Prolog

67 3 0
                                    

Na wstępie chciałam was powitać w moim nowym opowiadaniu o Avengers!😁

Serdecznie witam nowych przybyszów, zaś stałych czytelników witam gorąco i mam nadzieję, że ta opowieść również przypadnie wam do gustu.😇

Reguły są wciąż te same, a wasze opinie bardzo podbudowują fabułę i to od was zależy, jak ta historia potoczy się dalej!🤫

Życie bohaterki jest w waszych rękach!❤️

A teraz nie przedłużając, zapraszam do prologu 🥰

Luna x 🌙

__________

Wracałam spokojnym krokiem do domu. Cisza otulająca okolicę była powiewem świeżości po ostatnich godzinach walki z obcą rasą. Ukryli nas w jakichś pancernych magazynach w centrum miasta, a gdy przyszedł koniec tyranii, pozwolili nam wrócić do domów bądź ruin jakie z nich pozostały. Czułam w sercu, że coś się stało. Błagałam wszechświat, aby moja rodzina była bezpieczna i żadna krzywda im się nie stała. Lecz czułam, że coś jest nie tak. Mimo to, szłam spokojnym krokiem, bo im dłużej zajmowała mi droga powrotna, tym więcej czasu miałam na ochłonięcie i przyjęcie sytuacji takiej jaka się miała.

Nie wiedziałam co zastanę po powrocie. Gdy wyszłam zza pancernych drzwi, świat wyglądał jak zgliszcza. Ludzie płakali, dzieci krzyczały, wielu cywili zginęło na ulicach niezdolnych do schronienia się przed niebezpieczeństwem. Ratowników medycznych mnożyło się jak mrówki na ulicach, gdzieś w oddali kątem oka widziałam osoby, które walczyły z kosmitami. Uratowali miasto i wielu ludzi, lecz nie przywrócą strat i nie naprawią tego, co zostało dozgonnie zniszczone. Chęć ucieczki od porażającej rzeczywistości była silna, lecz dezorientacja silniejsza. Przede wszystkim musieliśmy skupić się na tym, aby sprawdzić co uchowało się w trakcie wojny i co zostało utracone. Ludzie potracili domy, mieszkania, miejsca pracy oraz osoby z grona najbliższych.

Ja utraciłam siebie.

Zatrzymałam się przed moim blokiem, jak wryta w ziemię. Z szeroko otwartymi oczami i łzami napływającymi do oczu przyglądałam się jak wielki statek kosmiczny znajduje się w środku, robiąc przy tym olbrzymią dziurę spowitą płomieniami. Niektórym udało się uciec i stali po drugiej stronie ulicy. Zaś ja stałam na środku i patrzyłam w płomienie, które wraz z budynkiem trawiły moją duszę. Wiedziałam, że ich straciłam. Kadłub idealnie wbił się w moje mieszkanie, a wielkość ciała obcego stanowczo sugerowała, iż nic z niego nie pozostało.

Mogłam płakać. Mogłam krzyczeć i wyzywać niebiosa od kretynów za zabranie mi wszystkiego co wydawało mi się, że posiadałam. Lecz nie zmieniłoby to obecnej sytuacji. Zamiast tego patrzyłam z szokiem i bólem na całe to pobojowisko i zastanawiałam się, jak w ogóle do tego wszystkiego doszło? Dlaczego nikt tego nie przewidział? Gdzie podziali się bohaterowie, kiedy ich potrzebowaliśmy?

Są pytania, na które nie chcemy znać odpowiedzi, lecz wciąż pozostają takie, na które tych odpowiedzi po prostu brak. Przeszło mi przez myśl, aby wyjechać do brata do Londynu, lecz kto zająłby się tym bałaganem? Nie mogłam opuścić miasta ze strachu przed nieznanym. Musiałam stawić temu czoła i postarać się jakoś wykaraskać z obecnej sytuacji.

Gdybym tylko wiedziała, ile mnie to będzie kosztowało.

Naznaczona // Avengers FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz