2021, 27 października
— Musimy wstać — szepnął w pewnym momencie loczek, kręcąc się na przyjemnym ciele szatyna. Było mu wygodnie, nie chciało mu się wstawać, ale mus to mus.
— Też tak uważam — odparł szatyn, wzdychając cicho i podnosząc się delikatnie na łokciach.
— Jesteś taki ciepły — jęknął podnosząc się, chociaż to było bardzo niezgrabne, ich krew wrzała od wypitego alkoholu.
— A ty ciężki — wysapał, podnosząc się powoli i oboje ruszyli w kierunku drzwi.
— Przesadzasz — machnął na niego ręką, nie przejmując się tym, co powiedział niebieskooki. Teraz się uwiesił na jego ramieniu, idąc koślawo.
— Jesteś wyższy i masywniejszy niż ja — powiedział, wyjmując z kieszeni telefon by zadzwonić po taksówki.
Harry mruknął coś pod nosem. Przysypiając na ramieniu kolegi z drużyny. Wydawało się wtedy mu wygodniejsze od najmiększej poduszki ono.
— Nie zasypiaj Styles. Jeszcze do swojego domu musisz wrócić — przewrócił oczami szatyn.
— Mhphm — wymamrotał niemrawo, przysypiając na ramieniu Louisa, po alkoholu robił się bardzo senny.
~ Może lepiej będzie jeśli weźmiemy go do siebie? ~ odezwał się w głowie szatyna głos. Ten westchnął cicho i pokiwał głowa.
— Nie mamy innego wyjścia.
— Chodź Harry, idziemy do mnie — westchnął głośno. Ciągnął za sobą wyższego, który był ledwie przytomny.
***Uniósł delikatnie swoje powieki. Zajęczał cicho, dosłownie wszystko go bolało, a miejsce jego spania ewidentnie się nie nadawało do tego. Jego plecy cholernie bolały, a kac mścił się za wczorajszy wieczór. Wspomnienia w lokowanego uderzyły. Zarumienił się, kiedy dotarło do niego, gdzie właśnie był. Mieszkanie Louisa. Wczoraj całował się z nim. Jęknął. Co on sobie wyobrażał? Czemu w ogóle to zrobił? Był takim idiotą!
— Królewna wstała — usłyszał na sobą głos i zobaczył Zayna stojącego nad nim. — Ale się najebaliście. Naprawdę. Niby dwadzieścia lat, a zachowują się jak dzieci...
— Ciszej — zakrył sobie twarz poduszką. Okropnie go głowa bolała.
— Normalnie jak Lewis. Oboje jesteście siebie warci. — pokręcił głowa, dając mu tabletki i wodę.
— Ciszej — warknął ponownie, jednak wziął listek przeciwbólowych i szklankę. — Dziękuje.
— Będę głośno. Jesteście debilami. — Powiedział i wyszedł z pomieszczenia zostawiając otwarte drzwi. Po chwili w drzwiach stanął ledwo żywy szatyn ubrany w same spodenki i ruszył do swojej szafy. No przecież nie zostawił by Stylesa na kanapie.
— Umieram — jęknął głośno Harry, próbując się bardziej zagrzebać w pościeli.
— To nie ty spałeś na kanapie — sarknął Louis pod nosem, który ewidentnie nie był w sosie dzisiejszego ranka.
Harry spojrzał na niego i przegryzł wargę. Nie spodziewał się szatyna w takim wydaniu.
Louis nie odezwał się do Harry'ego ani słowem. Raczej unikał jego wzroku, starając nie rzucać się w oczy.
— Wyglądasz trochę lepiej niż Zayn opisywał — powiedział Harry.
— A ty jakby traktor cię przejechał — parsknął cicho Tomlinson.
— Miło — skwitował. Jednak uśmiechnął się, to było trochę śmieszne, no i może też nie mijało się z prawdą.
— Oczywiście — uśmiechnął się do niego i wyjął swoje dresy z bluzka.
CZYTASZ
Savage love - Larry
Fanfic„- Ty masz inny cel. Wracasz do szkoły. Musisz ochraniać pewną osobę - odparł, patrząc na szatyna." Louis Tomlinson miał przez całe swoje życie ciężko, najpierw sierociniec, następnie poprawczak, dopiero po tym jak Simon mu pomógł, zaczęło mu w życ...