Rozdział 2

520 35 7
                                    

maj/czerwiec



Londyn potrafił zaskakiwać. Kiedy Harry obudził się w środowy poranek, powitały go krople deszczu rytmicznie uderzające w szyby okien. A przecież jeszcze wczoraj słońce przyjemnie ogrzewało twarze! Po zjedzeniu śniadania, na które przygotował swoją ulubioną jajecznicę na boczku z pomidorami, której zjedzenia ostentacyjnie odmówiła Cloe, i teoretycznym doprowadzeniu się do stanu, w którym nie wstydził pokazać się na zewnątrz, Harry wybiegł z domu, ukrywając się pod dużym, czarnym parasolem.

Dwadzieścia minut później, nadal stał w korku, gdy jego telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Silver.

- Gdzie się podziewasz, Styles? – Zaczęła, wyjątkowo nieprzyjemnym głosem. – Wyobraź sobie, że czeka na ciebie Miley z Liamem.

- Ciebie też miło słyszeć, Silver – mruknął, wrzucając bieg. – Stoję w korku na Regent Street, będę za piętnaście minut.

- Lepiej, żebyś był. Niedługo ma przyjść Calder – przypomniała.

Harry jęknął, oczekując kolejnego wykładu na temat orientacji seksualnej Louisa Tomlinsona. To jednak nie nastąpiło; Erin rozłączyła się bez pożegnania. Harry nacisnął klakson.

-x-

Drzwi do jego gabinetu były otwarte; przez uchylone skrzydło dostrzegł krótkie, jasne włosy Miley, która siedziała tyłem do niego, na jednym z dwóch krzeseł przy jego biurku. W pośpiechu strzepnął krople deszczu z parasola, który zostawił przy wejściu.

 - Przepraszam za spóźnienie – powiedział, wchodząc do gabinetu i witając się krótkim pocałunkiem w policzek z kobietą i uściskiem dłoni z towarzyszącym jej Liamem. – Nie sądziłem, że jeszcze was tutaj spotkam – dodał, unosząc znacząco brew, przecząc samemu sobie.

Miley posłała mu zakłopotany uśmiech, za to Hemsworth zaśmiał się, odszukując dłoń swojej (byłej) narzeczonej, na której ponownie znalazł się pierścionek zaręczynowy.

 - Oczywiście, Styles – rzucił przyjaznym głosem.

Harry uśmiechnął się. Był zaskoczony, że para czekała na niego zupełnie sama; sądził, iż zajęła się nimi Silver, ale tej nie było obecnej w gabinecie. Jedynym elementem, świadczącym o tym, że w ogóle się tu pojawiła, były dwie filiżanki stojące przed klientami i talerzyk z ciasteczkami. Cyrus musiała dostrzec jego konsternację, bo odezwała się:

- Erin zajęła się jakąś inną klientką. Choć nie wyglądała na zachwyconą.

- Tak, jakby kiedykolwiek była – dopowiedział Harry.

Pozwolili sobie na krótką rozmowę na temat upodobań Silver, co chwilę wybuchając śmiechem, jednak kiedy zielona herbata, którą pili, ostygła, a ciasteczka znikły i na talerzyku zostały tylko okruszki, Harry podniósł się z wygodnego fotela i podszedł do regału, który zajmował całą długość jednej z ścian. Przez chwilę wertował jakieś dokumenty, po czym wyciągnął gruby segregator w zielonym kolorze, opatrzony inicjałami Liama i Miley.

- Sądziłam, że kazałam ci odwołać ślub, Harry. – Miley pochyliła się nad segregatorem, nawet nie próbując ukrywać ulgi wymalowanej na jej twarzy.

- A czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś, co mi kazałaś? – spytał, sprawnie przerzucając strony. – Doskonale wiedziałem, że się zejdziecie, a nie lubię marnować swojej pracy. Tak więc... - przerwał na chwilę, zatrzymując się na stronie z informacjami odnośnie lokalizacji wesela. – 20 lipca, na godzinę dwunastą mamy zamówionego księdza w Scot's Church w Melbourne. Zgadza się? – Podniósł głowę, a para pokiwała głowami. – W porządku. Zamówiłem już kwiaty; tak jak chciałaś, będą to żółte lilie. Ustawimy je w wazonach przy ołtarzu i przy ławkach.

- Świetnie.

- Uroczystość w kościele będzie trwała dobre dwie godziny. Wesele zacznie się więc dopiero koło trzeciej i...

- A co z tym facetem z Royal? W końcu się zgodził? – spytał Liam, opierając się łokciami o blat stołu, by spojrzeć na zdjęcie Royal Exhibition Building, gdzie miało odbyć się wesele.

- Tak, wszystko załatwiłem. Zayn przygotuje tort, a jedzenie zamówiłem w jednej z wypróbowanych knajp w Melbourne.

Po przedyskutowaniu kolorów obrusów i usadzeniu gości, a także ponownym przejrzeniu menu, Harry odprowadził Miley i Liama do drzwi. Jak można się było spodziewać – deszcz już przestał padać, a zza chmur nieśmiało wyglądało słońce.

- Tak więc, jeśli wszystko pójdzie dobrze, widzimy się pod koniec czerwca. – Poinformował Harry, pomagając Miley założyć lekką dżinsową kurtkę.

- I tym razem ty przyjeżdżasz do nas – dodał Liam.

Styles zaśmiał się, przeczesując palcami loki. Lubił Miley i Liama, ale w kontaktach z klientami starał się zachowywać profesjonalnie. To właśnie dlatego w wieku dwudziestu siedmiu lat cieszył się dobrą opinią i uważany był za najlepszego organizatora wesel. Niemniej jednak podobała mu się wizja wyjazdu do Stanów i, być może, spędzenia wieczoru w dobrym klubie, niekoniecznie dla gejów.

- W porządku – rzucił i, pożegnawszy się, odwrócił, dostrzegając Erin wychodzącą z salki konferencyjnej.

Miała na sobie proste, ciemne spodnie od garnituru i biała koszulę bez rękawów z ćwiekami przy kołnierzu. Mimo olśniewającego wyglądu nie wydawała się być zachwycona. Usiadła przy kontuarze i zmierzyła Harry'ego krytykanckim spojrzeniem.

- Dobrze wyglądasz – oznajmiła, uśmiechając się lekko.

- Dzięki. – Skinął głową. – Co z Calder?

Silver natychmiast spochmurniała.

- Wyszła. – Wzruszyła ramionami. – Miała wizytę u kosmetyczki – dodała, przewracając oczami. – Nie mam pojęcia co Tomlinson mógłby w niej widzieć. Jest totalnie pusta i definitywnie leci na kasę.

Harry mruknął coś niezrozumiałego, podchodząc bliżej i opierając się łokciami o blat i chowając twarz w dłoniach; naprawdę nie miał siły rozmawiać o tym, ale Silver najwyraźniej oczekiwała jakiejś sensowniejszej odpowiedzi, bo zrzuciła jego ręce z kontuaru i spojrzała wyczekująco.

- Silver, naprawdę... Jeżeli Tomlinson chce się z nią ożenić, oznacza to, że nie jest gejem, prawda?

Kobieta przewróciła oczami, prychając. Ściągnęła usta, wyraźnie dając znać co sądzi o jego opinii, ale zamilkła na chwilę, skupiając uwagę na monitorze komputera, gdzie sprawdzała pocztę. Po usunięciu kilku wiadomości ponownie przeniosła na niego wzrok, przekrzywiając głowę.

- Tak, jakby w show biznesie nigdy nie było gejów, którzy mieli przykrywki. Elton John miał żonę, Freddie Mercury był przez sześć lat związany z kobietą...

- Freddie określał się jako biseksualistę – wtrącił Harry, ale na Silver nie sprawiło to wrażenia.

- ...wiedziałeś, że Leonardo da Vinci też był gejem? Ian McKellen również, ale fakt, on nie miał żony. Ale chcę ci udowodnić, że facet może mieć nawet żonę i dziecko, ale być gejem.

Harry fuknął, ale nic nie powiedział. Super. Naprawdę. Jak dla niego – Louis Tomlinson może być i Marsjaninem, ale on i tak wyprawi mu to cholerne wesele.

- Co z Calder? – spytał za to, wygładzając białą koszulkę, którą miał na sobie.

- Wróci by z tobą pogadać – odpowiedziała Erin, świadoma, że to kończy rozmowę o homoseksualizmie. – Nie wiem kiedy, nie powiedziała. Wyglądała na nieco rozdrażnioną faktem, iż musiała za tobą czekać, bo Cyrus i Hemsworth są od niej ważniejsi. Mówiła coś o wtorku, ale nie jestem pewna.

 - W porządku. Idę do biura, muszę wykonać kilka telefonów w sprawie ślubu Miley. Gdyby ktoś przyszedł, nie ma mnie – dodał i wszedł do swojego gabinetu.

-x-

Piątkowe popołudnie było burzliwe. Harry przez ponad godzinę wykłócał się z niejakim Ronem McGallahanem, który zarządzał Royal Exhibition Building, bo nagle stwierdził, że skoro wesele jest tam urządzane, to on powinien zapewniać catering, a Harry nie mógł się na to zgodzić. Wiedział z doświadczenia, że jedzenie od McGallahana okropnie smakuje, a do tego kosztuje krocie. Nie mógł jednak pozwolić na to, by Ron odwołał rezerwację, więc po długiej telefonicznej kłótni w końcu zgodził się na zamówienie szampana, co nieco załagodziło sprawę.

Kiedy więc wyszedł z gabinetu, całkowicie zmarnowany i zobaczył, że na czerwonej kanapie siedziała Erin, Zayn, Perrie i Ed, uśmiechnął się szeroko, całkowicie zapominając o zmęczeniu i rozdrażnieniu.

- Imprezka! – zawołał rozradowany Zayn, a reszta odpowiedziała mu zgodnymi pomrukami.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu (a dokładniej od zerwania z Nickiem) naprawdę miał ochotę na wyjście z przyjaciółmi do baru. A nie było nic lepszego, niż butelka czy dwie zimnego piwa w miłym towarzystwie.

Tak więc włączył alarm i zamknął agencję, zostawiając na parkingu swoje auto i rozejrzał się za zamówioną taksówką, która stała już na chodniku; kierowca przycisnął klakson, zniecierpliwiony. Ed usiadł z przodu, pozwalając zająć tylne miejsca Harry'emu, Zaynowi i Perrie; Silver nie wyglądała na zachwyconą faktem, iż musiała usiąść któremuś na kolanach, ale po chwili zastanowienia – i ku zaskoczeniu wszystkich – wybrała Zayna.

- No co? – spytała, widząc ich miny. – Niestosownym byłoby, gdybym usiadła na kolanach szefa, no nie?

Pół godziny później, po kilku piwach, Harry czuł, jak szumi mu w głowie. Świat powoli się rozmazywał, podłoga się chwiała, ale on wytrwale tańczył wśród tłumu na parkiecie, pozwalając, by jakiś całkiem przystojny facet przyciągnął go za szlufki w dżinsach, ocierając się o niego.

Perrie i Ed tańczyli kilka metrów dalej, skacząc, odpychając się i przysuwając do siebie, stwarzając zagrożenie dla innych tancerzy, którzy bez namysłu zrobili im więcej miejsca, woląc uniknąć poturbowania. Zayn i Silver siedzieli przy barze, ciesząc się darmowymi drinkami od adoratorów.

- Łazienka?

Ochrypły, niski głos dotarł do ucha Harry'ego, gdy mężczyzna przysunął się bliżej, owiewając jego szyję ciepłym powietrzem i zaciskając dłonie na pośladkach Stylesa. W umyśle Harry'ego zapaliła się czerwona lampka. Odsunął się, kręcąc głową.

- Nie tym razem, przyjacielu – rzucił i lekceważąc rozczarowane spojrzenie blondyna o brązowych oczach, odwrócił się, by dołączyć do przyjaciół.

Zamówił u barmana jeszcze jedno piwo i przysiadł na wysokim stołku, mając po prawej stronie Zayna, po lewej Erin. Obydwoje wyglądali na nieźle wstawionych, ale zadowolonych. Harry otoczył dłonią schłodzoną butelkę, obracając się tyłem do baru i patrząc na tańczący, spocony tłum ocierających się o siebie ludzi; blondyn, którego przed chwilą odrzucił, znikał właśnie w łazience z jakimś napakowanym facetem.

- Dobrze się bawisz?! – krzyknęła Perrie, pojawiając się przy nim znikąd, otoczona ramieniem przed Ed'a.

Harry skinął głową w odpowiedzi. I tylko tyle pamiętał z tego wieczora.

-x-

Wtorkowy poranek był równie ciężki, jak sobotni, choć w poniedziałek wcale nie pił. Jednak wysłuchawszy tyle wrednych uwag wypowiedzianych przez Silver na temat Eleanor Calder, zdecydowanie nie miał nastroju na spotkanie z klientką.

- Daj spokój, Harry. Przecież nie może być aż tak okropna – powiedział do swojego lustrzanego odbicia.

Nie dodał jednak nic więcej, a jedynie opłukał twarz zimną wodą, świadomy, iż jeśli zaraz nie wróci do swojego gabinetu, Silver będzie miała używanie („Harry, naprawdę powinieneś dać wolne swojej ręce i zatrudnić jakieś seksowne ciacho"), a Eleanor – jeśli już na niego czeka – nie będzie zadowolona.

Na szczęście, kiedy wrócił, jego gabinet nadal był pusty. Na biurku wciąż stała niedopita kawa, komputer był włączony, a kilka papierów leżało luzem. Harry z ulgą usiadł na wygodnym, skórzanym fotelu, ale ledwo zebrał kartki i wrzucił je do niszczarki, kiedy rozległo się ciche pukanie do jego gabinetu, a w drzwiach stanęła Silver z nieprzeniknioną miną.

- Harry, panna Calder przyszła – oznajmiła, uśmiechając się lekko.

- Zaproś ją – odpowiedział, pewien, że uśmiech na twarzy przyjaciółki nie wróży nic dobrego.

Erin skinęła głową i cofnęła się, przepuszczając niską szatynkę. Kręcone włosy opadały na łopatki, okalając nieco zaokrągloną, ale przyjazną buzię. Spojrzenie łagodnych, brązowych oczu spoczęło na nim, a idealnie wycięte usta wygięły się w lekki uśmiech. Miała na sobie sięgającą przed kolano, białą plisowaną spódniczkę z wysokim stanem i plecionym skórzanym paskiem, za który wcisnęła wiśniową bluzkę na ramiączkach.
- Proszę, niech pani usiądzie – powiedział Harry, uśmiechając się i wskazując na krzesło stojące przed nim, zupełnie zaskoczony.

Spodziewał się raczej wrednej dziewczyny, która będzie rzucała mu mrożące krew w żyłach spojrzenia i posyłała nieprzyjemne uśmieszki, a przed nim siedziała dziewczyna wyglądająca na skromną i całkiem miłą.

- Napije się pani czegoś? Kawy, herbaty? – spytał, podnosząc słuchawkę służbowego telefonu i patrząc na nią wyczekująco.

- Herbatę z dwiema łyżeczkami cukru poproszę – powiedziała stanowczo. – I mów mi Eleanor, dobrze?

Harry skinął głową i zadzwonił do Erin, która po chwili przyniosła to, o co prosił i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Mężczyzna po raz kolejny uśmiechnął się, zamykając klapę laptopa i skupiając wzrok na Eleanor.

- Sądziłem, że przyjdziesz z narzeczonym – wyznał po krótkiej chwili.

W oczach dziewczyny błysnęło dziwne uczucie, którego Harry nie mógł określić. Po chwili nawet zaczął się zastanawiać, czy w ogóle naprawdę coś dostrzegł, bo zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.

- Och, nie – powiedziała, nieco zawiedzionym głosem. – Louis jest zajęty.

- Więc, Eleanor... – zaczął, odstawiając na bok zieloną herbatę. – Może zacznijmy od terminu ślubu.

- Grudzień – oznajmiła od razu. – Zdecydowanie ma to być grudzień.

- Och, w porządku. Zatem mamy całkiem dużo czasu, w końcu to...

- Grudzień tego roku, Harry – przerwała mu.

Harry dziękował samemu sobie, za odstawienie na bok filiżanki, bo gdyby nie to, zapewne wyplułby na Eleanor wszystko, co miał w ustach.

- Mówisz poważnie?! – zawołał. – Przecież to tylko sześć miesięcy! Nie można zorganizować ślubu w sześć miesięcy, Eleanor!

Twarz dziewczyny wykrzywił nieprzyjemny grymas. W spokoju odłożyła trzymaną w dłoniach filiżankę i pochyliła się nieznacznie w jego stronę, zakładając nogę na nogę.

- Chcę, żeby ślub odbył się za sześć miesięcy i tak właśnie będzie, Harry – powiedziała powoli, mrużąc oczy. – Wydawało mi się, że jesteś najlepszy w swoim fachu. A najlepsi powinni wiedzieć, że robi się to, czego klient wymaga.

Harry patrzył na nią w szoku. Czy ona naprawdę tak z nim pogrywała? Jakim cudem miał zorganizować ślub i wesele w sześć miesięcy?! Taka praca wymagała co najmniej roku – chyba, że Eleanor chciała skromny ślub w otoczeniu najbliższych, ale miał niejasne wrażenie, że nie tego oczekiwała. Powoli więc przytaknął, wyjmując z szuflady biurka czysty zeszyt i wziął do ręki długopis. Nabazgrał na pierwszej kartce imię Eleanor, dopisując pod spodem „grudzień".

- Myślałaś nad kościołem?

-x-

- Ona oszalała! – wykrzyknął Harry, gdy tylko Eleanor opuściła jego agencję z zwycięskim uśmiechem na ustach.

- Mówiłam, że jest wredna – oznajmiła Erin, patrząc na niego znad klawiatury.

- To już pominę – warknął. – Chce ślub za sześć miesięcy, zaprasza ponad pięciuset gości i w dodatku ubzdurała sobie, że całość ma się odbyć... uwaga... W Pałacu Buckingham.

Erin otwarła usta i zamrugała, zaskoczona.

- Chyba ją popierdoliło.

✔Coś Pożyczonego✔ (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz