Półtoramilionowe miasto w tygodniu w środku nocy w większości wypełniają dźwięki pochrapywania, tylko czasem i to niefortunnie przerywane są odgłosami aut, wielokrotnie przekraczających prędkość w obszarze zabudowanym. Poniektóre okna osiedli z wielkich płyt palą się, a w jeszcze nieliczniejszych ktoś od czasu do czasu przez nie wygląda. Taka też sytuacja połowicznie miała miejsce w kawalerce za białymi firankami na trzecim piętrze. Gdy zaglądało się do środka, dostrzegało się dzięki niewyłączonej lampie puste łóżko, czuło wilgotną od świeżo wziętego prysznica łazienkę i uśmiechało się, porównując niewysłany na wyświetlaczu mail z deadlinem do godziny wcześniej. Na biurku oparta była kobieca postać, pochrapująca nie do rytmu piosenki, lecącej w jej słuchawkach. Szatynka miała twarz schowaną w dłoniach, a jej poza wyglądała, jakby zastygła: w zamyśle tylko na moment, a przypadkowo piaskowy dziadek uśpił ją na dobre kilka kwadransów.
Pomieszczenie było schludne. Znajdował się w nim dwuosobowy materac, położony bezpośrednio na podłodze, stojak na ubrania, obwieszony nimi po brzegi i ogromne, dębowe biurko, wyglądające wręcz karykaturalnie. Jego gigantyczna skala sprawiała, że wszystkie inne przedmioty wydawały się pomniejszone. Z pewnością nadawało się ono bardziej do gabinetu jakiegoś prezesa, lecz nie do sypialni biednej pani Magister, mającej prawie same prowizorki zamiast mebli.
Nagle muzyka w słuchawkach zmieniła się. Na lecącej playliście utwory nie były ustawione gatunkami, a na podstawie polubień autorki. Dlatego po kilkunastu minutach spokojnych utworów przyszła pora na energetycznego hard rocka. Gdy śpiący człowiek przyzwyczaja się do kojącego głosu Lewisa Capaldiego, ciężko mu pogodzić się z ostrym brzmieniem wokalisty Black Sabbath. Dlatego też szatynka w półśnie poderwała głowę znad blatu, a siła z jaką to zrobiła wytrąciła z równowagi stołek, na którym ta siedziała. Ten przychylił się w bok, a ona, nie potrafiąc manewrować równowagą będąc na dwóch nóżkach siedzenia, zupełnie straciła poczucie kontroli i razem z nim upadła na podłogę.
I nawet tak radykalne metody wrócenia jej świadomości nie zadziałały od razu. Kobieta, jakby po omacku, jeszcze chwilę siedziała na podłodze, mrugając szybko oczami. Ziewnąwszy ostatecznie, wstała niezgrabnie i nawet nie racząc podnieść przewróconego stołka, jedynie kliknęła wyślij na mailu. Ta wiadomość nie zawierała jeszcze form grzecznościowych i podpisu, a jedynie suchą informację bez zbędnych wtrątek kurtuazyjnych, gdyż kobieta jeszcze zanim zapadła w drzemkę wymyśliła sobie, że najpierw napisze fakty, a potem będzie bawić się w metafory. Cóż, okazało się, że ledwie obudzony człowiek ma gdzieś, jak powinno się zwracać do szefa, szczególnie po terminie, a myśli jedynie o tym, by jak najszybciej położyć się spać. Dlatego szatynka zamknęła laptopa, zgasiła światło i jeszcze przez chwilę rozglądała się po sąsiednich blokach przez okno - chyba martwiąc się, czy reszta lokatorów na pewno śpi. Czynności te były jednak tak mechaniczne, że położywszy się na materacu, okrywszy kołdrą i przymknąwszy powieki, obudziła się rano, nie pamiętając żadnej z tych rzeczy. A już na pewno nie tego, że wysłała ten mail i to w formie tak niedopuszczalnej.
CZYTASZ
Bo dlaczego nie jest idealnie
ChickLitGdy była w podstawówce nie należała do dzieci ani najzdolniejszych, które potrafią czytać jeszcze przed pierwszym dniem w zerówce i interesują się dinozaurami i kosmosem, ani tych ładnych, bo całą młodość zmagała się z nadwagą, skórnymi alergiami i...