Rozdział 3

182 26 25
                                    

Harry westchnął delikatnie, pchając za Louisem wózek pełen niezbędnych na co dzień rzeczy, gdy alfa przeglądał żywo kolorowe pudełka z płatkami umiejscowionych na półkach. Omega znieruchomiał w swoich krokach, teraz opierając brzuch o uchwyty wózka, czekając na Louisa, który wciąż zastanawiał się nad wyborem płatków śniadaniowych — Curiously Cinnamon czy Cocoa Puffs? — Louis gwałtownie się odwrócił.

Harry zagryzł swoją dolną wargę gdy rozmyślał nad płatkami, które chciałby zjeść na śniadanie, nim niechętnie wskazał w kierunku pomarańczowego pudełka — Potrzebowałbym tutaj prawdziwych słów. Sądzę, że jesteś całkowicie zdolny do wypowiedzenia niektórych, prawda? — przygryzł mocniej swoją wargę, spojrzeniem przemykając w stronę swoich zdartych tenisówek. Wydawało się, że cokolwiek zrobi, zawsze znajdował sposób aby jakoś zirytować Louisa. Prawdopodobnie jego nędzna egzystencja była wystraczająca aby zdenerwować alfę.

Jego alfa.

Jego alfa powinien go kochać, czyż nie? Zatem dlaczego tego nie robił?

Dlaczego Louis zawsze sprawiał, że wyglądał gorzej w taki czy inny sposób? Na początku nawet nie miał pozwolenia na mówienie bez pozwolenia, a teraz, kiedy rzeczywiście zaczął przestrzegać nieoficjalnego polecenia, Louis karcił go, gdy po prostu pozostawał bezgłośny — Potrzebuję pieprzonej odpowiedzi. Nie mam całego dnia — masz cały dzień wolny, Harry chciał się kłócić, ale chłopak uciszył siebie żeby nie zezłościć Louisa i, możliwie, nie zostać wyrzuconym z watahy.

— Curiously Cinnamon — wyszeptał łagodnie Harry, wciąż nie łapiąc lekceważącego spojrzenia Louisa.

Harry nie wydał żadnego dźwięku, gdy pudełko Cocoa Puffs zostało wrzucone do wózka wypełnionego po brzegi.

Nic nie powiedział, kiedy Louis bezsłownie uciekł ze sklepu. Chłopak po prostu kontynuował wrzucanie rzeczy, których potrzebował, a jak tylko skończył, zapłacił za produkty pieniędzmi, które miał przy sobie.

Teraz wszystko co musiał zrobić to odnalezienie drogi powrotnej do domu.

— Jak się czujesz, kochanie? Miło się zadomowiłeś? — łagodny głos jego matki przebił się przez telefon, w jakiś sposób uspokajając go od wewnątrz.

— Tak — odpowiedział cicho, wypuszczając oddech, gdy obrócił się, leżąc na plecach w łóżku królewskich rozmiarów.

— Tak? Jak Louis cię traktuje? Czy muszę przyjechać i przeprowadzić z nim porządną rozmowę na temat dobrego traktowania mojego syna? — nagła wiązka pytać rzucona w niego sprawiła, że omega zachichotał lekko.

— Nie musisz się martwić mamo. Jestem całkowicie w porządku — odpowiedział Harry, mrugając powiekami do góry na sufit, rękoma splecionymi za swoją głową, gdy oblizywał swoje suche usta aby je trochę nawilżyć. Jego telefon lekko zawibrował na jego brzuchu, kiedy matka się zaśmiała.

— W porządku, jeśli tak mówisz — brzmiała na nieprzekonaną, ale jednocześnie zmieniła temat, mimo wszystko. Harry wypuścił maleńkie westchnięcie ulgi, przymykając oczy, kiedy słuchał matki kontynuującej rozmowę o liczbie kwiatów, które wyrosły w tym miesiącu.

Pozwolił aby spokojny głos matki ukołysał go do snu, dobrowolnie zamykając powieki.

Kiedy Harry otworzył oczy, w pokój zapadł w mroku – było zbyt ciemno jak na jego gust. Chłopak wstał, przeklinając przez zaciśnięte zęby, gdy telefon spadł z łóżka z lekkim hukiem. Przykucnął aby podnieść komórkę która, na szczęście, nie zepsuła się. Sprawdził godzinę, przygryzając dolną wargę w zmartwieniu, gdy cyfry niemal się na niego gapiły jakby przypominając mu o błędzie, który zrobił.

lilac • larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz