrzył się na niego z wyższością. A Erwin? Erwin nie spodziewał się, że może mieć tak wielkiego pecha w życiu. Mężczyzna na którego wczoraj wylał kawę był jego nowym szefem. Czy mogło być gorzej?
- Witam, przepraszam za spóźnienie, były niesamowite korki - blondyn nawet nie miał samochodu i do pracy szedł pieszo, ale to przecież nie było ważne.
- Możemy zaczynać? - Gregory skierował pytanie do starszej kobiety, która chyba była osobą dowodzącą w tym lokalu.
- Jasne, dzisiaj tylko nasza trójka ma zmianę - oznajmiła.
Ale on już na nią nie patrzył. Jego wzrok wychwycił żółtego kwiatka we włosach Knuckles'a. Był pod wrażeniem jak pięknie jego miodowe tęczówki kontrastowały z rośliną i jego jasnymi kosmykami włosów opadającymi na czoło.
- Szefie, mam pytanie. Czy zamierza Pan kogoś zwalniać? - z letargu wybudził go głos młodej pracownicy.
Oh, to chyba czas trochę się zabawić.
- Tak. Czy mogłybyście zostawić nas z Panem Erwinem samych?
Blondyn zacisnął mocniej wargi, nie mógł zostać zwolniony. Nie miał pieniędzy ani żadnej innej pracy do której mógłby się przenieść. Jego stres zwiększył swoje rozmiary gdy drzwi za kobietami się zamknęły.
- Dlaczego omijałeś mój stolik a potem wylałeś na mnie kawę? To chyba nieodpowiednie zachowanie - brunet poważnym głosem zaczął swoją regułkę. Podszedł o krok bliżej i zobaczył jak bardzo był wyższy od chłopaka. Kelner sięgał mu zaledwie do podbródka.
- Dlaczego gdy jesteśmy z kimś to zwracasz się do mnie na Pan, a teraz na Ty? To chyba nieodpowiednie zachowanie.
I chłopak wcale nie chciał tego powiedzieć, ale jak zawsze nie mógł utrzymać języka za zębami. Gregory popatrzył się na niego w niedowierzaniu. Jakim prawem odzywał się do niego w ten sposób?
- Jestem twoim szefem - przypomniał mu, ale blondyn to pamiętał i mimo że chciał, to nie zamierzał odpuścić.
- A ja pracownikiem i to nic nie zmienia w zasadach dobrego wychowania.
Brunet uniósł brwi do góry, ale w myślach zgodził się, że jego zachowanie było nieformalne.
- Gregory Monthana - podszedł jeszcze o krok i wyciągnął rękę w stronę kelnera.
- Erwin Knuckles - blondyn uścisnął jego rękę, a brunet mógł w tej chwili myśleć tylko o tym jak miękka i mała była jego dłoń. Chciał trzymać ją dłużej, zdecydowanie dłużej niż te pięć krótkich sekund.
- Czy mogę wrócić do pracy?
Pytanie wydobyło się z ust chłopaka, ale Gregory go nie zrozumiał wciąż wpatrując się w niego jak na dzieło sztuki. Czemu wyglądał tak niewinnie stojąc przed nim? Brunet powoli pokiwał głową zapominając o tym, że przecież miał mu dać nauczkę. Blondyn wykorzystał okazję i ulotnił się z pomieszczenia.
A Monthana stał w miejscu, stał i myślał jak może umilić mu pracę, a przecież go nie interesował. Chyba.