1.

1.9K 68 89
                                    

Siedziałem w swoim biurze, przeglądając papiery, które zalegały na moim biurku od dobrych kilku dni.

Na blacie stała ramka z panoramą Warszawy, na której było widać Zamek Królewski i Kolumnę Zygmuntowską. W tle widać było wielki stadion narodowy, a tuż obok moja duma - Wisła.

W pokoju rozbrzmiewały skocznie przesuwające się wskazówki zegara, a po korytarzach chodzili ludzie.

Po prawdzie nie wiele osób wiedziało, że jestem krajem. Pracowałem w małej komórce, skrytej za tajnym przejściem, a tylko niewielka garstka ludzi wiedziała kim jestem. Z resztą była to moja osobista armia, z którą często włączałem się do bitew. W końcu w wirze walki kto zauważy, że przybyło żołnierzy?

Nie byłem jedynym uosobieniem państwa. Jest nas znacznie więcej. Do tego nigdy nie umieramy, nigdy się nie starzejąc.

Jeśli chcemy to możemy pokazać się ludziom, jednak robimy to w wyjątkowych sytuacjach, kiedy jesteśmy obok ważnych bohaterów. Na przykład często widywałem się z Piłsudskim albo z Witoldem Pileckim, choć można by jeszcze wymieniać. Czego by nie mówić mam już ponad tysiąc lat.

Długopis szybko sunął po dokumentach, wypełniając rubryki tuszem. Nic nie zapowiadało, że to majowe popołudnie będzie się różniło czymkolwiek od innych dni.

Jednak około piętnastej, kiedy powoli kończyłem pracę, do mojego małego biura zapukał jeden z moich żołnierzy.

- Wejść. - drzwi otwarły się, a żołnierz stuknął obcasami, salutując mi dwoma palcami. - O co chodzi? - odłożyłem długopis na bok, wstając z fotela.

- Przyszedł meldunek z Rosji. Bardzo pilny. - chłopak podkreślił ostatnie zdanie, wyciągając do mnie kopertę.

Sięgnąłem po kartkę papieru i bez pośpiechu otworzyłem list.

Szybko przeleciałem meldunek wzrokiem, jednak po chwili przeczytałem go jeszcze raz, nie dowierzając jego treści.

- Wojnę?! - krzyknąłem pół-szeptem, w stronę mojego żołnierza.

Chłopak już otwierał usta, jednak do pokoju znowu zapukano.

- Wejść. - powiedziałem zdenerwowany, odkładając kartkę z tekstem na blat.

Kolejny żołnierz stanął przede mną, salutując.

- Meldunek z agentury. Niemcy. - dopowiedział krótko i podał wiadomość.

Rozerwałem kopertę, szybko czytając tekst.

- Kurwa mać... - przeczesałem włosy dłonią, wpatrując się pustym wzrokiem w dębowy parkiet.

Teraz modliłem się tylko, że w drzwiach nie stanie kolejny z moich podwładnych.

Jednak po chwili moje modlitwy rozbiły się o gorzką rzeczywistość, a kolejna salwa uderzeń o drewniane drzwi rozeszła się po biurze.

- Wejść... - powiedziałem niemal łamiącym się głosem. - Od kogo meldunek? - spytałem zrezygnowany.

Żołnierz milczał, więc spojrzałem na niego. Okazał się on moją wierną sekretarką imieniem Maria.

- Od banku?... - powiedziała niepewnie, trzymając gruby segregator w dłoniach.

Uśmiechnąłem się do dziewczyny, w długim, brązowym jak kasztany warkoczu, odbierając ciężkie dokumenty i kładąc je na biurku.

- Coś się stało? - spytała zdziwiona nostalgią panującą w pokoju. Nic dziwnego, w końcu zawsze żarty sypaliśmy jak z rękawów, a teraz każdy milczy.

To jest wojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz