Relevés

175 26 1
                                    

— Draco, DRACO?!— Pansy wbiegła do kuchni, nagminnie wołając szefa, skrytego w swoim gabinecie.
— Tak?— blondyn wyszedł z pomieszczenia, zawiązując krawat. Uciął sobie krótką drzemkę, wyczerpany tempem pracy.
— Facet przy barze. Garnitur. Po 30 minutach zjawił się jego kolega. Zamówili drinki przy barze— dziewczyna prędko recytowała na wydechu. — Zamówili pół butelki wina i dwie szklanki wody. A pod ich stołem leży widelec. Wszystko się zgadza— jęknęła przerażona.
— Michelin— zawyrokował nerwowo Draco. Cała kuchnia patrzyła po sobie z przerażeniem. Młodszym kucharzom zaczęły drżeć ręce i nogi. Ginny nagminnie wycierała dłonie w fartuch.

Harry stał po środku, cały skamieniały. Wpatrywał się w swój nóż. Pokiwał powoli głowią, godząc się z sytuacją.

   — Wszyscy spokojnie, wiemy, co robić— Draco starał się być tym optymistą.

Każde danie, każdy talerz był trzykrotnie więcej sprawdziany. Dokładnie, co do jednego okruszka. Harry biegał nerwowo, każdemu coś krzycząc albo poprawiając. Z upływem kolejnych minut atmosfera gęstniała. Wszyscy czuli się, jakby czekali na wydanie wyroku śmierci. Każda kolejna potrwa zbliżała ich do osądu.

    — Co zmówili?— dopytywał Harry. Na jego fartuchu znajdywały się różne plamy z produktów. Trzymał zimny okład na lewym nadgarstku, gdzie minutę wcześniej się oparzył.
    — Narazie menu degustacje— poinformował go Draco, wracając z głównej sali z kartką z zamówieniem.— Jak ty wyglądasz?— westchnął, spoglądając na kucharza.
    — Cicho bądź— warknął Potter, wyrywając mu papier i czytając. Zaczął przygotowywać potrawy.
    — Colin żeberka i sos! GĘSTY SOS!
    — Jasne, chef !
    — Ginny, trufle! Semaus na wydawkę! Gdzie są powidła?!
    — Noże! Gdzie są moje noże?— krzyczał wściekły.
    — Tu chef...— wskazał mu Colin.
    — To czemu mi ich, kurwa, nie podajesz?— wrzeszczał w furii.— Pamiętajcie, że oni obserwują każdy stolik! Wszystko ma być, kurwa, perfekcyjne!
     — Tak, chef!

Draco i Pansy na zmianę pojawiali się i znikali w drzwiach prowadzących na salę. W kuchni kipiało nie tylko na kuchence. Każdy coraz bardziej nerwowo przygotowywał swoje dania, spoglądając na innych.

    — Zjedli już przekąski— przekazał Draco, przychodząc po następne zamówienie.
    —Główne dania na wydawkę!— zawołał Harry, podając swoje talerze.— Dopilnuj, żeby dostali, co trzeba— rozkazał.

Draco pośpiesznie kiwnął głową, zabierając je.
Harry odetchnął. Wszyscy zwolnili tempo, czekając na wyrok. 
Malfoy wrócił dosłownie po kilkunastu sekundach. Trzymał w ręku słoiczek z sosem.

    — Zwrot. Za ostre— podał szło zdezorientowanym kucharzowi.
    — Co?— brunet wydukał bez emocji.
    — Kurwa, za ostre— powtórzył blondyn, a w tym samym momencie Potter spróbował sosu. Wypluł wszystko na podłogę.
    — Pieprz— wyjaśnił spokojnie Colin.— Dodałem czerwonego pieprzu.

W oczach wszystkich kucharzy krył się szok i niezrozumienie. Harry milczał.
   — To za Paryż i moją restaurację— skończył Colin, rzucając swoim fartuchem i wychodząc.

Nikt się nie odezwał. Jedynie Harry... zaczął się po prostu śmiać. Na oczach wszyskich załamanych kucharzy. Głośno śmiać. Oddał słoiczek z sosem blondynowi i wyszedł z kuchni, nadal się śmiejąc.

***

Pierwszym, co zobaczył po przebudzeniu, była jasność. Głowa mu pulsowała, gardło suszyło, a całe ciało piekło.
Harry czuł, że leży na zimnej podłodze. Nie miał najmniejszej ochoty się podnosić. Przymknął powieki i ponownie oparł głowę na kafelkach. Nie interesowało go gdzie się znajduje. Ostatnim, co pamięta z wczorajszej nocy, był smak whiskey na języku i gwar ludzi w barze.

Poczuł zapach jajecznicy. Jego żołądek skurczył się w dezaprobacie na wspomnienie jakiegokolwiek jedzenia.
Potter jednak ponownie otworzył oczy, chcąc zlokalizować miejsce, gdzie się znajduje.
Spod przymrużonych powiek rozpoznał swoją kuchnię. Tą samą, w której wczoraj skończyło się jego życie.
Podniósł się do siadu prostego, opierając plecami o szafki. Powolutku skanował pomieszczenie, chcąc odnaleźć źródło hałasów i zapachów, które przerwały mu odpoczynek.

   — Czy to już piekło?— jęknął w przestrzeń, masując swoje skronie.
   — Chyba tak— przytaknął Draco, mieszając coś na patelni.— Coś w rodzaju piekła.

Harry nieporadnie wstał i opierając się o blat, doczłapał do krzesła naprzeciwko kuchenki, gdzie gotował blondyn. Malfoy skupiał się tylko na przygotowaniu jedzenia, udając, że obecność bruneta jest dla niego obojętna. Jego czarny garnitur był pomięty, koszula wyraźnie zmierzwiona. Obraz niewyspania dopełniały ciemne półksiężyce pod oczami i blade policzki.

   — Co się stało?— mruknął Harry, zasłaniając się od światła.
   — Nie wiem. Ześwirowałeś— Draco rzucił mu szybkie spojrzenie.— Przyszedłem tu pozamykać jak wszyscy poszli. Ty zjawiałeś się tutaj, zalany w trupa. Ciągle się śmiałeś i próbowałeś założyć sobie worek foliowy na głowę— przytoczył.— Chodź, zjesz coś— przełożył jajecznicę na talerz.
   — Rzadko gotujesz— przyznał Harry, biorąc pierwszy kęs. Mimo kaca, musiał przyznać, że to naprawdę przyjemne, kiedy ktoś tak niezobowiązująco przygotuje ci coś do jedzenia. Poczuł się winny wobec Draco.— Dobre.
   — Dobre nic nie znaczy— blondyn przypominał mu jego słowa. Musiał się jakoś bronić. Nie chciał wystawiać swoich uczuć na widoku. Aktualnie Harry był jego największym zmartwieniem. Nie interesowała go przyszłość restauracji i tych gwiazdek. Życie i zdrowie Pottera to był priorytet. Draco wiedział, że mężczyzna będzie się wzbraniał od pomocy. Trudno, to zaszło za daleko.
   — Spieprzyłem— przyznał Harry.—Spieprzyłem już dawno temu.

Draco postanowił przemilczeć ten temat. To nie czas na poważne rozmowy.
   — Dlaczego się mną zaopiekowałeś? Od zawsze to robisz— zielone oczy przeszyły na wskroś blondyna.
   — Bo cię potrzebuję— odparł natychmiast prostolinijnie i szczerze.— Jak my wszyscy. Gdy to zrozumiesz, przestaniesz się buntować. Jesteś najlepszy ze wszyskich. Musisz poprowadzić innych tak wysoko, gdzie sami by nie zaszli.

Harry tylko ma niego patrzył i analizował usłyszane słowa. Przez kaca jego mózg pracował kilka razy wolniej.

   — Teraz kończ jeść i spadaj odpocząć— rozkazał Draco, odwracając się plecami do bruneta, by nastawić zmywarkę.

***

   — Hermiono, jesteś pewna? Może pomylił godziny?— denerwował się Draco.— Nie oddzwonił?? Kurwa...— przeklinał, chodząc po swoim gabinecie.— Oczywiście, dam ci znać. Dziękuję.

Malfoy wkurzony rzucił telefonem na biurko po zakończeniu połączenia. Cholerny Harry. Dopiero co obiecał chodzić na spotkania grupowe do Hermiony, a teraz już znika nie dając znaku życia.
Draco w takich chwilach zastanawiał się, co tak starszego miałby zrobić Harry, by blondyn przestał się o niego troszczyć. Już tyle razy go ranił i zawodził...

   — Szefie...— w drzwiach pojawiała się Pansy.— Dwaj mężczyźni z Francji do pana.
   — Do mnie?— zdziwił się.
   — Rano byli i pytali o pana Pottera, który gdzieś z nimi wyszedł, a teraz przyszli ponownie. Mówiłam im, że go nie ma, ale nie chcą odejść— tłumaczyła przejęta.
   — Niech cię szlag...— Draco chyba zaczynał rozumieć przyczynę nieobecności Harry'ego.— Poproś ich do mnie i dzwoń do naszego księgowego.

Star |drarry| short story✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz