Mądrość: Albus Dumbledore

225 28 2
                                    

- Czy ten przeklęty ptak jest twój? - zapytał Severus.

Ten poranek zapowiadał się całkiem spokojnie, ale oczywiście Potter musiał się obudzić i to zepsuć. Chłopak spojrzał na siedzącą na parapecie sowę i szeroko się uśmiechnął. Jak zauważył Severus, kiedy Potter podbiegał do okna, by przywitać się z sową, włosy na jego głowie sterczały na podobieństwo ptasiego gniazda.

- Hedwiga!

Ciekawe - mimo że co noc chłopak zmagał się z prześladującymi go koszmarami - na tyle głośno, by wzbudzić w każdym, kto tylko go usłyszał poczucie niepokojącego dyskomfortu - rano zdawał się być osobą, która nie miała z tymi koszmarami nic do czynienia, jak gdyby jego stan wcale się nie pogarszał. W pewien sposób wyglądało to, jakby jego umysł próbował chronić się przed tym terrorem. Jakkolwiek by nie było, Severus nie był zadowolony, bo był zmuszony słuchać jego zduszonych krzyków od zmierzchu do świtu.

Potter dał swojej sowie przysmak, na co ta zatrzepotała z wdzięcznością skrzydłami, podczas gdy Severus podniósł z podłogi listy, które przyniosła i rzucił je na stół kuchenny.

- Twoje nieznośne kurzysko całą noc stukało dziobem w szybę. - Wziął łyk swojej porannej herbaty i ruszył w kierunku salonu. - Musi mieć samobójcze tendencje, inaczej nie ważyłoby się tak bezczelnie zakłócać mojego snu.

Potter zaśmiał się i podążył za nim z listami w dłoni. Przeklęty dzieciak. Severus umościł się wygodnie w fotelu, a Potter otworzył nowe pudełko biszkoptów i usiadł po turecku na dywanie. Przynajmniej tym razem zachował między nimi przyzwoity dystans.

Nie, na dobrą sprawę dystans między nim a Potterem byłby przyzwoity dopiero, kiedy dzieliłyby ich przynajmniej dwa wymiary. Na Ziemi są pewni ludzie, których Severus za wszelką cenę chciałby stracić z oczu. Potter figurował na samym szczycie ich listy. Cóż. Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znaleźli, Severus będzie musiał jakoś poradzić sobie z faktem, że nie mogą być wystarczająco daleko od siebie.

Potter odsunął się jeszcze trochę, wciąż siedząc na dywanie. Ten gest był dość śmieszny, tym bardziej, że Potter zdążył naruszyć jego prywatność niezliczoną ilość razy.

Severus znów wypił łyk herbaty i obserwował Pottera rozdzierającego z niecierpliwością pierwszą z kopert. Niewątpliwie list pochodził od jednego z tych jego przyjaciół - nie ma to jak obrzydliwy sentymentalizm wypełniający nudne, gorące letnie dni. Odkąd Potter tu przyjechał jakieś półtora tygodnia temu, ciągle pytał, czy przyszły do niego jakieś listy. Za każdym razem odpowiedź brzmiała: nie - aż do teraz.

Na twarzy czytającego list chłopaka wykwitł nieśmiały uśmiech. Severus poczuł, że jego temperament przejmuje kontrolę.

- To od panny Granger, jak mniemam? Jakże wzruszająca musi być prawdziwa, szaleńcza miłość.

Potter spojrzał na niego znad kartki. Brak zrozumienia na jego twarzy szybko przerodził się w zawstydzenie.

- Ja... Ej! To wcale nie tak. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mam nikogo, kto... No.

Usta Severusa skrzywiły się w uśmieszek.

- A ja, głupi, myślałem, że przynajmniej w tym aspekcie będziesz miał się czym pochwalić... Raz jeszcze okazuje się, że sława to najwyraźniej nie wszystko.

Może i klisza, ale na Pottera zawsze działała. Severus schował wyraz zadowolenia za filiżanką zanim chłopak miał szansę ujrzeć więcej niż jego mignięcie. Herbata grzała mu przełyk. Od zawsze potrafił odczytywać zachowania Pottera. I tym razem się nie pomylił. Nie minęło więcej niż kilka sekund, nim chłopak zniknął mu z oczu i poszedł do swojego pokoju, zaciskając ze złością szczękę. Severus zaś czekał.

The Syntax of Things - snarry - polskie tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz