~Old dead love~

614 37 12
                                    

-Erwin słuchasz mnie?-wyrwał mnie z myśli głos mąciciela.

-No tak tak.-odpowiedziałem.

-Wiem, że mnie nie słuchałeś misiu kolorowy. Żeby było wszystko jasne, powtórzę to jeszcze raz, a ty Erwin słuchaj mnie.-mamusia się znalazła.

-O godzinie 19:20 nasz cel będzie w jubilerze. My podjedziemy 2 samochodami. Zablokujemy wejście, tak żeby nie uciekł, a żebyśmy my mogli  wejść. Wchodzimy do jubilera w 4. 3 osoby celują do naszego cela z broni, a jedna osoba zawiązuje mu ręce i zakłada worek na głowę. Wszystko jasne?-powiedział Kuiczak.

Wszyscy potwierdzili. Rozeszliśmy się wszyscy w swoje strony. Ja wsiadłem w swoje Zentorno i pojechałem przyszykować się na akcje do mieszkania.

Wziąłem z szafki gdzie miałem dosłownie wszystko pieniądze, żeby kupić sobie kolejne ubranie.

Z tego co jebany mąciciel mówił, każdy ma być ubrany na czarno.

Oczywiście ubrałem CzArNy GoLf bo jakby inaczej, czarne jeansy i jakieś randomowe czarne buty. Prawie zapomniałem o masce na ryj. Wziąłem ZwYkŁą CzArNą.

Nim się obejrzałem była już 19:00. Za 20 minut jakaś osoba będzie miała przejebane.
***
-Ręce do góry!-krzyknąłem do osoby w jubilerze.

Podeszłem i związałem cel i założyłem worek na łeb.

Wsiedliśmy wszyscy do aut. Nasz cel siedział ze mną w samochodzie.

Nie spodziewałem się, że będzie tak cicho.

Na miejsce dojechaliśmy po 2 minutach. Wyprowadziłem osobę ze samochodu i posadziłem na krześle na środku pokoju. Zdjęliśmy wszyscy maski.

-No no Eva, trochę sobie przejebałaś.-zacząłem zdejmując jej worek.

-Erwin?-spytała z niedowierzaniem.

-Dokładnie, a kogo innego się spodziewałaś? Świętego mikołaja?

Nie odpowiedziała.

-Gdyby nie to, że prawie zabiłaś naszego najbliższego przyjaciela Doriana, to by Cie tu nie było.-powiedziałem z uśmiechem.

-Mówiliście, że dacie mi spokój za uwolnienie Doriana.-patrzyła na mnie z wkurwionym wzrokiem.

-Ależ tylko ja przysięgałem. Kui czy np Carbonara nic nie obiecywali.

-Jak mogłeś..

-Nie chce mi się ciebie słuchać już. Dorian, daj broń Carbonarze.

Dorian podszedł do stolika z bronią, wziął jedną i podał mojemu bratu.

Carbo bez wachania wycelował w Evę i strzelił jej w ramię.

-Kurwa mać!-krzyknęła.

-Trzeba było z nami nie zadzierać kochanie.-powiedziałem kucając przy dziewczynie.

-Jeszcze się przekonamy kto wygrał.-wyszeptała po czym poczułem ból w prawym ramieniu.

Spojrzałem w miejsce gdzie zaczęło mnie boleć.

Ta suka wbiła na nóż w ramie!

-Carbo, nie pierdol się, strzelaj.-powiedziałem nieco wkurwiony.

Wstałem z podłogi i poszedłem do miejsca gdzie stałem wcześniej.

Próbowałem nie dało sobie poznać, że to boli jak cholera i chyba mi się to udawało.

Po chwili usłyszałem strzał. Szczur został dobity.

Wyciągnąłem sobie ostrze z ramienia i wbiłem martwej dziewczynie w nogę.

-No panowie, trzeba się zbierać, za chwilę policja się tu zjawi. Nie zapomnijcie zamknąć drzwi na klucz jak wyjdziemy. Nikt nie może jej znaleźć.-wyszedłem z uśmiechem.

Wsiedliśmy wszyscy do aut i pojechaliśmy
***
-To była dobra akcja, już nigdy więcej szczur nam nie przeszkodzi w niczym.-powiedział Kui.

Wszyscy szczerze się uśmiechnęli. Widać było, że są szczęśliwi.

Ja jednak w połowie spotkania wyszedłem. To cholerstwo zaczęło mnie tak boleć, że się wytrzymać nie dało.

Wsiadłem w samochód i pojechałem do pobliskiego szpitala.

Spojrzałem szybko na ramię żeby zobaczyć jak to wygląda, jednak w tym samym czasie, auto z naprzeciwka zmieniło pas, żeby wyprzedzić lokalnego tym samym wpierdalając się we mnie.

Czułem jak moje powieki robiły się coraz cięższe. Słyszałem gdzieś daleko głosy, ale już nic nie rozumiałem.

Po chwili po prostu zemdlałem.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

Tak.

365 dni kłamstw| MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz