kłamiesz!

87 4 0
                                    

pov David
- kłamiesz! - wydarłem się do telefonu. Właściwie to do Jude'a z którym rozmawiałem przez telefon.

Szybko zawiązałem buty i wybiegłem z domu

- czekam przed szpitalem. Joe też jest już w drodze - usłyszałem po drugiej stronie - I proszę... nie zrób sobie nic - dodał kapitan.

- jasne - powiedziałem wściekły i się rozłączyłem.

Gdzieś w głębi wiedziałem że Jude nie kłamie. On by nie kłamał z takich rzeczy. Ale nie chciałem wierzyć że mój przyjaciel, dobra, nasz przyjaciel, leży w szpitalu w stanie krytycznym.

Szybko dotarłem do szpitala, gdzie czekali już na mnie chłopaki. Jude miał teczkę w ręce

- po co to? - wskazałem na teczkę, po czym pospieszyłem kolegów

- historia choroby Willa i wszystko co może się przydać lekarzom do wyleczenia go - odparł w biegu Jude - od trenera. On miał wszystkie kopie

- Rey Dark chce kogoś uratować?! - niedowierzał Joe, kiedy szliśmy do recepcji.

Jude załatwił wszystko i oddał papiery lekarzowi. Po chwili poinformował nas że możemy iść do Willa

- lekarz powiedział że leży w sali 105 - mówił Jude - i że jeśli znamy kogoś z jego rodziny to...

- to co?! - prawie krzyknąłem

- uspokój się - powiedział stanowczo Joe - mów dalej Jude

- to... - zaczął z powątpieniem patrząc w moją stronę - jego ojciec... on... on nie żyje. Zmarł piętnaście minut temu. Dlatego powiedział że dokumenty o chorobie Willa mogą mu uratować życie i prosił żebyśmy poinformowali kogoś z rodziny, aby zgłosili się do szpitala - zakończył na jednym wdechu

- nie... - szepnąłem

W tym czasie doszliśmy do odpowiedniej sali. Joe otworzył drzwi i wpuścił nas pierwszych. Zatrzymałem się w pół kroku. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę.

Will, nasz najlepszy gracz w drużynie, któremu kilkanaście razy proponowali stanowisko kapitana, które za każdym razem odrzucał.
Chłopak, który przez swoją chorobę, o której nie miał pojęcia, stracił możliwość gry w piłkę na zawsze.
Nigdy się nie poddawał. Zawsze wierzył w nasze zwycięstwo i piłkę.
Stracił matkę kiedy był niemowlakiem, a ojca przed kilkoma minuty.
On zawsze starał się zaszczepić w nas ducha walki i zwycięstwa.
A teraz on, właśnie on leżał tutaj walcząc o życie. Może nie ucierpiałby tak bardzo w tym wypadku, gdyby nie ta jego choroba.
Poleżałby tutaj kilka dni i byłoby ok, ale nie!
Przez tę jego cholerną chorobę serca, czy klatki piersiowej, może nawet umrzeć na miejscu!
Dlaczego on?
Został już brutalnie ukarany chorobą.
Nasz inwalida.
Jego serce może się zatrzymać w każdym momencie.
W dzień i w nocy.
Podczas spaceru i w toalecie.
W każdym momencie.
Dlatego tak cholernie się o niego martwię. 

Will był podpięty pod jakieś maszyny, których nie znałem. Jego rudo-brązowe włosy, były rozrzucone na poduszce i miał maskę doprowadzającą tlen. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy

- wyjdzie z tego - powiedział Joe, kładąc mi rękę na ramieniu - musi

- nie kłam - odparłem - sam widzisz w jakim jest stanie. To byłoby niemożliwe

- właściwie to - przerwał mi kapitan - nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się że jest to możliwe - pokazał na tą dziwną tabliczkę, której nazwy nie znałem, na której pokazywało się taki wykres jak pracuje serce - popatrzcie. tutaj wygląda to tak, jakby serce zatrzymywało mu się na jakieś trzy sekundy i potem działało dobrze przez pół minuty - pokazał palcem na zielone linie - to jest jakaś kopia tego jak pracuje jego serce pół godziny wstecz. tutaj jest z teraz. Patrzcie. Jego serce walczy. On walczy. Stara się oddychać tak, żeby zapewnić tlen wszystkim komórkom w jego ciele. Teraz jego serce zatrzymuje się co trzy i pół minuty na trzy sekundy

- nic nie rozumiem - przyznałem - to znaczy że z tego wyjdzie?

- to znaczy że jest to bardzo możliwe

po jakimś czasie kiedy gadaliśmy z Willem z nadzieją że nas słyszy, zostaliśmy wyproszeni z sali.
Jude zwołał nas na boisku piłkarskim o godzinie w której mieliśmy zaczynać trening.  Oznajmił wszystkim jak wygląda sytuacja i powiedział że treningi będą się odbywać dopiero za dwa dni o normalnych godzinach, czyli po lekcjach.
Drużyna była w szoku słysząc o wypadku Robinsona.

- Rob miał wypadek samochodowy? - nie mógł uwierzyć John.
(tak żeby rozwiać wątpliwości : William Robinson, przez kolegów nazywany Will - od imienia, lub Rob - od początku nazwiska)

- jak jego serce? - zapytał Peter

- już lepiej - odpowiadał na pytania Jude.

Według mnie to przykre że taki dobry chłopak nawet nie wie że jest chory. Ale taka była wola jego ojca.

Po naszym "treningu" czy raczej spotkaniu szedłem właśnie do domu. Joe i Jude też szli ze mną do pewnego momentu.

- mam wrażenie że coś się zmieni kiedy on się obudzi

- tak, ja też - dodał Jude z tym swoim spokojem i wyjebaniem na wszystko

- nie, nie będzie inaczej. Będzie tak samo. Nadal będzie przesadnym optymistą, będzie nas zachęcał do walki na boisku. I nadal będzie naszym najlepszym zawodnikiem - zaoponowałem

- ale wiesz... On stracił ojca. Nie ma matki, i nie może grać w piłkę. Jeśli w szpitalu powiedzą mu że jest chory od urodzenia... załamie się. Dosłownie - wyjaśnił mi sytuację Joe - może stracić wiarę w futbol, mieć depresję albo...

- nie! nie kłam! nic mu nie będzie! - zawołałem i wbiegłem na swoją ulicę.

- musi to przetrawić - usłyszałem jeszcze Jude'a

Dlaczego on?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz