29.

240 17 4
                                    

Najpewniej nad ranem obudziłem się wypoczęty, choć dalej czułem zawroty głowy. Udało mi się zyskać trochę sił, czyli mogę podejrzewać, że dosypał mi jakieś witaminy lub leki przeciwbólowe i te na zbicie gorączki.

Pod kocem było mi już trochę zbyt ciepło, więc wysunąłem nogi spod niego, czując chłód piwnicy.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. W kącie zobaczyłem biurko, na którym poprzedniego dnia Niemiec wypełniał dokumenty, choć w tej chwili spał na blacie z dłońmi pod głową. Jego sylwetka poruszała się spokojnie w górę i w dół.

Wstałem powoli do siadu, próbując ignorować potężny ból głowy.

- Kurwa... - syknąłem cicho, chwytając się za wspomnianą wyżej część ciała.

Spojrzałem jeszcze raz na chłopaka za biurkiem.

Ból głowy stosunkowo minął, więc postanowiłem, że wstanę z ziemi i rozprostuję nogi.

Zgodnie z moim założeniem spróbowałem podnieść się z ziemi, co jednak nie było tak prostym zadaniem jak założyłem. Wsparłem się o ścianę i powoli podnosiłem z zimnej podłogi. Kiedy w końcu stanąłem o własnych siłach, zrobiłem pierwszy krok, kolano natychmiast się pode mną zagięło.

- Kurwa mać... - warknąłem, przeklinając zbite kolana.

Ponowiłem próbę wstania z betonu, a kiedy próbowałem zrobić krok, wsparłem się o ścianę, dzięki czemu nie przewróciłem się jak chwilę temu.

Ostrożnie podszedłem do biurka Niemca i zanim go obudziłem, spojrzałem na wypełniane przez niego dokumenty. Niestety nie znalazłem nic ciekawego.

Szturchnąłem delikatnie chłopaka, który powoli otworzył oczy.

- Czego chcesz? - rzucił, przeciągając się zaspany.

- Sprawdzam, czy żyjesz. To źle? - rzuciłem.

- Jeszcze żyję. - zaśmiał się krótko.

- To nie dobrze, szwabska świnio. - uśmiechnąłem się zuchwale.

Niemiec wstał z krzesła, wpatrując się we mnie. Przygwoździł mnie do ściany za ramiona i nie pozwalał się ruszyć.

- Nie zapominaj kto ma tu władzę. - syknął. - Jeszcze słowo, a masz przejebane. - uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni na znak, że nie kłamie.

Spuściłem wzrok.

- Dzisiaj masz ostatni dzień ulgi. Wracaj na swoje miejsce, polski psie. - przepuścił mnie w stronę posłania.

Usiadłem na miejscu, na którym dotychczas leżałem, cały czas odprowadzany przez jego wzrok. Nie chciałem się kłócić.

Niemcy zebrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. Po chwili weszło dwóch Niemców, którzy zabrali stolik oraz krzesło, a w pokoju znów zawiało pustką.

Mój zachodni oprawca jest bardziej zmienny niż sinusoida. Raz jest opiekuńczy, a raz oziębły i brutalny.

Po korytarzu poniósł się agonalny krzyk, należący najpewniej do jednego z moich ludzi.

- Przepraszam...

Próbowałem zasnąć, żeby zabić czas, ale kiedy tylko zmrużyłem oko choć odrobinę, natychmiast budził mnie krzyk. Przewracałem się niespokojnie z boku na bok, próbując wytłumić jakoś wrzask, ale mimo to słyszałem go w uszach.

Schowałem głowę pod koc, a po twarzy płynęły mi łzy i mimo prób stłumienia go, moje szlochanie było głośne. Nagle coś mnie uderzyło. Nie fizycznie, ale duchowo. Choć nie jest to codzienne, ten płacz wydawał mi się znajomy, jakby zasłyszany gdzieś na ulicy.

To jest wojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz