Czerwono-włosy nawet nie zauważył gdy zasnął, a łzy spływały po jego policzkach. Przyśniło mu się coś dziwnego. Widział ciemną sylwetkę w czarnym pomieszczeniu, która próbowała się do niego odezwać, jednak mężczyzna słyszał tylko niezrozumiały bełkot. Wszystko zrobiło się ciemne na parę sekund. Nagle zapaliła się lampa rozświetlająca wcześniej wspomnianą sylwetkę. Gdy zaczął się jej przyglądać doszedł do wniosku, iż był to sam Kaeya Alberich siedzący na krześle patrzący prosto na niego.
- "Diluc, czemuż znowu płaczesz? Przy mnie nie okazywałeś swoich emocji, a po mojej śmierci stałeś się istną kulą smutku."- Uśmiechnął się powoli wstając. Charakterystyczny dźwięk podeszw ciemnoskórego roznosił się po nie wiadomo jak wielkim pomieszczeniu- "Widzę, że to dziwne uczucie znowu w tobie siedzi.. Tak jak tego dnia gdy próbowałeś mnie zabić."- Powoli stawiał krok za krokiem i zbliżał się do mężczyzny. Owe źródło światła podążało za nim co było dość nietypowe.
- "To smutek zmieszany z gniewem. Nie wiesz jak zareagować na takie coś jak strata, więc maskujesz to pod swoją złością i grasz niedostępnego."- Położył swoje dłonie na jego ramionach. Cały ten sen zdawał się być tak realistyczny dla nieświadomego mężczyzny, któremu ciągle zdawało się, iż to dzieje się naprawdę. - "To Ci w niczym nie pomoże."- Dodał po chwili, jednak po tych słowach owa sylwetka się rozpłynęła niczym dym a całe pole widzenia się rozświetliło by ukazać łąkę pełną kwiatów. Te zapachy, słońce które lekko rozgrzewało ciało mężczyzny i delikatny wiatr powiewający w jego włosy. Czy tak wyglądał idealny spokój?
- Panie Dilucu.- Usłyszał dość znajomy głos, jednak nie pochodził on ze snu. Dźwięk robił się coraz to głośniejszy i równie irytujący, aż mężczyzna lekko uchylił swe powieki by ujrzeć jedną z pokojówek pracujących w winarnii.
- Dzień Dobry.- Uśmiechnęła się Hillie- Prosił Pan by zostać wcześniej obudzony.- Dodała powoli rozsuwając zasłony- Śniadanie już na Pana czeka.- Mężczyzna bez dłuższego zastanowienia wyprosił kobietę by mógł w spokoju się przebrać. Związał swe włosy w charakterystyczny wysoki kucyk, ubrał swój garnitur po czym przejrzał się w lustrze. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż normalnie. Dlaczego śmierć brata wpłynęła na niego gorzej niż śmierć własnego ojca? Wsunął notatnik brata do jednej z wielu kieszeni i opuścił swój pokój.
Tak o to rozpoczął kolejny dzień ciężkiej pracy. Rubinowooki zdecydował się wrócić do swoich codziennych zajęć, czyli przesiadywania w barze i starania się unikać jakichkolwiek rozmów z pijanymi dorosłymi. Minęło trochę czasu gdy wreszcie do baru zawitał Albedo z nosem w notatkach wraz z Ventiem, który prawdopodobnie próbował mu towarzyszyć.
- No dawaj Albedo. Napij się ze mną! Nic Ci to nie zaszkodzi!- Ciemnowłosy próbował przekonać zmęczonego artystę
- Podziękuję. Przyszedłem tu by szukać inspiracji, a nie upijać się z tajemniczym poetą.- Mruknął powoli kierując się do jednego pustego stolika
- Ej no weź..- Marudził mężczyzna, jednak w pewnym momencie zatrzymał się. Zauważył, że za barem nie było Charles'a, tylko Diluc. Nie wiedział jak mógłby się z nim przywitać. Powoli podszedł do owego baru i usiadł na wysokim stołeczku z głową spuszczoną w dół.- Witam Panie Luc. Dawno Cię tutaj nie widziałem.- Stwierdził powoli kładąc swoją głowę na barze-..Jak sobie radzisz po jego śmierci?- Spytał nawet nie próbując utrzymać z nim kontaktu wzrokowego
- Mogło być lepiej. Nie myśl, że dam Ci za to darmowe wino.- Warknął powoli biorąc szklankę w dłoń i przecierając ją czystą ścierką. Po chwili ciszy znów się odezwał- A ty? Wiem, że byliście bliskimi przyjaciółmi, więc musiałeś to w chociażby najmniejszy sposób przeżyć.- Stwierdził. Diluc miał powód by zadać owe pytanie Ventiemu. Można powiedzieć, że martwił się o niego jednak nigdy tego nie okazywał wprost.
![](https://img.wattpad.com/cover/290583840-288-k542546.jpg)
CZYTASZ
𝙼𝚘𝚛𝚣𝚎 𝙿𝚛𝚣𝚢𝚔𝚛𝚢𝚝𝚎 𝙶𝚠𝚒𝚊𝚣𝚍𝚊𝚖𝚒°•☆[𝙆𝙖𝙚𝙮𝙖 𝘼𝙡𝙗𝙚𝙧𝙞𝙘𝙝]
FanfictionKaeya Alberich. Atrakcyjny flirciarz z tajemniczą przeszłością. Czy ktoś się spodziewał jego śmierci? Nie. Niestety była ona nie unikniona. Całe Mondstadt przez to cierpiało, ich ulubiony rycerz zmarł i nie mogli nic z tym zrobić. Przyczyny, ani...