40. Aligator Helga

68 2 0
                                    

1 stycznia

Kolejne dni mijały dość spokojnie, a ja z Nathanem spędzaliśmy większość czasu razem. Zresztą na początku zawsze tak jest. Chce się spędzać każdą chwilę z tą drugą osobą, aż nagle czar pryska i już nie jest tak niezbędna. Ale liczyło się to co tu i teraz. Jedyne co mnie zaskoczyło to, że Harry jeszcze się nie pokazał. A byłam niemalże pewna, że tylko czekał aż wrócę. Nie, żebym tęskniła czy jakoś wybitnie nie mogła się doczekać. Czułam po prostu ciągły niepokój bojąc się, że wyskoczy nagle w najmniej oczekiwanym momencie.

- Myślałaś nad tym, żeby gdzieś wyskoczyć w ferie?- spytała Sonia szturchając mnie.

- O tak tak, genialny pomysł - mruknęłam zgadzając się, ale przyznam szczerze, że nie miałąm pojęcia na co. Niepokój nie opuszczał mojego ciała przyprawiając o dreszcze i ledwo powstrzymywałam ataki. Wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam znowu wszystkich nimi niepokoić. Od przyznania się także Soni minęły dwa dni, była zaniepokojona, ale starałam się ją uspokajać na każdym kroku.

- Kupiłam samicę małego aligatora i nazywa się Helga.- rzuciła patrząc na mnie.

- Fantastycznie. - mruknęłam ponownie nie słuchając jej oczywiście.

Chłopcy próbowali mnie namówić na pójście do psychologa, ale nie chciałam o tym słyszeć. Wolałam odpuścić i szczerze mówiąc nawet ojciec nic nie wiedział. Nasze relacje nie uległy poprawię, a nawet pogorszyły bo w ogóle nie rozmawialiśmy.

- Chce wytatuować na czole podobizne mojej byłej. - powiedziała na co kolejny raz przytaknęłam.

Moje dumania przerwała poduszka uderzająca mnie w twarz. Usiadłam na łóżku Soni i spojrzałam na nią pytajaco.

- W ogóle mnie nie słuchasz!- krzyknęła oburzona. Westchnęłam przecierając twarz dłońmi.

- Przepraszam. Nie mogę się na niczym skupić. - przyznałam, a dziewczyna objęła mnie ramieniem przytulając.

- Co się dzieje złotko?- spytała zmieniając całkowicie ton na troskliwy.

- Harry, ten o którym ci opowiadałam, jeszcze się nie pojawił. - powiedziałam podkurczając nogi i podciągając je pod brodę.

- To źle? - zmarszczyłą brwi nie rozumiejąc. Westchnęłam ponownie opierając się o nią.

- Mówił, że się zobaczymy, a teraz cisza. Boje się, że się pojawi gdy stracę czujność. - wyznałam szczerze pozwalając się przytulać i głaskać przez dziewczynę.

- Nie przejmuj się tak. Niemalże nie jesteś spuszczana z oka. Jak nie jesteś ze mną, to z Nathanem, albo któymś z chłopaków. _ pocałowała mnie czule w skroń puszczając. Pokiwałam głową odsuwając się od niej.

- Masz rację, nie jestem sama. Przy was mnie nie skrzywdzi. - uśmiechnęłam się kryjąc pod uśmiechem wszystkie lęki. Nie skrzywdzi mnie przy nich...prawda? Nie może.

Podniosłam się odsuwając tym samym Sonie od siebie i wstałam. Rozejrzałam się po pokoju myśląc nad tym co zrobić, żeby na chwilę przestać myśleć o wszystkim co mnie dręczy.

- Mam pewien pomysł. - powiedziała Sonia wstając tuż po mnie i uśmiechała się tajemniczo.

- Jaki?- zapytałam nie ukrywając ciekawości bo jeśli miało mi to pomóc to zrobiłabym wszystko.

- Pójdziemy do klubu. - powiedziała z szerokim uśmiechem otwierając moją szafę. Skrzywiłam się lekko.

- Soniu, słońce nie chce wychodzić do ludzi.- powiedziałam bez przekonania bo okej, może by to coś dało, ale spędzenie nocy w klubie pełnym ciaoatych, spoconych ludzi i mężczyzn, którym daleko do miana gentlemana.

- Nie możesz się zamknąć w domu. To będzie koniec dlatego osobiście dopilnuje, żeby do tego nie doszło. - powiedziała stanowczo rzucając we mnie krótką, biało-błyszczącą sukienką na cienkich ramiączkach.

- Ale...co jeśli on...- nie dała mi skończyć wchodząc mi w zdanie.

- Penelope. Będziesz wśród ludzi, ze mną. Jeśli chcesz zadzwonimy po chłopaków i spotkamy się z nimi przed klubem. Nikt cię nie skrzywdzi. - powiedziała łagodnie patrząc na mnie z współczuciem. Westchnęłam głośno kiwając głową.

Może i miała rację. W końcu klub będzie pełen ludzi, a jeśli chłopcy by z nami poszli to już w ogóle nikt mnie nie ruszy, nie będzie miał szans.

- No dobrze...niech więc tak będzie. - powiedziałam uśmiechając się i wstałam z lepszym nastawieniem. W końcu co mogło pójść nie tak?

***

O 22 byłyśmy już w drodze do centrum. Do Nathana zadzwoniłam godzinę temu i jak tylko się dowiedział o moich obawach i pomyśle Soni zgodził się bez naruszenia mówiąc, że zbierze chłopaków i będą czekać pod klubem.

Nie ukrywam, że lżej było mi na sercu, ale od dobrych 20 minut miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, a co gorsze uczucie narastało gdy tylko się odwracałam i widziałam mężczyznę, który jak na złość pojawiał się zawsze gdzieś z boku gdzie bym nie była. Sonia mówiła, że to napewno przypadek i nie ma sensu się martwić, ale coś mi nie pasowało. Ja znałam tego mężczyznę. Napewno. Postura ciała, sposób chodzenia, to wszystko było dla mnie tak bardzo znajome, ale nie wiedziałam dlaczego.

- Pen? Pen słuchasz mnie?!- szturchnęła mnie przyjaciółka, a ja wyrwałam się z zadumy spoglądając na nią.

- Nie przepraszam, ten mężczyzna nie daje mi spokoju. - powiedziałam wzdychając ciężko.

- Masz paranoje, nic się nie dzieje. - usłyszałam do bólu znajomy głos należący do mężczyzny, który ostatnio stał mi się tak bliski. Rozejrzałam się z zaskoczeniem stwierdzając, że jesteśmy już pod klubem.

- A...to my już...- powiedziałam zagubiona czując się bardzo dziwnie.

- Co się dzieje?- spytał zaniepokojony Nate studiując uważnie mój wyraź twarzy. Pokreciłam głową uśmiechając się sztucznie.

- Penelope wariuje przez faceta, który rzekomo nas śledzi. - wyjaśniła Sonia, a na spuściłam głowę nie patrząc na chłopaków. Czekałam aż mnie wyśmieją jednak nic takiego się nie stało.

- Honey nie przejmuj się tak. - powiedział Samuel niesamowicie poważnym głosem, który do takiego debila jak on nie pasował. Uścisnął mnie mocno dusząc.

- Samuel, dusisz...naprawdę konkretnie. - wydusiłam z trudem.

- Zostaw ją. - powiedział swoim typowym dla siebie poważnym tonem Alexander jednak z tego co zobaczyłam to jego oczy się uśmiechały co było dobrym znakiem. Miałam się dzisiaj bawić, a nie panikować z powodu losowego gościa.

- Dobra dobra. To jak. Idziemy się bawić?- spytał już z uśmiechem Samuel wystawiając ramię w moją stronę. Roześmiałam się obejmując je, a z drugiej strony Logan podał mi swoje z typowym dla siebie uśmieszkiem i weszliśmy wszyscy do środka. To miała być moja noc.
No właśnie. Miała.

Dalej wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Poczułam mocny ból głowy, obraz mi się zaczął rozmazywać.

- Pen? Penelope! Co się dzieje?!- przerażony głos Nathana, zamieszanie i syrena karetki.

To wszystko pamiętałam jak przez mgłe, a potem była już tylko ciemność. Nie słyszałam nic, nie widziałam nic.

Czy ja umarłam?

Krótszy rozdział, ale z pewnością przed ostatni!
Mam nadzieję, że wam się podoba i nie uciekniecie z powodu problemów!

Czekam na teorie co się mogło stać z Penelope!

Zostaw gwiazdkę i komentarz!

Kocham was!
Torleq❤️

MY BREATH [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz