Do zamknięcia drzwi rezerwatu zostało dosłownie piętnaście czy dziesięć sekund. Aidan może i by zdążył, ale zamiast tego leżał z postrzelonym ramieniem przygnieciony również ciałem brudnego tułacza, którego jak idiota starał się ocalić.
Z uzbrojonego wozu wyszli wszyscy – cała trójka. Snajper, który w niego trafił podszedł do błagającego o życie chłopaka, a mężczyzna, kierowca, ruszył za najmłodszym z grupy, który biegł w stronę drzwi.
- Wracaj Tolbir! Wracaj mówię! – krzyknął do młodego kierowca.
- To wejście, do rezerwatu! Pierwszy i ostatni raz się otwiera.
Młodzieniec bez namysłu wskoczył do środka, jeszcze cudem przeciskając się do zamykającego otworu.
- Jugen chodź tutaj! – powiedział do kierowcy chłopak.
Kierowca biegł ile sił w nogach, ale zdążyłby najwyżej włożyć rękę przez szczelinę bramy.
- Dureń! – krzyknął z łzami. – Pieprzony dureń z niego!
Snajper naładował ciało Aidana i włóczęgi na bagażnik.
***
Było... ciemno. Raczej dlatego, bo w końcu Aidan był w połowie przytomny. Jakby spał – miał świadomość, ale nie miał siły aby się obudzić. Czuł ogromny ból w wszystkich częściach ciała. Płuca mu pękały za każdym razem gdy nabierał powierza. Rana postrzałowa uniemożliwiała mu ruch czy obrót ciała, lecz nie wypływała z niej już żadna krew. Opatrzyli go? W każdym bądź razie musiał tkwić na zewnątrz spory kawał czasu skoro z raną wszystko było w porządku. Usta miał zakneblowane, więc to nie wróżyło niczego dobrego.
Po chwili odzyskał siły wystarczająco, aby podnieść ciężkie powieki. Pierwsze co zobaczył to ziemie na której siedział i swoje związane nogi. Chętnie potarłby sobie oczy aby wyostrzyć rozmazany obraz, ale ręce również miał unieruchomione oraz przygniecione swoim ciałem opierając się o belki jakiegoś drewna. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że jest dzień. Widocznie po kilku dekadach w zamknięciu wszyscy z rezerwatu Eden stracili rachubę czasu i błędnie trzymają się godzin.
W uszach usłyszał przyjemny dźwięk żarzącego się ogniska, często tłumiony radosnym mruczeniem i basowym podśpiewywaniem jakiegoś człowieka. Jak się okazało oprócz niego było kilku innych ludzi.
- No ale jak to tam wszedł? – zapytał głos gdzieś z jego prawej.
- Też nie chciałem w to wierzyć, ale mówię prawdę. Przecież byłem z nim i widziałem. Te drzwi były otwarte, więc wystrzelił z wozu i pobiegł do środka.
- Słuchaj mnie Martin... - wypuścił powietrze z niecierpliwości. - Jeśli Tolbir nie wrócił przez jakiś wypadek przy akcji to powiedz mi to. Już wolę prawdę niż te twoje bajeczki.
- Nie to ty mnie słuchaj – zadrżał mu głos z obawy czy przypadkiem nie był zbyt stanowczy w stosunku do swojego rozmówcy. Widocznie musiał on być kimś ważnym w tej grupie. – Masz tutaj żywy dowód na to, że rezerwat był otwarty, samego jego mieszkańca. I jak mi to wyjaśnisz?
- A no właśnie... dziwna ta wasza dzisiejsza zdobycz. Czyste ciuszki, włosy uczesane, chyba jeśli mi się nie przewidziało miał nawet białe zęby. Ale to nie zmienia faktu, że i tak ci nie wierzę. Nigdy nie widziano żadnego mieszkańca Edenu to dlaczego teraz mielibyście tak po prostu go schwytać. I oczywiście po co, w ogóle, ktoś miałby stamtąd wychodzić?
- No przecież mówię prawdę. Dlaczego miałbym kłamać? – powiedział zrezygnowany.
- Z powodu strachu przed konserwacjami.
CZYTASZ
Rezerwat dla zdrowych ludzi
Science FictionZ niewiadomych przyczyn świat ogarnęła zaraza, która dopadała i zabijała każdego człowieka po zakończeniu czterdziestego roku życia. Ci którzy mogli sobie na to pozwolić zamieszkali w ośrodku Eden, który umożliwił ostatnim ludziom normalne życie. K...