Rozdział 5 - "Ze Wzajemnością"

109 17 125
                                    

Z dobrą myślą przygotowałam się na wyzwania dzisiejszego dnia. Idąc do jednej z sal na zajęcia, przypadkowo wpadłam na nieźle wyrzeźbioną, męską klatkę piersiową.

— Przepraszam bardzo, to z roztargnienia... — rzuciłam niewiele myśląc, lecz kiedy podniosłam wzrok poznałam ofiarę mojej lekkiej nieostrożności — Loki? Cześć! Tyle czasu się nie widzieliśmy, chociaż jesteśmy w tej samej grupie. Masz może czas na spotkanie dzisiaj po południu?

— Sorry, ale nie mogę, bo z chłopakami przygotujemy się do koncertu w pubie, który będzie za kilka dni.

Jaki koncert? Jaki pub? Za kilka dni? Czemu ja nic nie wiem? — w tym momencie milion pytań przewinęło mi się przez głowę.

Mój uśmiech, który miałam od początku dnia pękł niczym bańka mydlana. Spojrzałam na niego, lecz nie spotkałam jego szarych, głębokich tęczówek. Patrzył w dal, w ogóle omijając fakt, że stoję przed nim i próbuję z nim porozmawiać jak człowiek z człowiekiem.

— Dobra, jak chcesz to możesz przyjść. W tą sobotę o 6 p.m w pubie Silver Cross — rzucił od niechcenia na odchodne, a później szybko zniknął z mojego pola widzenia.

Co się z nim stało? Czy naprawdę przez kilkanaście dni tak bardzo się zmienił? Czy może ma swoje humorki i każdemu tak teraz dogryza...? Cholera wie. Czuję się teraz dziwnie. Nigdy się tak nie czułam. Strach, niepewność, smutek i chęć rozpierdolenia wszystkiego co stoi wokół mnie. Tak, nawet takie rzeczy pobudzają mnie do złości.

Od razu pognałam na zajęcia, ale usiadłam o wiele dalej niż normalnie. Nie chciałam z nim rozmawiać, skoro on nie chciał ze mną. Proszę bardzo. Mówisz i masz, panie Laufeyson.

Po zajęciach spotkałam się z Tonym. Musiałam ochłonąć i zrelaksować się, lecz niestety nie było mi to dane. Cały czas miałam przeczucie, że chłopak jest dziwnie spięty, ale nie pytałam go o powód, bo zwyczajnie mógł mieć gorszy dzień tak jak ja. Wracając spacerem do domu, natrafiłam na Madeline, która wysiadała z autobusu i ciągnęła dwie wielkie torby pełne zakupów. Podeszłam do niej i od razu chwyciłam jedną z nich.

— Poczekaj, pomogę Ci — powiedziałam, podnosząc ją i zarzucając na plecy niczym Święty Mikołaj swój wór prezentów.

— Adrienne? A co ty tu robisz? — spytała blondynka — Dzięki za pomoc, bo chyba nie doniosłabym tego na trzecie piętro.

— Wracałam do domu od Anthony'ego. Byłam u niego na chwilę zrelaksowania się, ale jednak to nie było to co wcześniej czułam, będąc w jego ramionach...

— Czyżbyś wolała ramiona kogoś innego? — zagwizdnęła donośnie, uśmiechając się dumnie.

— Co? Nie! Chodzi mi o to, że dzisiaj jakiś spięty był, ale nie pytałam dlaczego...

— Ja niestety wiem, czemu był spięty. Nie jąkał się ani nie plątały mu się ręce?

— Nie, coś ty. Tylko czułam, że tak jakoś nieswojo się zrobiło... Pomyślałam, że to po prostu przez to, że miał zły dzień i próbowałam go jakoś rozweselić...

— No to chodź do mnie do domu. Tam Ci coś pokaże, co może cię zaskoczyć albo i nie... — Madeline westchnęła i otworzyła drzwi wejściowe do jej bloku.

Po kilku minutach pojawiłyśmy się w jej mieszkaniu, a przy stole w maleńkiej kuchni postawiłam torbę, którą niosłam.

— Co takiego wasz mi do pokazania? — zaciekawiłam się, siadając na sofie w pokoju obok.

— A więc tak... — po chwili weszła do pomieszczenia i usiadła koło mnie — Nie miej o mnie złego zdania po tym ani też to, że ich śledziłam. Natknęłam się na nich przypadkiem.

𝐖𝐇𝐀𝐓 𝐈𝐅 ⦁ Loki Laufeyson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz