Rozdział I: wprowadzenie

33 3 0
                                    

16 lipca 1945

Godzina 12:30

Gdzieś wysoko nad Pacyfikiem.

- Więc. Co my tu robimy?

- Patrol. Mamy pozwolenie na użycie siły w przypadku napotkania Japończyków.

- Ha! Gdy tylko zobaczą te nowe XF-82 zaczną uciekać na pełnym gazie!

- Dokładnie! Kurde... Uwielbiam te maszyny! To jak podwójny Mustang!

- Bo to jest podwójny Mustang!

- Dobra, dobra...

- Chłopaki! Uspokójcie się! W tym sektorze mogą być wrogie myśliwce – uciszył podopiecznych dowódca. Od razu ucichli. To nie tak, że się go boją, czy coś podobnego. Wszyscy – 8 pilotów – wiemy czym jest wojna. Wiedzą, że jeśli choć na chwilę się rozproszą mogą zginąć.

Jestem James i jestem pilotem Amerykańskich Sił Powietrznych. Latam XF-82 Twin Mustang, czyli podwójnym Mustangiem. Producenci tej maszyny wzięli dwa P-51 i połączyli je skrzydłem oraz statecznikiem poziomym. Maszyna ma dwóch pilotów, mimo iż może nią pilotować jeden. Jest to dopiero prototyp, który według przypuszczeń wejdzie do masowej produkcji w 1946. Siedzę w prawym kadłubie, kiedy to w lewym siedzi dowódca eskadry – Aiden Tanner. Był chyba najlepszym pilotem jakiego znałem oraz najdzielniejszym człowiekiem jaki chodził po tej ziemi.

Naszym dzisiejszym zadaniem było przeprowadzenie patrolu sześćset kilometrów od brzegów San Francisco, stosunkowo mała odległość. Lot przebiegał spokojnie, co jakiś czas słyszałem w radiu jak chłopaki z lewego skrzydła żartują między sobą. Powoli zaczynało brakować nam paliwa więc dowódca zarządził obniżenie lotu i zawrócenie w stronę Hawajów, gdzie zatankujemy i potem wrócimy do Stanów. Nagle usłyszałem głos w radiu.

- Emm... Chłopaki... Jakieś dwa kilometry nad nami chyba coś leci!

- Gdzie? – spytał dowódca rozglądając się.

- Na drugiej.

Faktycznie. Między chmurami nad nami było widać długie białe smugi, charakterystyczne po przelocie samolotu, szczególnie na tych wysokościach. Według planu nie powinno tu być żadnych Amerykańskich czy Australijskich samolotów.

- No dobra. Czwórka, pełna moc i ubezpieczacie nas z góry – rozkazał Tanner – Reszta, spróbujemy podlecieć chicho i od tyłu. Osiemdziesiąt procent mocy, wspinanie piętnaście stopni. Za mną.

- Rozkaz! – rozległo się z radia sześć głosów.

Po tych słowach Czwórka zaczęli się wspinać i po krótkiej chwili zniknęli w chmurze. Tymczasem my lekkim łukiem wspinaliśmy się ku białym smugom. Wznieśliśmy się na wysokość, na której przelatywały tamte samoloty. Było strasznie spokojnie. Za spokojnie. Wszyscy rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Wtem spostrzegłem w dole spadającą Czwórkę. Jeden z kadłubów płonął.

- Dorwali Czwórkę – wyszeptałem przerażony.

Nagle znikąd wszędzie pojawiły się japońskie Zera. Nadlatywały zewsząd i w parach. Dwa z góry, dwa z lewej, dwa od tyłu – wszędzie. Dowódca wydał rozkaz rozproszenia się i tak zrobiliśmy. Gdy Trójka i Dwójka odbili na boki, my w Jedynce zrobiliśmy beczkę o sto osiemdziesiąt stopni. Zyskaliśmy w ten sposób około dwustu metrów wysokości i przed sobą mieliśmy jeden z japońskich samolotów. Robił świecę, tracąc bardzo dużo prędkości. Wystawił się jak na tacy. Szybko wycelowaliśmy i wystrzeliliśmy dwu-sekundową serię. Chwilę potem Zero już spadał porozrywany na strzępy. W tej samej chwili na ogonie usiadły nam dwa inne Zera, które gonili chłopaki w Trójce. Odruchowo obróciłem samolot na plecy i zanurkowałem do pobliskiej chmury. Chowając się wykonałem ostry zakręt w prawo i na pełnej mocy wyleciałem z chmury, mając kolejne wrogie Zero na celowniku. Ten chwilę również spadał w dół w płomieniach.

- Piękne strzały – pochwalił mnie dowódca przejmując stery.

- Dzięki – odpowiedziałem puszczając ster.

Wtedy poczułem mocne uderzenie w plecy. Po całej maszynie przeszła fala wibracji wzbogacona metalicznym zgrzytem. Nasz XP-82 nagle samoistnie zanurkował. Ogromne przeciążenie wepchnęło mnie z fotel. Widziałem jak Aiden próbuje walczyć ze sterem, ale zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Ocknąłem się kilka sekund później. Samolot wyszedł z nurkowania. Lewy silnik dymił, a skrzydło pomiędzy kadłubami ledwo się trzymało. Mimo to lecieliśmy dalej. Nad nami rozgrywało się piekło. Kolejny Mustang leciał ostro w dół. Niedługo potem dorwali kolejnego.

Lecieliśmy w ciszy przez jakieś dziesięć minut. Lampka sygnalizująca niski poziom paliwa zaczęła właśnie świecić. Gdy dowódca stwierdził, że jest już bezpiecznie delikatnie zakręcił w lewo w stronę Stanów. Nie wiem dokładnie jak daleko byliśmy od brzegu, ale paliwa starczyłoby nam na jakieś piętnaście minut. Gdy już wychodziliśmy z zakrętu na dziewiątej pojawił się Zero. Samotny. Nurkował z ogromną prędkością. Kiedy był już oddalony tylko na jeden kilometr dowódca wszedł z nim w walkę. Ostro skręcając nadwyrężał uszkodzone łączenie pomiędzy kadłubami. Jednak Zera są znacznie zwrotniejsze od Mustangów, to co dopiero od tych podwójnych. Szybko znalazł się przy lewym skrzydle. Gdy zaczął strzelać, dowódca zakręcił w prawo zasłaniając swoim kadłubem mnie. Nie wiem co się stało potem, ale tym manewrem Aiden wystawił mi Zero na celownik. Nie przegapiłem tej okazji. Wystrzeliłem.

Gdy już skończyłem z wrogim samolotem chciałem sprawdzić co się dzieje w drugiej kabinie. Widziałem jak dowódca siedzi w bezruchu oparty o fotel. Nie odpowiadał przez radio. Bałem się że zginął.

Wysoko nad PacyfikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz