I love you so
Najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo wmawianych kłamstw prosto w jego twarz, ignorancji, złudzeń oraz zawodów, pozostawał.
Kochał kłamstwa bardziej od ich właściciela, ponieważ one wydawały się być bardziej ludzkie niż maszyna niszcząca uczucia innym dookoła. Albo Harry był za bardzo przywiązany, że nie potrafił się zebrać i zerwać z kłamcą lub był wciąż w nim zakochany, nawet jeśli jego brzuch ściska się z wymiotów, a nie motylków za każdym razem, kiedy dostrzega te blond kosmyki w progu swojego pokoju i szkliste oczy, które proszą o azyl na jedną soczystą noc.
Najwidoczniej był zbyt słaby wobec szarych wciągających go w przepaść oczu, gdzie w świetle wyglądały jak białe, więc może i one też go okłamują. Był zbyt słaby, zbyt głupi, nie miał pojęcia, dlaczego dalej wpuszczał go do domu, skoro wiedział, iż dwa budynki dalej może spać u tej uroczej brunetki lub ulicę dalej u tego fioletowowłosego chłopaka, który za dnia studiował, a za weekendy dorabiał sobie w najbliższym sklepie spożywczym, znajdującym się naprzeciwko domu Pottera.
Zdawał się kochać dłonie, które każdego dnia tkwiły na innych kolorach skóry. Oraz te paznokcie, które kiedyś zwykł malować na ich wspólnych uroczych wieczorach, kiedy wracali z randek czy ze zwykłego znudzenia, lecz teraz zapewne wpijają się w ciało kogoś mu obcego. Kochał uczucie ciepła drugiego człowieka, palców krążących po jego ramionach, obojczykach czy włosach, czuł się wtedy kochany i wyjątkowy. Jakby był kimś specjalnym w życiu blondyna, który nie potrafił przestać na niego spoglądać. Te same palce wypisywały do niego z samego rana wiadomości z życzeniem dobrego dnia czy żegnały u nocy, zapraszały na nocleg, kino, park rozrywki czy też ten zwykły. Czasem pozostawiały wiadomość, aby ładnie się ubrał i wiedział, że oznaczało to wyjście do restauracji.
Lecz teraz te palce znajdują się pewnie w buzi jakiejś dziewczyny.
Miękkie usta smakowały jak ostatnie lato. Przynosiły ze sobą same dobre rzeczy i pozostawały czerwone oznaki namiętnej miłości. Harry zwykł po jego wyjściach przeglądać się w lustrze, własnymi dłońmi krążył po szyi, klatce, biodrach oraz udach, przymykał oczy, ponieważ nadal czuł jakby były one najświeższe, a Draco siedzi tuż obok i to on go dotyka.
Te anielskie usta wypowiadały najcięższe grzechy, łamały większość przykazań, które znajdowały się w dekalogu Nowego Testamentu.
Wystarczyło jedno zaklęcie, by z bieli stawał się czernią.
By z dobroci iskrzył bestialstwem.
By z łagodności mierzył innych surowością.
Jednak z kłamstw nie zamieni się w inne te same.