6

20 9 6
                                    

Kiedy zobaczył dom, wszedł do niego i zaczął szperać po szafkach aż nie znalazł bandażów i jakieś szmaty. Zabrał je i poszedł na piętro na którym znalazł łazienkę.
Usiadł na krześle znajdującym się w łazience i zdjął bluzkę zaciskając mocno szczęki, kiedy ubranie odkleiło się od krwawiącej rany.
Przeklął cicho, usiłując odkleić bluzkę od rany.
W końcu szybkim ruchem szarpnął materiał i zacisnął zęby jeszcze bardziej, czując wielki ból, rzucając przy okazji ubranie gdzieś w kąt.
Kiedy się uspokoił, a ból zaczął być znośny, zanurzył szmatkę w wodzie i zaczął oczyszczać ranę.
Czuł się dziwnie. Przed chwilą z jego rąk wystrzeliły prawdziwe pioruny, a mimo to czuł się niepewnie.
Nie wierzył, że mógł być to dar od Bogów.
Nie wierzył w nich i w ich istnienie.

Zapewne się z tym urodziliśmy - pomyślał i syknął, kiedy niespodziewanie został poparzony przez iskry, które poleciały z jego dłoni w której trzymał mokrą szmatę.

Przeklął zmęczony i zdenerwowany swoją bezsilnością.

Po kilkunastu minutach jego rana nie była nawet w połowie obmyta, bo co chwilę wojownik sam się parzył i zadawał sobie ból.
Ból który sprawiła mu ta rana nie był nawet w dziesięciu procentach tak mocny jak ten, który sam sobie zadawał kiedy jego iskrzące błyski łączyły się z wodą, parząc go.
Nagle zadrżał, kiedy usłyszał zamykanie się łazienkowych drzwi. Odwrócił się i dostrzegł Vivian stojącą w wejściu.

-Wszystko dobrze? - zapytała go.

-Tak - syknął, kiedy znowu się oparzył. Zacisnął zęby i westchnął, próbując zignorować ból - gdzie moje siostry?

-Siedzą na dole. Dałam im trochę jedzenia, bo widać, że były głodne - odparła Vivian, podchodząc do mężczyzny - może ci pomogę?

-Nie potrzeba - powiedział Jagan, ale zaprzeczył sobie, gdy tylko jęknął, kiedy przejechał po ranie za mocno szmatką.

Zaklął zdenerwowany. Czuł się bezsilny. W jednej chwili wszystko co znał okazało się być kłamstwem.
Ojciec zabił matkę.
Chciał zabić i ich.
Jagan zabił ojca... i wcale tego nie żałował.
Przecież to przez niego, kiedy był dzieckiem inne dzieci patrzyły na niego krzywo, wiedząc, że nie ma mamy. Przecież to przez niego na dzień matki do szkoły przychodziła Charlotte, a na dzień ojca Liam.
Tego ostatniego szczerze nie żałował. Traktował Liam'a jak ojca, a wiedząc, że już go nigdy nie zobaczy, Jagan czuł wielką pustkę. Liam poświęcił się w stu procentach, wychowując dzieci Kory i ucząc ich przez te dziesięć lat tego co są umiał.
Teraz Jagan nie umiał sobie wyobrazić życia bez niego.
Czuł w środku ukłucie bólu silniejszego niż ból, który został mu dziś zadany przez rycerzy i przez samego siebie.
Ból na myśl o tym, że Steven nie chciał ani go ani jego sióstr.

Czym zawiniliśmy? - pomyślał.

Westchnął ciężko, zerkając na Vivian, która uśmiechnęła się smutno.

-Daj - poprosiła, po czym odebrała od rannego szmatę i kucnęła przed nim - pomogę.

Odsunęła z czoła włosy, zmoczyła szmatkę w wodzie i przyłożyła ją delikatnie do rany siedzącego.
Robiła to o wiele spokojniej niż on sam przed chwilą co nieco go odprężyło.

-Twoje siostry opowiedziały mi o wszystkim, co się wam przydarzyło - powiedziała, obmywając ranę - i o twojej nie wierze .

-Widzę, że te plotkary powiedziały ci niemal wszystko - uśmiechnął się lekko - to co lubię jeść na śniadanie też ci powiedziały? - zapytał ironicznie.

-Jajecznice - Vivan otworzyła szerzej oczy, kiwając głową, a Jagan westchnął na wpół rozbawiony a na wpół przytłoczony - a tak na poważnie... to naprawdę nie wierzysz w Bogów? Nawet po tym jak otrzymałeś od nich dar?

Co Tysiąc LatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz