Remiza

115 5 2
                                    

Komendant stał w swoim biurze i z niecierpliwością przyglądał się jak jego podwładni zbierając się na jego wezwanie. Oczywiście ostatni zjawił się Elvis, który jak zwykle musiał gdzieś się zaplątać. Czasem były to węże, jeszcze innym razem były to liny, ale teraz najzwyczajniej zaplątał się we własne sznurówki. Jakim cudem, skoro były ciasno związane, tego nikt nie wiedział i pozostanie to chyba tajemnicą skrzętnie chronioną przez samego Elvisa.

- Wezwałem was w sprawie wczorajszego podpalenia remizy. - Zaczął, gdy już wszyscy się zebrali. - Sam, wraz z Penny, przeprowadził analizę miejsca zapłonu i ponad wszelką wątpliwość ustalił, że źródłem ognia był tak zwany Koktajl Mołotowa. Czyli mówiąc najprościej jak się da, butelka wypełniona benzyną z wetkniętym w otwór kawałkiem materiału robiącym za zapalnik.

- Więc to nie był wypadek?! - Niemal krzyknęła z przerażenia Ellie.

- Niestety nie. - Ponuro potwierdził Steele.

- A to, moi drodzy. - Wtrącił dotychczas milczący Sam. - Oznacza, że możemy mieć do czynienia z kolejnymi aktami podpaleń.

- Zgadza się. - Komendant kiwnął głową. - Dlatego od teraz wprowadzam stan podwyższonej gotowości. Od dzisiaj wszyscy nocują na remizie.

- Ale ja mam rodzinę! - Zaprotestowała Ellie.

- Ja też. - Dodał Arnold.

- Mi to nie przeszkadza. - Mruknął, jak zwykle skwaszonym głosem Beny, nie dawno przeniesiony strażak. Dotychczas pracował w Londynie, więc skierowanie do Pontypandy było dla niego jak zesłanie. Podobno była to nagroda za doskonałą pracę i w ramach przygotowań do awansu miał podszkolić się pod okiem znanego w całej Anglii Sama. Ale on tego tak nie odbierał i już pierwszego dnia dał do zrozumienia, że jest tu tylko dlatego, że otrzymał takie polecenie. Gdyż najzwyczajniej w świecie nie wierzy w to, że może się czegokolwiek od niego nauczyć.

- Przykro mi, ale dopóki policja nie schwyta tego podpalacza, to musimy zachować maksymalną czujność. A to oznacza konieczność pozostawania na posterunku dzień i noc.

- Ech. - Westchnęli niemal wszyscy strażacy i tylko dwie osoby przyjęły to ze spokojem. Sam, który jednak doskonale rozumiał swoich kolegów i Beny. Ten jednak dziwnie się uśmiechał gdy rozchodzili się do swoich obowiązków.

Strażak Sam - PodpalaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz