"Katolicka niedziela"

311 7 9
                                    

Dzisiejsza noc była przyjemna. Czułość chłopaka była zwyczajnie czymś innym, innym w sensie jego zachowania, które zazwyczaj nie było ani trochę związane z czułością jak i miłością. Przejęłam się świadomością, że jego zachowanie zwyczajnie się poprawiło.

Było około szóstej czterdzieści, a Jacob był już na nogach. U brany w białą koszulę z długim rękawem, czarne eleganckie spodnie, czarne adidasy, oraz brązowy płaszcz. Zdziwiłam się. Co ten chłopak może robić o tej godzinie w takim przebraniu.

- Wychodzisz gdzieś? - zapytałam, unosząc się z łóżka 

- Idę do kościoła. - odpowiedział dumny - Msza zaczyna się o siódmej, więc mam jeszcze dwadzieścia minut na dojazd do katedry. - spojrzał się w moje pełne zdziwienia oczy .

- Jedziesz sam? - zapytałam naprawdę próbując poskładać informację dotyczące jego wypowiedzi o mszy i katedrze

- Tak, za półtorej godziny powinienem być z powrotem w mieszkaniu. Fajnie by było gdybyś przygotowała jakieś śniadanie. - uśmiechnął się, podchodząc w moją stronę. Usiadł obok mnie na łóżku i złapał mnie za rękę. - Kocham Cię. - Podarował mi pocałunek.

Naprawdę nie wiedziałam co się dzieje. Rozważałam opcję snu, ale to wszystko było już o wiele bardziej zmyślone. Poprawiłam swój uśmiech po czym chłopak zwyczajnie zostawił mnie samą w domu. Wyszedł zamykając drzwi na klucz.

Uchyliłam usta obliczając co może mi się stać po tak dziwnym zachowaniu.

Wstałam czym prędzej z łóżka i odsłoniłam roletę. Był dziewiętnasty grudnia, ludzie zza okna kupowali choinki i próbowali wkładać je do małych osobowych aut. Śniegu stawało się coraz więcej, co cieszyło zapewne każdego Londyńskiego mieszkańca, który chociaż trochę kochał święta Bożego Narodzenia. Zawiesiłam swój wzrok ostatecznie na aucie Jacob'a, które właśnie otwierał. Mimo, że intensywnie padający śnieg, zasłaniał mi obraz, zauważyłam, że nie wsiada on tam sam. Przez przednia szybę zauważyłam, starszą kobietę. Wyglądała na typową babcię. Czarny beret, płaszcz w kolorze butelkowej zieleni z wywijanym kołnierzem, na którym znajdowało się futro, zauważyłam też że trzymała wiązankę w ręku. Były to czerwone róże obwinięte białą wstęgą. Zaintrygowało mnie to. Co ta kobieta robiła w tym aucie? Jacob raczej nie ma babci, zmarła ona kiedy miał dwanaście lat, więc nie żyje już dziewięć lat. Nie miałam zielonego pojęcia co ma zamiar robić w tej katedrze, ale nie zamierzałam wtrącać się w jego jeszcze głębsze życie. Po paru minutach odjechali. Skierowali się w stronę Katedry świętego Pawła, którą mogłam dostrzec gołym okiem z daleka.

Zegar na szafce nocnej wskazywał szóstą pięćdziesiąt pięć, więc postanowiłam wejść  do łazienki, aby się przygotować do wspólnego śniadania, które miałam przygotować lada moment. Załatwiłam potrzebę fizjologiczną i zabrałam się za mycie zębów. Po dwóch minutach zaczęłam robić swój makijaż. Pomalowałam powieki na kolor ciemnego brązu, robiąc to samo z ustami. Domalowałam kreski i podkręciłam rzęsy zalotką, przejeżdżając po nich czarnym tuszem. Spięłam włosy w wysokiego koka i przebrałam się w sweter i czarne dresy. Może i nie biłam swoim wyglądem, ale niedziele zawsze bywają luźne i spokojne. To ten jedyny dzień w tygodniu, w którym się odpoczywa i spędza czas najmilej jak tylko można.

Kiedy już się ogarnęłam, zaczęłam zbierać ubrania z łazienki i innych pomieszczeń. Jakieś pojedyncze skarpetki i parę par bokserek trafiło do kosza na pranie, który później wylądował w bębnie pralki. Odkurzyłam całe mieszkanie, pościeliłam łóżko, robiąc tak zwane porządki świątecznie. Może nie koniecznie tak szczegółowe, ale kiedy już skończyłam widać było, że ktoś tutaj sprzątał.

𝑺𝒌𝒚 𝒅𝒂𝒓𝒍𝒊𝒏𝒈 | 𝙈𝙖𝙧𝙘𝙪𝙚 𝙇𝙀𝙥𝙚𝙯Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz