Rozdział V: ostatni lot

12 3 0
                                    


Przez ostatni miesiąc wykonaliśmy masę lotów. Rekruci oswoili się z nowymi samolotami, nauczyli się walczyć w grupie, atakować cele naziemne i nawodne, jeden z rekrutów uszkodzonym samolotem wylądował na lotniskowcu, mimo iż XF-82 nie jest do tego przeznaczony. Niestety co jakiś czas Twin Mustangi przechodziły ulepszenia, więc często mieliśmy przydzielane P-40. Kiedy lataliśmy oddzielnie, Helen często robiła co chciała. Kilka razy prawie straciła życie. Na początku zwracałem jej uwagę i prosiłem by tego nie robiła, lecz nie przynosiło to efektów, więc przestałem. Mimo to wszyscy nauczyli się naprawdę wiele. Ale w końcu przyszedł ten dzień...

10 sierpnia

Godzina 3:30

Pas startowy w bazie pod San Francisco

- To gdzie te bombowce?

- Mają być za chwilę. Gdy znajdą się nad lotniskiem mamy startować.

Wtem usłyszeliśmy głośny szum. Spojrzeliśmy się nad siebie i ujrzeliśmy setki ogromnych bombowców.

- Dobra. Eskadra F2G-1, macie zezwolenie na start – rozległ się głos z megafonów – Gdy wystartuje ostatni, P-40 mają już być na pasie. Na koniec XF-82. Dajce im popalić chłopaki!

- Słyszeliście? – krzyknąłem – Do samolotów.

Na tą komendę wszyscy rekruci wskoczyli do samolotów. Wszystkie samoloty zapaliły silniki. Ziemia zaczęła mocno wibrować. W życiu nie startowałem z tak wielką grupą, więc zacząłem czuć mały dyskomfort. Wtedy pierwsze F2G-1 wystartowały. Gdy dały pełną moc ziemia zaczęła się trząść jeszcze bardziej. Potem P-40. Na końcu my. Gdy już wszyscy byliśmy w powietrzu powoli wzbijaliśmy się ku bombowcom.

Teraz, gdy już byliśmy przy tych wielkich maszynach było czuć jak powietrze wibruje i rzuca samolotem na wszystkie strony.

- Spokojnie eskadra – starałem się uspokoić się swoich podopiecznych – Jeśli będziemy wyżej nic nam nie będzie doskwierać.

Po tych słowach delikatnie uniosłem nos samolotu w górę. Pozostałe siedem maszyn zrobiło to samo. Obserwując bombowce z góry zauważyłem, że nie tylko myśliwce z naszego lotniska je eskortują. Wśród nich leci całkiem sporo P-51D. Tych samolotów nie mamy na lotnisku.

Lecieliśmy powoli i spokojnie, cały czas zwiększając wysokość. Słońce już w całości pokazało się na horyzoncie. Na szczęście mieliśmy je za sobą, więc to Japończycy będą oślepieni atakując nas. Było dosyć nudno, postanowiłem więc zacząć rozmowę.

- Więc... Co zamierzacie robić po wojnie?

- Wrócę do domu, do swojej dziewczyny, znajdę sobie pracę i będę żyć normalnym życiem – powiedział jakiś chłopak.

- Wyjadę na wieś i będę pomagać rodzicom w uprawie kukurydzy – powiedział inny.

Podobnych odpowiedzi było mnóstwo. Potem zmieniliśmy temat i rozmawialiśmy o innych rzeczach, takich jak ulubiony film, sport, książka. Najgorsze jedzenie świata i tym podobne. Świetnie się bawiliśmy, gdy nagle w radiu rozległ się głos:

- Japończycy na jedenastej!

Odruchowo spojrzałem w tamtą stronę. Jakieś trzy kilometry od nas, około półtora kilometra nad nami. Stopniowo i delikatnie obniżali pułap.

- No dobra, eskadra – powiedziałem, nie spuszczając wzroku z Zer – Wyjdziemy im naprzeciw. Pełna moc i celowniki na nich.

Wraz ze mną siedem pozostałych XP-82 zaczęły ostro wzbijać się ku Japończykom. Po kilku sekundach wrogie samoloty znalazły się w zasięgu naszych karabinów. Niestety my znaleźliśmy się i w ich zasięgu. Rozpoczął się tak zwany head-on. Nacierając na siebie nawzajem strzelaliśmy. Po dwóch sekundach się minęliśmy. Zerkając przez ramię zauważyłem trzy spadające Zera oraz dwa mocno obite.

Wysoko nad PacyfikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz