Amara zasnęła na fotelu, przykryta dokładnie ciepłym kocem po brodę z butelką po winie stojącą u jej nóg. Rozejrzała się sennie po tarasie i ogrodzie, ale była sama. Na stoliku nadal stał kufel oraz pusta beczka po piwie. Westchnięcie opuściło jej usta, gdy wstawała z siedziska, ponieważ dotarło do niej, że zasnęła w towarzystwie Thora.
Słońce już dawno było w górze, co mogło oznaczać tylko, że przespała poranek i zbliżało się południe. Jednak to, co ją w tym momencie zainteresowało to brak Milo, która zazwyczaj była pierwsza do pobudki Amary z samego rana.
Kobieta nie pojawiła się w posiadłości także w ciągu następnych kilku godzin i zanim pani domu się obejrzała, spędziła cały dzień sama. Swój czas zabiła czytaniem kolejnej książki z biblioteki, medytacją oraz także krótkim treningiem, co pozwoliło jej oderwać myśli od nieobecnej Milo.
Dopiero na następny dzień z samego rana do drzwi zapukał niski chłopiec. Amara za nic w świecie go nie znała, ale miał taki sam kolor włosów jak Mila, co później nabrało więcej sensu, gdy przedstawił się jako jej syn.
Może Amara wyszła w tamtym momencie na okropną osobę, ale nie wiedziała praktycznie nic o życiu osobistym jej własnej gospodyni domowej, która okazała się mieć czwórkę dzieci, męża, a nawet jeszcze więcej rodzeństwa. Heroska wyglądała przy tej rodzinie maleńko ze swoim wiecznie nieobecnym mężem.
Poczuła się natomiast jeszcze gorzej, gdy nie czuła się zdewastowana, kiedy dziecko powiedziało o chorobie swojej matki. Śmiertelnej chorobie, precyzując. Amarę dotknęła pustka, a nie smutek. Współczuła rodzinie i bez wahania zapewniła, że jeśli będą czegoś potrzebować, to ona postara się pomóc, ale czuła, że są to puste słowa rzucane na wiatr.
Ponieważ jak mogła powiedzieć dziecku, że z tą chorobą jego matka nie przeżyje dłużej niż kilka dni i nawet jej fałszywy bóg Jahwe nie pomoże.
A po drugie... Amara widziała już wiele śmierci bliskich jej osób. Ból dotrze do niej jak zawsze po czasie, aby uniknąć otwierania się ze swoją wrażliwością. Miała ten irracjonalny strach przed pokazaniem swojej ludzkiej strony innym ludziom, wolała zachowywać zimną krew i uchodzić za osobę bez negatywnych emocji, ponieważ z wyrażaniem pozytywnych uczuć już nie miała takiego problemu. Gdyby była dla każdego zimna, to miasto pewnie zaczęłoby plotki jak opętana została przez samego diabła lub jednego z jego demonów.
Wtedy przynajmniej coś by się działo w jej życiu.
Chłopiec nie zajmował jej więcej czasu, którego i tak miała za dużo, ale nie zdążyła przysiąść do kolejnej lektury, gdy przed domem usłyszała rozmowy grupki osób. Jej zamieszanie szybko zmieniło się natomiast w zaskoczenie. Bowiem przed posiadłością przy powozie stała trójka mężczyzn, prowadzących gwarną rozmowę ze sobą.
Amara odeszła od okna i wróciła wgłąb domu, czekając aż jedna konkretna osoba pożegna się z resztą, aby dołączyć do niej. Nie żeby wyczekiwała tego momentu z niecierpliwością, chciałaby, aby ten moment nigdy nie nadszedł, ale mogła sobie marzyć. Całe to czekanie tylko kumulowało w niej negatywne emocje, które ją ogarniały na samą myśl o swoim mężu.
Każdy jego powrót do miasta był dla niej niebezpiecznym czasem, wiedząc ile wrogich myśli i emocji wobec niego miała, a także jak takie coś na nią wpływało. Śmiało można było stwierdzić, że Amara miała podatki na bycie niesamowicie wybuchową osobą z wielkimi pokładami agresji. Na szczęście całą swoją złość zamykała w szufladce w ciemnym zakamarku swojego umysłu i liczyła, że nigdy wspomniana puszka Pandory nie eksploduje w nieodpowiednim momencie.
Zatraciła się w swoich myślach, coraz bardziej wciskając swoje paznokcie w dłoń z intensywności przebiegu myśli, przez co z małym opóźnieniem zarejestrowała wejście mężczyzny do domu. Nie kłopotała się z przywitaniem, czy chociażby wstawaniem z kanapy. Zamknęła jedynie na moment oczy i wzięła głęboki oddech.
— Na ile jesteś w domu? — zapytała, odkładając książkę na kolano. Nadal trzymała stronę palcem.
— Nie wiem, może kilka dni, może na dłużej — odpowiedział wymijająco. — Sytuacja jest dynamiczna i jest szansa, że będą nas wymieniać — dodał po chwili.
Zdął jedną warstwę chusty z siebie i położył na najbliższym krześle. Jego ubrania były również w ciepłych odcieniach tak jak Amary oraz miały wiele ręcznie haftowanych zdobień, które były piękne ale czyniły jednocześnie ubrania cięższymi.
— Coś się zmieniło podczas mojej nieobecności? — Spojrzał na blondynkę zadając to pytanie, a później skierował się do dobrze znanego mu schowka na wino.
— Mila zachorowała i nie ma szans, że wróci — odpowiedziała, przyglądając się każdemu ruchowi Ambrose.
— Kolejna? Przecież ona była tu niecały rok i znowu musimy szukać kogoś. Świetnie. — Był zirytowany i nie ukrywał tego.
— Myślę, że mogę się tym zająć jeszcze do jutra, ponieważ sami nie damy radę zająć się całym domem — zaproponowała ostrożnie.
— Cokolwiek. — Machnął dłonią i usiadł na kanapie.
W jednej dłoni miał swój złoty kielich, zapełniony do połowy słabej jakości czerwonym winem, ponieważ to lepsze Amara zawsze odkładała w całkowicie innym miejscu tylko dla siebie, natomiast jego druga dłoń bez problemu znalazła się na jej ramieniu. Zrzuciła ją po chwili, gdy jego dotyk zaczął być dla niej niekomfortowy, na co on prychnął pod nosem.
— W takim tempie będę musiał szukać nowej żony skoro się nie doczekam dziecka od ciebie — powiedział oskarżającym tonem.
Kobieta odrzuciła chęć powiedzenia, że problem musi być w nim skoro Amara nie jest jego pierwszą żoną, która nie jest w stanie dać mu dziecka. Może tego nie wspominała często, ale Ambrose był tak naprawdę dużo starszy od niej, jak wiele mężów w małżeństwach w okolicy tak naprawdę.
— Mam nadzieję, że zmienisz te swoje humorki później i poprawnie mnie przywitasz — dodał, zanim wyszedł z salonu.
Amara go zdecydowanie nienawidziła, chociaż nigdy tego nie powiedziała nikomu na głos. Zwłaszcza nie powiedziała mu tego w twarz.
Poluzowała zaciśnięte ze złości pięści, kilka razy ruszając palcami dla rozluźnienia. Po jej policzku spłynęła samotna łza, gdy wstała z kanapy, ale nie wytarła jej, pozwalając jej spłynąć twarzy, zostawiając po sobie mokrą ścieżkę.
Gdy nad miastem gromadziły się ciężkie chmury, między jej palcami przeszła podnosząca na duchu energia statyczna. Miała nikłe nadzieje, że może będzie lepiej.
∘₊✧──────✧₊∘
coś trochę innego, aby nakreślić sytuację w historii. długie rozdziały są już za nami, ale liczę, że nadrobię to teraz jakością
CZYTASZ
⁉️VRONTÍ ( thor trilogy ) ON HOLD
FanfictionVRONTÍ | ❝ Odpowiedzi powinieneś szukać u ojca, Thorze. ❞ ʃ⠀⠀・ Wojna między dwoma potężnymi wymiarami wiecznych istot to wielka rzecz. Zwłaszcza jeśli taki konflikt zbrojny w wir walki wrzuca też zwykłych śmiertelników, którzy zdają się nie mieć...