Kaeya Alberich. Atrakcyjny flirciarz z tajemniczą przeszłością.
Czy ktoś się spodziewał jego śmierci? Nie. Niestety była ona nie unikniona.
Całe Mondstadt przez to cierpiało, ich ulubiony rycerz zmarł i nie mogli nic z tym zrobić.
Przyczyny, ani...
Minął tydzień od śmierci Kaeya'i. Razor odwiedził brata zmarłego by przekazać mu zapiski Albericha. Parę godzin później, Diluc samotnie siedział w swojej sypialni patrząc na pamiętnik. Miał przy sobie odpowiedzi na wszystkie pytania, które nękały mieszkańców Mondstad. Nie wiedział co zapisywał jego brat. Czy kiedykolwiek podejrzewałby Kaeyę o posiadanie owego pamiętnika? Nigdy w życiu. Mogło być to spowodowane długą rozłąką tej dwójki. Przejmował się przejrzeniem go, bardziej niż podejmowaniem decyzji czy dać Wino Ventiemu. Jego myśli zostały przerwane przez delikatne pukanie o drzwi. Energicznie schował pamiętnik pod poduszkę nie chcąc by ktokolwiek (poza Razorem) wiedział, że posiada odpowiedź na śmierć Kaeya'i.
- Proszę.- Odpowiedział na pukanie po chwili ciszy. Ramę drzwi przekroczyła dość wysoka, nawet dobrze zbudowana, blondwłosa kobieta o jasnoniebieskich oczach. Acting Grandmaster Jean Gunnhildr. Dyrygowała Knights of Favonius, słynnymi rycerzami chroniącymi prawo i bezpieczeństwo mieszkańców beztroskiego miastka Mondstadt. Miała równie odpowiedzialną posadę co Diluc. Bez niej mieszkańcy owego miasta czuliby się bardzo przerażeni, jednak kobieta dyrygowała Kof tylko pod nieobecność Kapitana Varka.
- ..Panie Diluc.- Wreszcie wydusiła z siebie jakieś słowa. Nie było jej łatwo rozmawiać z kimś kto stracił bliskiego członka rodziny. Prawdopodobnie nikomu nie byłoby łatwo- Przyniosłam kwiaty.. W formie Kondolencji.-Powiedziała powoli zbliżając się do czerwonowłosego. Ten tylko spojrzał jej w oczy.. było widać w nich żałobę i współczucie. Prawdopodobnie już zdążyła opłakać śmierć mężczyzny, w przeciwieństwie do Diluca.
- Nie musiałaś.- Mruknął biorąc bukiet do rąk. Miał rację, kobieta nie musiała tego robić.. A zrobiła- Macie jakieś nowe informacje na temat śmierci.. Kaeya'i?- Spytał. Samo wypowiadanie jego imienia sprawiało, że dostawał gęsiej skórki. Jean lekko pokiwała głową sugerując iż nic się nie dowiedzieli. Żaden z rycerzy nie lubił poruszać tematu śmierci ich bliskiego przyjaciela. Sprawiało to, że atmosfera wokół robiła się smutna i ponura. Kaeya rozmawiał z dużą ilością osób jednak nikt nie znał jego prawdziwej twarzy, nawet jego przyrodni brat. Było to nawet smutne.
- Rozumiem.- Wzdechnął wkładając bukiet do pustego wazonu. Po chwili dodał spoglądając na Jean- Masz jeszcze do mnie jakąś sprawę?- Jego głos był bardziej oziębły niż normalnie. Wyglądał jakby nie spał nocami, jednak nadal nie pozwalał nikomu martwić się o jego osobę. Radził sobie lepiej niż całe Knights of Favonius.. Przynajmniej tak mu się zdawało. Było to jedno wielkie kłamstwo. Nie dawał sobie sam rady. Potrzebował pomocy, jednak nie chciał o nią prosić, bo uważał to za stratę czasu.
- ..Nie, To wszystko.- Odpowiedziała ze skruchą w głosie. Odwróciła się i pokierowała w stronę wyjścia jednak zanim wyszła spojrzała na Diluca- Nie musisz ukrywać tego, że cierpisz.. Żałoba to nic złego. Proszenie o pomoc tym bardziej.- Stwierdziła po czym opuściła pokój zamykając za sobą drzwi. Słyszał powoli oddalające się kroki i odetchnął z ulgą. Nie miał zamiaru publicznie okazywać swojego bólu. Powoli sięgnął po pamiętnik jego drżącymi rękami. Był bliski popłakania się i schowania pod ciepły koc. Trochę dziecinne nieprawdaż? Czuł samotność i tęsknotę za dzieciństwem. Znowu został sam, po raz kolejny ktoś z jego rodziny umarł. Czy to jakaś klątwa? A może mężczyzna nie zasłużył na rodzinną miłość? Sam nie umiał sobie na to odpowiedzieć.
Minął kolejny dzień. Diluc nadal nie opuścił Winarni. Jedyne czego teraz potrzebował to spokoju, jednak znowu ktoś zdecydował się zapukać. Była to Adelinde, jedna z pokojówek pracujących w owej Winiarni. Kobieta poinformowała go, iż ma gości. On tylko odpowiedział "Zaraz do nich przyjdę", na te słowa pokojówka opuściła pokój z zadowoleniem na twarzy.Szkarłatnooki nie chciał dzisiaj z nikim rozmawiać, jednak nie miał wyboru i musiał to zrobić. Zmarnowany wstał po czym wyszedł z pokoju przed tym chowając notatnik brata do szafy. Powolnym krokiem zszedł po schodach na parter gdzie ku jego zdziwieniu ujrzał Jean, Amber i Klee rozmawiające z wcześniej wspomnianą pokojówką. Co one tutaj robiły? Diluc chciał spokoju, a nie kolejnych gości składających mu kondolencje. Nie chciał już słyszeć jak im wszystkim jest przykro z jego straty. Nie tego potrzebował.
- O! Pan Diluc już tutaj jest.- Odezwała się Królicza dziewczyna lekko klepiąc dzieciaka po plecach. Mężczyzna powoli podszedł do niższych od siebie kobiet, Spoglądając na pokojówkę jakby prosił o chwilę prywatności. Adeline zrozumiała co miał na myśli król tworzenia Win i opuściła dużych rozmiarów korytarz. Klee nieśmiałym krokiem podeszła do mężczyzny po czym wręczyła mu kartkę - Klee chciała Ci to dać.- Powiedziała Amber
- Nie chce żeby Pan Diluc był smutny bo Kaeya wyjechał do Inazumy, Dlatego Klee to narysowała!- Wskazała na kartkę. Diluc słysząc te słowa omal się nie rozpłakał.. Czyli znowu okłamały to biedne dziecko? Zastanawiał się, jakby dziewczynka zareagowała na prawdę. Przecież wieczne życie w kłamstwie to nic dobrego. Powoli zwrócił swe oczy ku rysunkowi.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Na kartce było widać trzy postacie trzymające się za ręcę. Wszystkie z nich były uśmiechnięte i szczęśliwe, jakby problemy tego świata nie istniały.
- To jestem ja! A to ty i Pan Kaeya.- Mówiła z zadowoleniem wskazując na poszczególne postacie- A tutaj jest Dodoco, a za nami jest wielka eksplozja.- Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w zmęczone ciemne oczy brata zmarłego- Gdy Kaeya wróci z Inazumy, Klee i Diluc zabiorą go na wspólne wysadzanie ryb!- Nie wiedząc czemu te słowa zabolały mężczyzne. Uderzyły idealnie w jego najczulszy punkt. Łzy intensywnie zaczęły spływać po bladych policzkach Diluca -P-Panie Dilucu?- Odezwała się zdziwiona Amber. Jednak po chwili czyjeś małe ręce otuliły długie nogi smutnego człowieka
-..Pan Kaeya.. On nie wróci, prawda?- Spytała się Klee łamiącym głosem. Chyba zrozumiała jak poważna jest ta sytuacja. Nie odpowiedział jej. Płakał w ciszy czując coraz to większy wstyd zmieszany z bólem. Próbował powstrzymać owe łzy, jednak nawet na to nie miał siły. Czuł się taki słaby, i tak upokorzony. Jean nalegała, żeby już opuścili winiarnie jednak mała elfia dziewczynka nie chciała zostawić Diluca samego. Minęło parę dobrych minut zanim ta trójka wreszcie wróciła do siedziby Knights of favonius. Mężczyzna w tym czasie zdążył wrócić i usadowić swoje ciało pod ciepłą kołdrą trzymając tajemniczy notatnik w rękach. Był zmęczony tym wszystkim. Zbyt dużo się działo, a jeszcze więcej miało się zdarzyć. Czy na pewno chciał poznać wszystkie tajemnice swojego martwego brata? Nie był tego pewien, ale i tak otworzył ten nieszczęsny pamiętnik. Jego oczy skierowały się ku pierwszej stronie..