Rozdział 9

74 6 0
                                    




Ten dzień nie różnił się niczym. Praca w sierocińcu, praca w karczmie, a teraz ponownie stała na dachu. Nie miała ze sobą niczego tym razem. Nie potrzebowała nigdy broni, ale zawsze poruszanie się z nią sprawiało, że czuła się pewniej. Jej długa peleryna powiewała na wietrze. Włożyła kaptur i rozejrzała się na około. Noc jak każda inna, świat wyglądał tak samo. Nic nie zmieniło się.

Celia mogła zgrywać tajemniczą, niedostępną, ale jej pragnienie było jasne. Dlatego postanowiła zobaczyć się z Kazaarem w miejscu, gdzie zawsze się biła. To właśnie tam poznała swoje skryte oczekiwania. Tylko wtedy czuje, że żyje. Była powołana do zadawania cierpienia i otrzymywania go. Celia nigdy nikogo nie zabiła, ale wiedziała, że gdyby miała okazję to nie zawahałby się. Czasami czuła jak śmierć jej śpiewa do ucha melodie, do której miała ochotę zatańczyć, ale wtedy odcinała się. Szukała sowiej moralnej strony. Od dawna czuła, że jest wariatką. Gdy dorastała tylko się w tym upewniała.

Zjechała po rynnie do ciemnej uliczki. Wyszła z mroku i powędrowała prosto do wejścia. Dziś nie miała zamiaru walczyć. Niektórzy robili to aby zarobić, zmuszali się do tego aby obrywać. Celia nigdy nie brała pieniędzy za możliwość złamania paru nosów.

W pomieszczeniu unosił się ten sam smród od kilku lat. Po chwili dawało się przyzwyczaić do niego. Kiedyś był dla niej problematyczny, ale była to kwestia miesiąca. Wchodziła do tego miejsca i tylko myślała o tym komu spuści łomot. Dziś wchodziła i zastanawiała się czy to jej w końcu go spuszczą.

Najwięcej ludzi stało standardowo przy miejscu bójek. Ludzie emocjonowali się, szeptali między sobą. Dziewczyna wiedziała, że nie ma sensu się przepychać. Miała swoje własne sposoby aby każdy osuwał się z jej drogi.

Jej aparycja była na tyle potężną bronią, że świat wariował. Celia Feinterhover zdjęła kaptur i nagle każdego wzrok był skierowany na nią. Bardzo jej się spodobała taka reakcja. Jej kącik ust powędrował do góry. Ruszyła więc przed siebie i ludzie się odsuwali. Jak dobrze było budzić strach i podziw.

Stanęła przy samej macie i czekała na to co zaraz się wydarzy. Długo nie czekała na pierwszy ruch, bo na macie pojawił się Hunter. Ludzie klaskali i radowali się na jego widok, ale entuzjazm osłab. Każdy pamiętał jak upokorzyła go wychudła dziewczyna. Teraz już nie był gwiazdą, ale jego ego było tak wysoko, że chyba nie był w stanie tego zauważyć.

Później nastała cisza w całym barze. Na matę wchodził kolejny zawodnik. Nikt nie ośmielił się zaklaskać. Hunter jedynie wydawał z siebie dźwięki, które mógłby rozkojarzyć zwykłą osobę. Tylko, że przed nim stał wojownik Fae. Był to nikt inny jak chłopak, którego spotkała w karczmie. Miała nadzieje, że to ona zostanie wywołana do walki, że to ją będzie mógł zmasakrować. Pomyliła się.

Kaazar miał na sobie czarne spodnie i bluzkę bez rękawów. Doskonale teraz widziała jego tatuaże na bicepsie i przedramieniu. Był to napisy, albo znaczki. Jedno z tych dwóch. Chłopak ze szpiczastymi uszami stanął przed hunterem, który wydawał się mały przy nim. Nigdy na arenie nie było nikogo magicznego. Uważało się ich za rasę szlachetną, która nie upada do tego momentu że musi walczyć, aby mieć co jeść. Ludzie byli inni. Kimkolwiek by nie byli ich krew jest brudna. Ten świat pośród smrodu był dla nich. Wybrykiem było, że ubierali i obnosili się jak stworzenia obdarowane magią.

Przed wszystkimi stanął Fae, istota magiczna, bardzo szlachetna, najpotężniejszy z przedstawicieli magicznych.

Istoty tego typu nie były często spotykane na tym kontynencie. A jeśli już to był to mieszańcy człowiek-fae i zazwyczaj można było ich odróżnić przez inny kształt uszu. Nie mieli mocy i byli słabi jak ludzie. Potężni wojownicy i cały ich lud był na innym kontynencie. Nolle było królestwem potężnych istot.

Zaprzysiężona ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz