CHAPTER 4: Bezpieczeństwo, ciepło i dom.

19 5 0
                                    


Dziewczyna wchodząc do domu, nie spodziewała się tego, co tam zastała...

Po otworzeniu drzwi usłyszała szloch. Nie wiedząc o co chodzi krzyknęła, że już jest. Nikt się nie odezwał. Nie było to w stylu Beth, bo zawsze kiedy Sky informowała o wyjściu czy powrocie odzywała się jakkolwiek. Teraz nie było żadnego odzewu z jej strony. Weszła do salonu, bo tam się paliło światło. Zobaczyła swoją matkę, która ledwo łapała oddech, a w telewizji leciały wiadomości. Prezenterka mówiła o awarii w jednym z Londyńskich wieżowcu, która zakończyła się poważnym pożarem. Dziewczyna stanęła i z uwagą wpatrywała się w zdjęcia budynku. Po chwili zdała sobie sprawę, że tam był jej ojciec przez ostatnie dwa dni.

-Czy-Czy..- nie była wstanie skleić żadnego zdania.

-Tak, kochanie. Tata, tam pracował.. – powiedziała wciąż płacząc.

Sky podbiegła do rodzicielki, by wtulić się w jej ciało. Żadna z nich nie kontrolowała łez. Pozwalały im spływać po policzkach mocząc ich ubrania. Nie wiedziały ile czasu spędziły w tej samej pozycji płacząc.

-Mamo..- zaczęła zachrypniętym głosem. – Dzwoniłaś do taty? Wiesz, może wcale go tam nie było... - dokończyła z nutką nadziei w głosie. Starała się znaleźć taki scenariusz, aby jej tata wyszedł z tego cało. Była córeczką tatusia. Nie poradziłaby sobie, gdyby go straciła. Ciężko przechodzi rozstania z nim na dłuższy czas, a co dopiero gdyby miało to być na zawsze..

-Tak, próbowałam się dodzwonić do niego. Żadnej odpowiedzi. Tylko poczta. – po tych słowach Sky znowu przylgnęła do matki. Były tak wykończone, że zasnęły na kanapie. Z twarzą klejącą się od łez. Zasnęły w swoich objęciach. Czuły bezpieczeństwo, ciepło i dom.

Obudził je dzwonek do drzwi. Nie zapraszały nikogo, więc były bardzo zdziwione. Dodatkowo dochodziła 22.

-Pójdę sprawdzić, kto to. – zaoferowała się i podążyła do drzwi.

-Matt? Co ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona jego wizytą.

-Sky, Słoneczko, czy twój tata nazywa się Thomas? – zapytał, chociaż miał nadzieje, że to nie on.

-T-tak. Co z nim? Gdzie on jest? Matt powiedz mi, proszę. – błagała, a w jej oczach ponownie zaczęły zbierać się łzy.

-Tak mi przykro Słoneczko. – powiedział i rozłożył szerzej ramiona by mogła się w niego wtulić. Przylgnęła do niego swoim ciałem, a jego koszulkę zaczęła moczyć słonymi łzami. Nie hamowała się. Właśnie dowiedziała się, że jedna z najważniejszych dla niej osób odeszła. Nie obchodził ją fakt, że to był Matt – chłopak którego zna jeden dzień. Nie kryła się ze swoją słabością. Wypłakując się w objęciach Matta, poczuła coś innego, dziwnie przyjemnego. Czuła, że może mu zaufać. Uwierzyła temu, a w niedalekiej przyszłości, okaże się, że dobrze zrobiła wpuszczając go do swojego życia.

-Dzieci, co się stało? – zapytała Bethany, która zaniepokojona przyszła do drzwi, sprawdzić czy wszystko w porządku.

-Naprawdę mi przykro pani Blue. – powiedział chłopak ze skruchą w głosie. Sky podeszła do mamy i obie stojąc w swoich ramionach, na środku korytarza, przy Matcie, który to obserwuje, zaczęły opłakiwać odejście męża i ojca.

-Wejdź do środka, kochanie. – powiedziała Beth, po czym odeszła od córki i udała się do kuchni.

Sky wciąż stała na środku korytarza. Chłopak, zgarnął ją do uścisku i pozwalał wypłakiwać. Poprosił dziewczynę, by przenieśli się do salony, żeby usiąść. Dziewczyna swoje miejsce znalazła na kolanach chłopaka. Nie przestawała płakać, a przy każdej próbie odsunięcia się chłopaka od niej, bardziej przylegała do jego ciała. Swoje dłonie zaciskała na jego białej, już mokrej koszulce. On swoimi rękami obejmował ją tak, aby obojgu było wygodnie i aby mieć ją jak najbliżej siebie.

te amaré hasta el finalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz