melatonin

7 0 0
                                    


akcja na imprezie, wspomniany alkohol i papierosy, nieodwzajemnione uczucie

xxx

"Przynajmniej w tamtym momencie było fajnie" powiedziała i cholera, że wtedy nie zareagowałem, wciąż się o to zaklinam. Zaśmiałem się jedynie cierpko, gardło zdarte miałem od krzyków i wyzerowanego przed sekundą piwa. "Gdyby tak tylko mogło być codziennie."

 Pokiwałem głową, odchylając się błogo do tyłu. Gdyby tak mogło być codziennie — nocne niebo, otulająca nas jak koc muzyka, procenty rozgrzewające atmosferę. Przez mgłę widziałem jej uśmiech, błąkający się cierpko po twarzy, migoczący niedbale. Albo to umysł płatał mi figle. W tamtej chwili niczego nie mogłem być pewien.


I cholera, wyglądała tak pięknie w tym gwiezdnym blasku, z tymi swoimi rozwichrzonymi włosami i brokatowym pudrem na polikach, sama wyglądała jak Kasjopeja najpiękniejsza, pewna swojego wdzięku gdy tak śmiała się szczerze. Ciekawe, czy w tamtej chwili nie mógłbym zostać jej Cefeuszem, gdybym podjął ten jeden krok dalej. Ale może widziałaby mnie wtedy jak Ketosa, pomyślałem ponuro i nie nachyliłem się w jej stronę, gdy nasze oczy się spotkały.

"Lubię cię, wiesz? Łatwo się z tobą rozmawia."

Wymamrotała, drżącymi dłońmi wyciągając zapalniczkę z kieszeni i zapaliła peta. Papierosowy dym oblał powietrze.

"Rozpalasz mnie. Lubię siebie gdy jestem z tobą."

Powiedziałem nim ugryzłem się w język. Zachichotała niedbale i zaciągnęła się tytoniem. 

"Cholera, widziałeś może Olgę? Uciekła mi gdzieś w łazience, a... " Tu zawahała się drobno, zawadiacki grymas przemknął jej po twarzy. Odwróciła się, wzrokiem zlustrowała przestrzeń w środku domu "Nie słyszałeś tego ode mnie, ale zaiskrzyło, jeżeli wiesz o co mi chodzi."

"Niekoniecznie."

"O kurwa, widzę ją. Dobra, palę wrotki"

Uniosła się i gdy już myślałem, że przeszła przez próg, dłonią objęła mój podbródek, uchyliła go do góry. Ustami rozpaliła mi głowę, przejechała dłonią po włosach i o bogowie, błagałbym o więcej gdybym mógł. Ale raz jeszcze zaśmiała się szelmowsko i pobiegła, zostawiając mnie jedynie z cieniem tego, co mogłoby być. Może gdybym ją zatrzymał, powiedział coś, ale z natury jestem tchórzem. Więc pobiegła, błyszcząc się jak najjaśniejsza gwiazda, z tym rozświetlonym spojrzeniem, zostawiając swego rodzaju pustkę w ogrodowym pięknie.

I marzyłem sobie w tamtej chwili, że może gdybym skrzydła miał nieco bardziej kobiece to może chciałaby mnie za swą dziewkę objąć i zostalibyśmy już tak do końca, po słowie, oblani płynnie-miodnym uczuciem i delikatnością, taką, na jaką byłoby nas stać.

Ale ona nad delikatny blask jaki we mnie wywoływała nadto uwielbiała bordowo-różową szminkę parkietową i energetyczną ekstazę.

Oh, ile bym dał, odchyliłem się ze zmęczonym westchnięciem. By zawisnąć jako jedna z gwiazd wśród jej blasku. 


a smile brings out your eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz