Ty żyjesz?

15 0 0
                                    

Jak zazwyczaj siedziałem ze znajomym na starym kamiennym moście.

-Nudno tu.-rzuciłem i wstałem.
-Nie narzekaj, mogło być gorzej.

Wzruszyłem ramionami po czym odszedłem. Zazwyczaj jeden z nas idzie bez pożegnania, jesteśmy już do tego przyzwyczajeni. Cieszyłem się, że dziś już są ostatnie dni wakacji, gdyż wyjeżdżam do internetu w wielkim mieście. Jestem dobrym uczniem, więc nie było problemu o zniżki dla zdolnych uczniów i takie inne. Jeszcze raz pobiegłem na łąkę, na której zawsze bywałem. W tym roku chciałbym o niej zapomnieć. Problem w tym że nie umiem, siedząc tu, ciągle widzę tego chłopaka który od zerówki się ze mną bawił. Wtedy oglądnąłem się na jedyne tutaj drzewo. Dalej była na nim ta lina, ale to już tak nie odstraszało jak kiedyś, co mnie ucieszyło. Podszedłem bliżej, a po policzkach zaczęły mi płynąć łzy, ciągle słyszałem w głowie ten słodki głos, który mówił "kocham cię Alex". Nigdy nie zapomnę. Obróciłem się tyłem, jednak wtedy coś sobie przypomniałem. Szybko pobiegłem do domu po portfel, potem skierowałem się do kwiaciarni. Kupiłem najładniejszy bukiet jaki znalazłem i skierowałem się pod to drzewo. Związałem sznur inaczej i powiesiłem na nim kwiatki, co wyglądało jak te doniczki z hakami u mojej babci.
Mogłem jak każdy normalny człowiek pójść na cmentarz, ale nie ma tam tego grobu. Wciąż nie wiem dlaczego, lecz mimo to łudzę się, że kłamali, że on przeżył, co by wyjaśniało brak grobu. Wiedziałem jaka była jego sytuacja i kontakty z rodzicami, wiedziałem jak bardzo nienawidzili go za to, że jest jaki jest, więc spokojnie mogliby się wyprowadzić, po czym znów mu kazać udawać kogoś kim nie jest. Biedny...
Posmutniałem na chwilę, a potem wybiłem sobie takie myśli z głowy. Przecież sam widziałem, że był martwy...

***

Wróciłem do domu dopiero późnym wieczorem, chciałem się wygadać przy tym drzewie jak to niektórzy na cmentarzu robią. Mówią wiedząc że nikt ich nie słyszy, ale czują się wtedy lepiej. Ja też się tak poczułem. Oczywiście dostałem ochrzan za wracanie gdy jest już ciemno, do pary z wykładem o tym, że nie zdążę się spakować. Zabrałem się za to i nie zeszło mi jakoś długo. Nie miałem za wiele rzeczy, z resztą też niewiele chciałem stąd brać. Jedyne pamiątki po tym miejscu jakie wziąłem, to pierścionek z prawdziwym rubinem oraz zakurzone zdjęcie. Nie widziałem go odkąd ta cała sytuacja z drzewem miała miejsce, gdyż zbyt mi przypominało tego chłopaka. Cóż, mama mówiła, że może w liceum znajdę sobie kogoś innego i wydobrzeje, może ma rację. Tylko gdzieś tam w środku dalej zostaje ból. Myślałem że wiem o nim wszystko, a tak naprawdę nie wiedziałem nic. Gdybym się tylko domyślił... Może on by dalej żył... Z tymi rozmyślaniami się położyłem, a następnego ranka obudzono mnie przed wschodem słońca. Zdenerwowałem się, ale posłusznie zacząłem poranną rutynę, jednak o wiele bardziej zmęczony. Po śniadaniu od razu wyjechaliśmy. Czekało w końcu na mnie wielkie miasto, daleko stąd, więc musieliśmy się spieszyć żeby dojechać chociaż na jedenastą. Gdy byliśmy prawie na miejscu zauważyłem znajomą twarz... To był on! Tam na chodniku! Rodzice mnie zwiedli, mówiąc że mam omamy po tym wszystkim. Uwierzyłem im, gdyż nie do końca wierzyłem, że mogę od tak go spotkać i od tak dowiedzieć się, że jednak żyje.
Wysiadłem przy budynku przypominającym większość bloków tutaj, jednak na nim były wywieszone transparenty robione przez uczniów, któryż tu mieszkali. Z tego co słyszałem, każdy może powiesić taki na swoim balkonie, więc wszędzie gdzie było zapalone światło wisiał jakiś kolorowy rysunek, albo flaga z napisanym permanentnym markerem hasłem. Tylko w jednym pokoju nie było nic, nie licząc tych niezajętych. Właśnie tam chciałem się skierować i zobaczyć kto to taki pochmurny, że nawet głupiego żartu nie wywiesi, albo nie wiem, flagi USA.
Na początek miałem pójść do swojego pokoju, na szybko się tam rozpakowałem, gdyż ktoś miał mnie oprowadzić zarówno po internacie jak i po szkole, a cieszyłem się bardzo na poznanie kogoś nowego. Upchnąłem ubrania w szafie, na szafce nocnej położyłem zdjęcie, zaś obok niego delikatnie pierścionek. Zarumieniłem się trochę patrząc na to jak to razem wygląda. W końcu skierowałem się do wejścia, gdzie miała na mnie czekać ta osoba.
Powygłupiałem się trochę po drodze, jacyś drugoklasiści klasy sportowej wyzwali mnie, mówiąc że nie umiem zjechać po poręczy przy schodach. Oczywiście przyjąłem zadanie i zrobiłem to na stojąco, za co mi pogratulowali.

Ruined It For You(Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz