Sto kilometrów – z taką prędkością jechało przez ulicę Elekcyjną w Warszawie auto, prowadzone przez Marka Staszaka. Marek od rozwodu z żoną regularnie nadużywał alkoholu, przez co zawalił życie zawodowe oraz towarzyskie, lecz nie zależało mu już na niczym więcej, niż chwilowej ucieczce od rzeczywistości. Kiedy wracał z popijawy u starego znajomego miał we krwi ponad dwa promile alkoholu. Jechał szybko, ponieważ był spóźniony do pracy, którą po wielu tygodniach starań jego brata udało mu się dostać. Ciężko powiedzieć co odegrało największą rolę w wypadku który spowodował – stres z powodu spóźnienia, promile we krwi, czy może obraz byłej żony, który nagle nawiedził Marka, kiedy ten zbliżał się do przejścia dla pieszych. Marek potrącił ze skutkiem śmiertelnym dwóch dorosłych mężczyzn – Piotra Kasprowicza i Pawła Piętnika.
Ludzie na ogół boją się śmierci, boją się momentu umierania oraz samego myślenia o tym, że kiedyś miałoby ich zabraknąć. Dzieci boją się dotykać ciał swoich dziadków na ceremoniach pogrzebowych. Ludzie w depresji dniami i nocami rozmyślają o samobójstwie, jednak kiedy przychodzi im stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, najczęściej rezygnują ze swoich zamiarów i trwają przy niesatysfakcjonującym życiu. Rodziny chorych na nowotwory pozbywają się gromadzonych całe życie pieniędzy, żeby kupić swoim bliskim kilka oddechów więcej. Ludzie boją się. Próbują wyprzeć na każdy możliwy sposób świadomość własnej śmiertelności. Niestety jest to walka z góry skazana na porażkę, sztuka niemożliwa do odegrania na deskach życiowego teatru.
Możliwe jest jednak nadać śmierci wyrazistości. Sprawić, aby to tragiczne zdarzenie, które prędzej czy później dopadnie każdego, nabrało głębi oraz odpowiedniego smaku. Piotra, Pawła, Marka oraz wszystkich innych ludzi, którzy jednocześnie z nimi brali udział w procesie wymiany tlenowej, czekał wieczny sen. Jednak nie każdy umiera w odpowiednim momencie. Niektórzy muszą żegnać się ze światem w najmniej odpowiednich okolicznościach; na przykład po miesiącach lub latach starań nierównej walki z chorobą. Patrząc na to z tej perspektywy, odejście Piotra i Pawła w wieku, który w zbiorowej świadomości „nie jest jeszcze czasem na umieranie", było czymś pięknym, czymś więcej niż zwykłe wyzionięcie ducha.
Nie było lepszego momentu, ani dla Piotra, ani dla Pawła, żeby zejść ze sceny. Pierwszy odszedł w chwale i spełnieniu, których najpewniej nie zaznałby już nigdy więcej. Drugi natomiast spłacił dług, którego nie byłby w stanie wyrównać, nawet jeśli żyłby jeszcze tysiąc lat. Śmierć nadała sens ich życiom.
CZYTASZ
Piotr i Paweł
Storie breviHistoria dwóch mężczyzn, których życia nabrały sensu w podobnym czasie.