🍁 Rozdział 3. Noc Duchów

130 11 135
                                    


🍂

październik 1977 roku

Ludzie uwielbiają komplikować sobie życie.

Mam wrażenie, że w naturze większości ludzi leży wyszukiwanie coraz to nowych powodów do narzekania, kłócenia się lub walczenia. Gdy jakiś konflikt zostanie zażegnany, jakimś cudem pojawia się nowy - a czasami wydaje mi się, że ludzie nie potrafią sobie poradzić ze spokojem. Nie potrafią się nim cieszyć, coś im ciągle nie pasuje, więc odnajdują kolejną okazję do narzekania. Świat stwarza nam tyle możliwości, możemy czerpać z niego garściami, a jednak zawsze znajdzie się ktoś lub coś o co można się pokłócić.

Dlatego uwielbiam rośliny. Czasami marzę o tym, by ktoś mnie transmutował w jaśmin, bym mogła faktycznie stać się częścią świata i żyć w nim tak jak należy. Z dala od ludzi i ich egoizmu, przewrażliwienia i chciwości. Być zależną od otaczającej mnie natury - od słońca, od deszczu i od powietrza.

Wiele czasu spędziłam analizując wszystko to z czego zwierzył mi się Regulus. I czułam się jak małe dziecko, bo wciąż nie mogłam zrozumieć postępowania jego rodziców. Gdzieś z tyłu głowy kotłowała mi się myśl, że mój ojciec kiedyś też przechodził przez to samo, co brat Regulusa. On też musiał dokonać wyboru i tak samo jak Syriusz, zaryzykował, i wiedziałam, że tego nie żałował. Poradził sobie świetnie - założył rodzinę, zajmuje ważne stanowisko w ministerstwie i jest dla mnie wzorem do naśladowania. Byłam z niego dumna.

I tego samego chciałam dla Regulusa.

Reg od momentu rozpoczęcia nauki w Hogwarcie miał ograniczony kontakt z bratem i nigdy tego nie ukrywał, ale rozumiałam, że wyprowadzka Syriusza była dla niego ciosem. Podejrzewałam, że do tej pory łudził się, iż może ich relację uda się jakoś odratować, albo może nawet czuł się po prostu lepiej mając w domu brata.

Merlinie, musiał czuć się okropnie zagubiony we własnym domu.

Patrzyłam w sufit dormitorium z nadzieją, że spłynie na mnie jakieś olśnienie, jak mogę pomóc mojemu przyjacielowi.

Chyba nie pozostało mi nic innego, jak po prostu, po ludzku być dla niego oparciem.

🍂

Pokój Wspólny Ślizgonów był moim ulubionym miejscem w całym Hogwarcie. Znajdował się w lochach i cały czas panował tu chłód, jednak z ciepłym kocem i kubkiem pysznej herbaty dało się odnaleźć w tym zielonkawym klimacie. Najbardziej lubiłam przesiadywać na ciężkiej, skórzanej sofie stojącej nieopodal dużego, marmurowego kominka. Otulałam się wtedy puchatym, zielonym kocem, który dostałam od babci na gwiazdkę, otwierałam książkę i popijałam ciepłą herbatę.

Po drugiej stronie sofy siedział Regulus, jak zawsze zabudowany książkami i stosami pergaminów i chyba tylko on potrafił odnaleźć się w tym małym chaosie, który stworzył. Co zerknął do książki, to zaraz coś wykreślił, dopisał i tak w kółko. Nawet nie próbowałam zrozumieć, czy on tam tylko się uczy, czy może knuje zagładę albo jakieś morderstwo, bo było mi zwyczajnie zbyt wygodnie.

Całą sielankę przerwało pojawienie się naczelnego niszczyciela zabawy, Evana Rosiera. Mój kuzyn był prawie dwumetrowym młodzieńcem i prawdopodobnie czasami zapominał o swoich gabarytach. Opadł na miejsce między Regulusem a mną przy okazji gniotąc swoim cielskiem moje stopy ukryte pod kocem, i zrzucając kilka regulusowych ksiąg. Jak gdyby nigdy nic, odgarnął opadającą mu na czoło miodową grzywkę, po czym rozłożył swoje długie ramiona na oparciu siedziska.

Jęknęłam i z trudem wyciągnęłam stopy, rozmasowując je z nieszczęśliwą miną.

- Co tam? - rzucił Evan, zabierając mi kubek z herbatą i biorąc łyka. Skrzywił się okropnie i wcisnął mi naczynie z powrotem. - Co to za paskudztwo?! Fuj! Życie ci nie miłe?

Jestem Twoją Jesienią | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz