Prolog

116 23 10
                                    

Kiedy słońce zaczęło zachodzić wojownik ubrany w strój bojowy stanął naprzeciwko swojej przeciwniczki. Dziewczyna ubrana była w czarny strój. Jej kasztanowe oczy lśniły w świetle zachodzącego słońca. Wyciągnęła miecz i skierowała go w stronę młodego wojownika.

-Boisz się? - zapytała spokojnym i jadowitym zarazem głosem - pamiętaj, że masz czas odejść. Będziesz bezpieczniejszy daleko stąd.

-Haha! - zaśmiał się wojownik i zerknął na dziewczynę, mrużąc oczy- jakbyś ty się nie bała nie przypominałabyś mi co chwilę o tym, że mogę odejść - przyjął pozycję z której mógłby się wybić do ataku - dosyć słów.

-Masz rację Jaganie - dziewczyna chwyciła miecz w obie dłonie i stanęła gotowa do walki - rozwiążmy ten konflikt tak jak przed laty.

-Tylko na to czekałem - odpowiedział Jagan, wybijając się z jednej z nóg, by zaatakować przeciwniczkę.

Oczy kobiety błysnęły i również skoczyła. Kiedy dwoje wojowników miało spotkać się w powietrzu obraz dwóch silnych przeciwników rozpłynął się, ustępując miejsca dwóm dzieciakom udających, że walczą. Miecze zamieniły się w kije od mioteł, a piękne wojownicze stroje w zwyczajne, wieśniackie ubrania.

Jagan uderzył swoim kijem udawaną przeciwniczkę, a kiedy ta upadła na ziemie z głuchym łomotem, przyłożył koniec swojej broni do karku leżącej.

-Ha! - wykrzyknął - znowu wygrałem Samanto!

-Poczułam - powiedziała Samanta, wyciągając rękę w stronę brata, odpychając od siebie trzymany przez niego kij - pomożesz czy będziesz się na mnie gapił jak królik?

Jagan podał siostrze rękę i z westchnieniem pomógł jej wstać.

-Jeszcze jedna runda? - zapytał chłopiec.

-Z chęcią - Sam odskoczyła i przyjęła "wojowniczą" pozycję, unosząc do góry jedną nogę i obie ręce, lecz zanim rodzeństwo znowu pobiegło do boju, przeszkodził im głos ich matki Kory:

-Jagan! Sam! - zawołała, idąc w ich stronę z koszem prania w rękach. Za kobietą szła jedna z jej pozostałych córek Amba - kończcie już! Jesteście cali w błocie, a nie mam zamiaru robić po raz kolejny prania!

-Przepraszamy - Jagan schylił głowę - pomóc ci?

-Byłoby miło - opowiedziała Kora - Samanto, pomożesz mi i Ambie przyszykować kolację a ty Jaganie idź po siostry. Są w stajni.

-Dobrze - Jagan rzucił kij w błoto i pobiegł w stronę stajni.

Kiedy chłopiec wszedł do środka usłyszał rżenie koni a po chwili dostrzegł Crystal, czyszczącą kopyta jednego z koni.

-Hej! Mama kazała zbierać się na kolację - powiedział Jagan, podchodząc do siostry - gdzie Sizu?

-Poszła wylać brudną wodę i nalać nowej.

Zanim dziewczynka skończyła mówić, do stajni weszła Sizu, niosąc wiadro wody.                                 Za nią truchtał małych rozmiarów szczeniak.

-O hej - przywitała się przybyła, patrząc na starszego brata.

-Musimy iść na kolację - powiedział chłopiec po przytuleniu siostry - potem pomogę wam myć konie -  kiedy to mówił, do jego nóg podbiegł psiak - no cześć Collin - kucnął, by pogłaskać szczeniaka bo głowie.

-Dobrze - Crystal wstała i otrzepała sukienkę, po czym chwyciła konia za wodzę i poprowadziła go do boksu.

Sizu położyła wiadro, wzdychając po wyprostowaniu pleców, a Jagan podniósł Collin'a. Kiedy siostry wyszły ze stajni chłopiec poszedł za nimi, a po zamknięciu drzwi pobiegł w stronę domu. Ich dom nie był duży. Miał dwa piętra i wyglądał jak typowa wieśniacka chatka. Kiedy rodzina zasiadła do stołu ich matka położyła na stole chleb, ser i dżem oraz kompot z wiśni.

Co Tysiąc LatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz