~~~~~ 1 ~~~~~

66 4 0
                                    

Tauriel wyszła powoli z celi prowadzona przez 6 ludzi na grubych łańcuchach. Ludzie nie wiedzieli że to jej nie powstrzyma. Wbijały jej się w ciało, przecinając skórę i ubranie. Knebel zaczynał ją dusić. Mimo to szła, prosto z podniesioną głową i martwym wyrazem twarzy. Zatrzymano ją dopiero przed stryczkiem, na którego schodach stał pewnien mężczyzna płacząc. Tauriel wysiliła się i poczuła jak ludzie się odsuwają, łańcuchy luzują się. Drgnęła gwałtownie by pozbyć się mrowienia z unieruchomionych kończyn. Nikt nic nie zauważył. Była wolna. czekała na dobrą okazję. jeden ze strażników trzymających łańcuchy stał blisko palu na którym sał stryczek. Publiczność egzekucji była duża, zebrała się połowa miasta. Nie zauważona nie ucieknie. Wolała zaryzykować. Nie chciała czekać. Była głodna i wściekła. Bolał ją każdy milimetr ciała. Nie wiele myśląc pchneła strażnika. Tak jak przewidziała puścił łańcuch, i mocno uderzył głową o pal tracąc swiadomość. Reszta strażników naciągneła łańcuchy,ale bez skutku. Stała już dużo dalej. Rzucili się na nią wszyscy, obserwatorzy i straż. Była jednak szybsza. wyrwała łańcuch i zamachnęła się nim zwalając wszystkich dookoła. Zawalił się stryczek. Miała nadzieję, że mężczyzna poprostu spadnie na ziemie. ale nie. Kat wsunął jego głowę w obręcz. gdy budowla się zawaliła, skręciła mu kark.  potem bez względu na wszytsko musiała uciekać. Uciekać jak najszybciej i jak najdalej. W uszach dżwięczały jej wrzaski mężczyzny gdy jego wyprowadzali (za jednym sznurze). Błyskawiczne decyzje to jej mocna strona. Spontaniczne, ale szybkie. W uszach brzmiało jej tylko - " ...Lina...moja córka... jest w barze... musi wiedzieć...". Cicho jak myszy nocą, weszła do najbliżeszgo budynku. Miała szczęście. Nikogo tam nie było.
Cmoknęła samozadowolona. Poczuła, silny i ukochany przez nią zapach końskiej sierci. Wbiegła po schodach. Weszła do jakiegoś pomieszczenia, i wzieła ciuchy, z jakiejś szafy. Sukienka była przykrótka, ale leżała na niej całkiem dobrze. Szybko upieła włosy tak, by zasłoniły uszy, i nie było widać ich długości. Żeby sukienka wyglądała naturalnie, docisnęła się dziurawym, od łańcucha, gorsetem, tak mocno,że ledwo mogła oddychać. Ludzie są tacy niewymiarowi. Błądziła chwilę po domu w poszukiwaniu czegoś na wzór łazienki. Gdy ją w końcu znalazła, obmyła twarz z krwii. Usłyszała trzaśnięcie drzwi. Wyskoczyła przez najbliższe okno, zjechała po dachówkach, i upadła na ziemię, na kolano. Zabolało. Otrzepała ukradzione ciuchy, z piachu. Miała jeden cel. Koń. A na nim do baru. Do jakiejś Liny. Nagle do głowy wpadł jej inny pomysł. Usłyszała wrzaski z domu. Ktoś wyjrzał przez okno, którym wyskoczyła. W porę, usunęła się z pola widzenia. Obiegła dom. Według jej intuicji, tu powinna znajdować się stajnia. otworzyła bramę, którą zauważyła. Wybiegło przez nią kilka koni. Pobiegły tak jak myślała do lasu. Znowu uciekała. Ryzykowała życie. Pobiegła do baru. Wiedziała gdzie jest. Zanim ją złapano, poznała całe miasto. Gdy dobiegła do baru usłyszała radosny gwar pijanych ludzi. Wzieła uspokajający oddech. Otworzyła drzwi. Podeszła do lady.- Chcę rozmawiać z Liną. - powiedziała stanowczo. Jej głos był zachrypnięty. Przez ostatnie 4 lata, mało go używała. Ludzie dookoła zaczeli się śmiać.
- Tam jest! Ej lala! Teraz jakaś panienka do ciebie! - powiedział jakiś pijak ze śmiechem. Wskazywał kąt. Zauważyła młodą, brudną kobietę. Zaczęła się przepychać. Obrzydzał ją zapach alkocholu, i zaniedbanych mężczyzn. Ktoś gwizdną na nią. Nie odwróciła się. Zmierzała do celu.
Lina miała brudne brązowe włosy. Spała, albo udawała że śpi. Pachniała przetrawionymi trunkami,i brudem.  Stała patrząc na nią. Ludzie dookoła ucichli. Wszyscy się na nią patrzyli.
- Lina - Powiedziała głośno. - Lina! - zawołała. Brzydziła się jej dotknąć. usłyszała pisk. spojrzała w stronę źródła dźwięku. Siedziała tam mała dziewczynka.
- Lina! - powiedziała - Ej Lina wstawaj! - jej głos wstazywał że ma około 10 lat.
Tauriel westchnęła. Rozejrzała się dookoła. Wzięła pierwszą szklankę jaka wpadła jej w ręce. zamachnęła się. Lina usiadła gwałtownie charcząc i łapiąc mokre od jakiegoś piwa włosy.
- Czego? - jej ton  był raczej napastliwy.
- Twój ojciec nie żyje. - patrzyła jej prosto w oczy. Kobieta wstała. Chwiała się na nogach. Tauriel była od niej znacznie wyższa. W oczach zabłyszczały dziwne iskierki. Tego sie nie spodziewała. Na twarzy Liny zagościł uśmiech. Unisła butelkę pełną alkocholu. Wypiła i zaczeła się śmiać.
- Linda! - zawołała - Won! Już nie musze cię tu trzymać. Czego ojciec nie zobaczy, to mu nie przeszkodzi. Nie chce cię tu widzieć!
Dziecko rozpłakało się. Tauriel wpadło coś do głowy.
- Linda? - zapytała kucając przy małej dziewczynce. - Choć ze mną.
I tak to wszystko się zaczęło.

LindaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz