Rozdział 2

877 44 71
                                    

— Nie za bardzo wiem co tutaj robię. — wyznał Wyatt wchodząc do sali z eliksirów — Jak to się stało, że ja w ogóle zdałem?

— Nie bądź taki skromny, Wyatt. Zawsze byłeś dobry z eliksirów. — odpowiedziała mu Jane uśmiechając się do przyjaciela.

— Jest tak wcześnie... nie chcę mi się. — stwierdził rzucając torbę na biurko.

— Nie mamy przecież dziś tak dużo lekcji. — powiedziała Jane.

— Ale mam trening Quidditcha. — powiedział Wyatt, tupiąc nogami jak małe dziecko — Jannie... przyjdziesz dzisiaj trening? — zapytał — Ładnie proszę, wesprzyj przyjaciela w tym pięknym dniu...

— Może namówię na to Halley. — powiedział, a on się uśmiechnął.

Do klasy wszedł profesor Snape, z jakąś magiczną mocą pozbawiania dobrego humoru całej klasy. Oczywiście, jak co roku, zaczął długi monolog na temat tego, że nie wie co tutaj robią, skoro są tak beznadziejni z tego przedmiotu, a potem zadał im wypracowanie i kazał robić eliksir.

— Jeśli masz zamiar zadzierać nosa, przez całą lekcję, Weasley, to radzę, żebyś już od wyszedł. — wycedził nauczyciel w stronę rudzielca — Niedługo owutemy, a ty masz na zdanie ich taką samą sytuację, co reszta twojej rodziny... trochę niską. — dodał.

Wciąż wyprostowany Percy nagle się w sobie skulił, a Jane zrobiło się go żal. Czasem był jaki był, ale jednak nie zrobił nic złego, a właściwie to zaczął robić eliksir i prawdopodobnie jako jedyny ze wszystkich naprawdę się starał, żeby być tutaj, ale Snape podle się z niego wyśmiewa.

— Do roboty! — warknął Snape.

Dzisiaj najwyraźniej miał wybitnie zły humor, bo kilkukrotnie nawrzeszczał na Wyatta, siedzącego obok Jane z miną, jakby był tak za rękę. Wyatt był świetny z eliksirów, ale niestety przy takim nauczycielu jak Severus Snape nie mógł się za bardzo wykazać.

— Nienawidzę go. — warknął Wyatt najwyraźniej bardzo wściekły na Snape'a, za to, że go kilkukrotnie upomniał i nawet odjął punkty, za to, że Wyatt zrobił hałas potykając się — Nie moja wina, że przesunął nogą moją torbę i się potknął. — dodał.

— Oczywiście, że nie twoja. — powiedziała Jane patrząc na niego — Przykro mi, że dzisiaj wyładował złość na tobie.

— Najważniejsze, że nie zrobiłby tego, bo musiałby mi by wlepić szlaban i wysłać do dyrektora za uderzenie nauczyciela. — powiedział Wyatt — To co, namówisz Halley i przyjdziecie na trening? — zapytał.

— Namówię Halley. — obiecała.

— Dziękuję! — zawołał — Naprawdę, dużo to dla mnie znaczy. — dodał.

Podczas obiadu Jane zapytała Halley co sądzi o tym, żeby pójść zobaczyć jak Wyatt sobie radzi, a ona się chętnie zgodziła, dlatego chwilę po tym jak Wyatt wyszedł z Pokoju Wspólnego one też to zrobiły i usiadły na trybunach. Puchoni mieli nowego kapitana, którym został Cedrik Diggory.

— Tak trzymaj Wyatt! — krzyknął Cedrik za blondynem, gdy udało mu się wyminąć wszystkie przezkody i wrzucić kafla do bramki — Świetnie!

— Ale nuda. — powiedziała Halley przewracając oczami i patrząc w notatnik Jane — Piękna sukienka. — dodała.

— Dziękuję. — odparła Jane uśmiechając się pod nosem.

— Wiesz co powinnaś zrobić... i co może sprawić, że przestaniemy się tak bardzo nudzić... narysuj graczy naszej drużyny w śmiesznych stronach. — powiedziała.

— Okej... zacznę do Wyatta. — powiedziała Jane przewracając kartkę zaczynając szkicować sylwetkę jej najlepszego przyjaciela.

— Narysuj go w tej śmiesznej piżamie a kaczki, którą tak bardzo lubi. — powiedziała.

— To aż dziwne, że dobrze w nie wygląda. — powiedziała Jane.

— Daj spokój, Jane, Wyatt dobrze wygląda we wszystkim. — powiedziała Halley śmiejąc się — Wyglądałby dobrze nawet w sukience.

— I w koronie na głowie. — powiedziała Jane śmiejąc się

— Już wiemy co dostanie na święta. — powiedziała Halley.

Obie bawiły się świetnie rysując coraz bardziej idiotyczne i śmieszne stroje.

— Oliver Wood.

— On nie jest w naszej drużynie. — powiedziała Jane.

— Ale skończyli nam się gracze naszej drużyny. — powiedziała Halley — Będzie zabawnie! Narysuj go w stroju łabędzia.

— Oliver w stroju łabędzia? — zapytała Jane ze śmiechem — Ja go sobie bardziej wyobrażałam w stroju jakiegoś... niedźwiedzia albo... lwa... takiego potężnego zwierzęcia.

— Serio? A ja myślę, że jak ktoś go bliżej pozna to robi się strasznie łagodny. — powiedziała Halley.

— A mi się wydaje, że jest z natury łagodny. — odparła — A wrzeszczy tak na treningach i dużo wymaga, dlatego, że mu zależy i, że lubi ten sport. — dodała — Jest całkiem uroczy.

— Kto jest całkiem uroczy? — zapytał Alvin siadając obok siostry i patrząc na nią wyczekując odpowiedzi.

— Oliver Wood. — powiedziała Halley szczerząc zęby. Alvin przewrócił oczami, jak to zawsze miał w zwyczaju, gdy jego siostra opowiadała o jakimś chłopaku swojej przyjaciółkę.

— Błagam cię. On jest trochę szalony. — powiedział zakładając ręce na piersi.

— A ja myślę, że uroczy. — odparła Jane.

— Bo ty w każdym możesz znaleźć dobro. — powiedziała Halley

— To nieprawda.

— Na naszym piątym roku wysunęłaś teorię, że Snape się tak zachowuje, bo jest mocno skrzywdzony. — powiedziała Halley — Kilka minut po tym jak nawrzeszczał na Ciebie i doprowadził cię do płaczu.

— Może miał zły dzień...

— Całe jego życie to jeden zły dzień, a tu jesteś za dobra na ten świat. — powiedziała Halley.

— Dlatego żaden Oliver Wood się do ciebie nie zbliży. — powiedział Alvin.

— Oliver nigdy by jej nie skrzywdził. — powiedziała Halley — On woli miotły od prawdziwych dziewczyn.

— Koniec na dziś! — zawołał Cedrik.

Alvin wrócił do pokoju wspólnego, a Jane i Halley czekały na Wyatta przed szatnią. W końcu pojawił się przy nich.

— Dziękuję, że przyszłyście. — powiedział.

— Nie ma za co. — powiedziała Jane chcąc go przytulić.

— Uwierz mi, że nie chciałabyś teraz mnie przytulać. — powiedział Wyatt ze śmiechem — Cedrik porządnie nas wykorzystał. — zaśmiał się wchodząc do zamku.

Fashion For Victory | Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz