Mądrość: Prolog

500 30 5
                                    


- Kto chce zobaczyć jak ściągam Smarkerusowi gacie? - zawołał James.

Przy akompaniamencie dopingującego go tłumu, James machnął różdżką i bielizna Snape'a odwinęła się aż do kościstych kolan. Chłopak gorączkowo próbował zasłonić się dłońmi.

Lupin, który wreszcie zebrał się na odwagę, by spojrzeć, zdawał się na ten widok zblednąć. Pospiesznie zamknął czytaną książkę i wrzucił ją do torby.


- Hej, Lunatyku, a ty dokąd? - zapytał wciąż śmiejący się Syriusz.

Lupin wymamrotał jakąś wymówkę - Harry nie dosłyszał jego słów - a gdy Snape w końcu spadł z powrotem na ziemię, rozpaczliwie próbując opatulić się szatami i podciągnąć spodnie, wspomnienie zaczęło wirować.

Harry poczuł się, jakby leciał między zmieniającymi się kształtami i kolorami, aż jego otoczenie w końcu się ustabilizowało. Tym razem stał na szczycie wzgórza. Wiatr gwizdał między gałęziami łysych drzew. Snape też tu był, ale wyglądał na starszego. Jego oddech był ciężki i przyspieszony, kiedy opadał na kolana przed Albusem Dumbledorem.

- Przychodzę... z ostrzeżeniem. Nie... Z prośbą! Proszę...

- A o cóż takiego może mnie prosić Śmierciożerca?

- Chodzi o... przepowiednię. Trelawney.

- Ach tak - powiedział Dumbledore. - Jak wiele przekazałeś Lordowi Voldemortowi?

- Wszystko! Wszystko co zdołałem usłyszeć - powiedział Snape. - To dlatego właśnie... To z tego powodu... On uważa, że chodzi o Lily Evans.

- Przepowiednia nie wspomina o żadnej kobiecie. Mówi o chłopcu urodzonym na końcu lipca.

- Przecież wiesz, co mam na myśli! On uważa, że to jej syn, znajdzie ją, zabije ich wszystkich...

- Skoro Lily tak wiele dla ciebie znaczy - zaczął Dumbledore - zapewne Lord Voldemort zgodziłby się ją oszczędzić? Nie mógłbyś poprosić go o litość dla matki w zamian za poświęcenie jej syna?

- Ja... Błagałem...

- Brzydzę się tobą - wypluł Dumbledore. Harry nigdy dotąd nie słyszał takiej pogardy w jego głosie. - Nie obchodzi cię więc ani śmierć jej męża, ani syna? Mogą umrzeć, póki masz to, czego pragniesz?

- A więc ukryj ich wszystkich - błagał Snape. - Ukryj ją - ich - w bezpiecznym miejscu. Proszę.

Wzgórze wyblakło i nagle Harry stał w biurze Dumbledore'a.

Snape siedział pochylony na jednym z krzeseł, podczas gdy Dumbledore stał obok z grobową miną.

- Jej syn żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Zapewne pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, prawda?

- PRZESTAŃ! - zawył Snape. - Nie ma... Nie żyje...

- Czyżby odzywały się w tobie wyrzuty sumienia, Severusie?

- Nie chcę... Nie chcę już żyć.

- Jaki byłby z tego użytek? - zapytał chłodno Dumbledore. - Jeśli kochałeś Lily Evans, jeśli naprawdę ją kochałeś, droga, którą należy podążyć, powinna być dla ciebie oczywista.

Snape'owi, zamroczonemu bólem i stratą, zajęło chwilę zrozumienie, o co chodziło Dumbledore'owi.

- Co... Co takiego masz na myśli?

- Dobrze wiesz, z jakiego powodu zginęła. Możesz teraz tylko sprawić, by jej poświęcenie nie poszło na marne. Pomóż mi chronić jej syna.

- On już nie potrzebuje pomocy, Czarny Pan odszedł...

The Syntax of Things - snarry - polskie tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz