Rozdział 11

118 7 10
                                    

W żyłach płynęła moc, błękitny płyn oplatał ją w uścisku i nawoływał to otwarcia oczu. Iskierki magii naciskały na nią jak kamienie rozkazując jej wstać. Czemu to nie mógł być koniec?

Gwałtowny impuls wywierający na niej presję sprawił, że otworzyła oczy i szybkim ruchem podniosła się do pozycji siedzącej. Rozglądając na około w panice. Był tu, siedział przy niej, a obok leżały fiolki z kolorowymi płynami i bandaże. Nie patrzył się na nią. Porządkował to co leżało na ziemi. Byli na dachu z którego można było dostrzec sierociniec. Było tu pełno broni i prowizoryczne posłanie. Kaaz tu mieszkał, chociaż to za duże słowo. Był bezdomny. Wielki wojownik spał na dachu budynku w najbiedniejszej dzielnicy Centervil.

-Dość szybko regenerujesz siły, czyż nie jest to zastanawiające?

Jęknęła rozsierdzona. Nie chciała wracać do tego temat i tłumaczyć mu ponownie tego samego.

Nie miała pojęcie, która godzina i jak długo była nieprzytomna. Wdała się w bójkę ze strażnikiem i przegrała ją mimo to nadal żyła, a on leżał martwy. Kaazar znowu pojawił się znikąd. Śmiała twierdzić, że chłopak zupełnie zwariował na jej punkcie.

-Śledzisz mnie?

-Tym razem nie.-był oszczędny w słowa. Nie patrzył na mnie. zbierał fiolki i układał je w pudełeczku, które nie było w najlepszym stanie.

-Czyli przyznajesz się, że jesteś wariatem, który uczepił się mnie.

-Jeśli tak na to patrzysz.-wzruszył ramionami. Zazwyczaj to ze nią trudno nawiązać rozmowę, ale poznała chyba równego sobie.

-Co tam robiłeś?-wiatr zawiał mocniej, słońce niedawno zaszło. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej nie czując żadnego bólu. Jakby zupełnie nic się nie stało, jej ciało było uleczone.

-Pozwól, że to ja będę zadawał pytania- uniósł wzrok i zmierzył się z jej spojrzeniem, które w zupełności nie odstraszało go. Może byłą to kwestia tego, że był on istotą magiczną.-Kto ci to zrobił?-chwycił ją kurczowo za dłoń i odwrócił aby pokazać nową bliznę stworzoną rozgrzanym metalem na jej skórze.

-Nie twój interes-wyrwała mu dłoń. Nie miał prawa jej dotykać ani ratować. Powinna zginąć.

-Uratowałem ci życie.

-Niepotrzebnie.

-Według mnie jak najbardziej potrzebnie.

Nie umiała z nim rozmawiać, sprawiał, że każda komórka jej ciała drżała z wściekłości. Uratował ją i uleczył teraz mógł się zmyć z jej życia, bo tylko komplikował. Wcale nie była mu wdzięczna. Nie pokonałaby go więc zabicie nie wchodziło w grę, chociaż z miłą chęcią popatrzyłaby na odciętą głowę wojownika.

Wstała na proste nogi i miała zamiar już sobie pójść. Nie dociekała co tam robił i dlaczego nie pozwala jej zginąć. Wtedy spojrzała na dzielnice z góry i poczuła dziwne uczucie. Wolność, nic ją nie wiązało. Nie czuła tego przymus co dawniej żaby wracać do sierocińca. To było nieznane jej uczucie. Nieswojo było nie mieć przywiązania do czegoś. Była niepotrzebna temu światu. Żadnego celu.

-Odejdziesz, ale nie uciekniesz ode mnie.

-Zapewne jeszcze się spotkamy, ale musiałabym zupełnie postradać zmysły, aby przyłączyć się do tej twojej tajemniczej misji.

-Spójrz prawdzie w oczy i weź to czego pragniesz.-wstał na proste nogi trzymając coś w ręku. Jabłko. W jej brzuchu zaburczało z głodu, a jej zrobiło się wstyd. Nowe uczucie w gamie emocji. Nigdy nie odczuła czegoś takiego. Dlaczego więc teraz tak się czuję. Była wygłodzona i to nie była żadna tajemnica. Rzucił w jej stronę jabłkiem, złapała je zręcznie. Popatrzyła się podejrzliwie na owoc, a później na Kaazara.

Zaprzysiężona ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz