Świeża kawa dobrze robi na poprawę koncentracji. Wmawiała to sobie każdego dnia, stając się uzależnioną od kolejnej czynności, bez której wykonywania jej życie wydawało by się gorszej jakości. Tak samo miała na początku z poranną jogą. Następnie z czytaniem książek o samorozwoju. Niestety z czasem rzeczy, które miały tak bardzo polepszyć jej istnienie, sprawiały, że bez nich odbierała to istnienie za bezwartościowe i że marnuje swój czas. Jakie to paradoksalne: od nieróbstwa do stania się niewolnikiem nawyku! Pozory produktywności trzeba było zachowywać nawet przed samym sobą.
A na zegarze dochodziła ósma. Kobieta jednym haustem opróżniła IKEowski kubek i wzięła w dłonie torbę do pracy i teczkę na warsztaty, które miała zaraz po niej. W pośpiechu wyszła z mieszkania, a podczas zamykania go, zrobiła szybki piruet (była to jedna z technik psychologicznych, wg której dzięki wykonywaniu charakterystycznych - głupich - czynności, człowiek zapamiętuje zachowania bezwarunkowe, jak na przykład zamykanie mieszkania na klucz).
Monotonnie tramwaj Siedemnasty się spóźniał, a kiedy do niego wsiadła, był przepełniony. Także monotonnie, żaden mężczyzna nie ustąpił jej miejsca, na co akurat kobieta jako tradycjonalistka zwracała uwagę. Z trudem z niego wysiadła, zostając potrąconą z barku przez człowieka, który po prostu nie MÓGŁ zaczekać, aż ta opuści pojazd, i postanowił się przed nią wepchać.
Weszła do nowoczesnego wieżowca, znajdującego się przy jednym z centralnym skrzyżowań miasta, a, będąc już w windzie, wybrała numer piętra, na którym znajdowała się agencja marketingowa, w której pracowała. Szatynka była zatrudniona w dziale kreatywnym i uczestniczyła niestety tylko w projektach zlecanych przez jednego kontrahenta: partię polityczną, na którą nawet nie głosowała. Ów frakcja nie była wiodącą siłą w parlamencie, jednakże przez jej kontrowersyjne działania często znajdowała się na kanałach medialnych. Nic więc dziwnego, że, aby złagodzić swój wizerunek, zatrudniała tak cenioną na rynku agencję - a przez bardzo zamożny zarząd mogła sobie na to pozwolić.
- Cześć wszystkim - rzuciła kobieta, obserwując otoczenie pracy.
Mimo że biura miały charakter open space, to na rozpoczęcie i podsumowanie dnia członkowie każdego teamu spotykali się w odseparowanych od głównego pomieszczenia gabinetach, w których znajdował się jeden stół dookoła którego zawieszone były ławy imitujące huśtawki. Było to rozwiązanie bardzo trendy w ostatnim czasie. Oczywiście jak na nowoczesne wnętrze przystało, wszędzie ustawione były zielone kwiaty doniczkowe, większość ścian była całkowicie przeszklona, a jasne wnętrza dopełniane były przez odżywcze odcienie pomarańczu i błękitu.
Ich zespół składał się z ośmiorga osób, jednak w pomieszczeniu kobieta napotkała tylko trzy.
- Hej. - Cześć. - Dzień dobry. - odpowiedzieli równocześnie.
Pośród nich znajdował się Connor, będący osobą badającą nastroje społeczne na rynku, szczególnie doświadczony w poprzedniej pracy w ośrodku badań opinii społecznej, a prywatnie pasjonat brydża i pięćdziesięcioletni ojciec bliźniaczek. Harper była równolatką szatynki, broniła właśnie magisterkę z zarządzania o specjalizacji politycznej, dlatego była młodszym kierownikiem do spraw PR'u. Oraz Grace, kierownik projektu, lesbijka blisko trzydziestki, która permanentnie przesiadywała w biurze i cierpiała na pracoholizm.
Natomiast szatynka obejmowała stanowisko głównego księgowego projektu. Dodatkowo do jej zadań należała komunikacja z przedstawicielstwem klienta i ustalanie szczegółów finansowych umowy.
- A... gdzie są pozostali? - kobieta podrapała się nerwowo po ramieniu, kładąc wszystkie swoje szpargały na podłodze. Spóźniła się ponad 20 minut, dlatego nie spodziewała się, że ktoś mógłby spóźnić się bardziej niż ona.
CZYTASZ
Bo dlaczego nie jest idealnie
ChickLitGdy była w podstawówce nie należała do dzieci ani najzdolniejszych, które potrafią czytać jeszcze przed pierwszym dniem w zerówce i interesują się dinozaurami i kosmosem, ani tych ładnych, bo całą młodość zmagała się z nadwagą, skórnymi alergiami i...