Dwudziesty trzeci grudnia, stan Waszyngton, Olympia, siedziba naszej organizacji
Z wielkim trudem udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik i zrealizować wszelkie zadania, jakie wzajemnie sobie powierzyliśmy. Dzięki temu mogliśmy znaleźć się dzisiaj właśnie tu, w Olympii, stolicy stanu Waszyngton, i wreszcie ponownie odpowiednio zabezpieczyć największe sekrety świata.
- Harry, kogo nam brakuje? - zapytałam, powoli snując wzrokiem po wszystkich zebranych.
Wszyscy uśmiechali się do siebie serdecznie i gwarnie rozmawiali, korzystając z okazji, że wreszcie znowu mogą się spotkać razem i nacieszyć swoim towarzystwem. Lekarz uniósł wzrok znad teczki dokumentów i rozejrzał się, równocześnie pod nosem licząc przybyłych.
- Tylko tych, którzy odeszli w sen wieczny, Camillo - powiedział posępnie przyjaciel.
Popatrzyłam na niego i skinęłam z wdzięcznością głową.
- Moi drodzy, myślę, że nadeszła pora, aby zacząć - rzekłam do zgromadzonych.
Każdy z nich popatrzył na mnie i na znak zrozumienia ruszył do okrągłego stołu, przy którym zajął przypisane mu miejsce. Tylko ja i Harry wciąż staliśmy, tak jak przykazywała nasza tradycja. Przewodniczący zgromadzeniu zawsze muszą dopełnić swoich obowiązków, a dopiero potem mogą usiąść przy stole wraz z innymi. Lekarz uśmiechnął się smutno i stanął po mojej prawej stronie, potwierdzając tym samym, że jest moją prawą ręką.
- Kochani, zgromadziliśmy się już wszyscy, dlatego uważam, że czas zaczynać. Jeszcze raz serdecznie witam wszystkich przybyłych. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak dobrze jest widzieć was całych i zdrowych, szczególnie po tym wszystkim, co miało ostatnio miejsce... - zaczęłam powoli, zerkając na twarz każdego.
- Was również dobrze widzieć - powiedział Thomas, patrząc na nas z prawdziwym uznaniem i dumą w oczach.
Uśmiechnęłam się lekko, podobnie jak Harry. Właśnie takich prostych zdań brakowało mi w mojej szarej rzeczywistości.
- Proponuję upamiętnić Adama, Roberta i Florę chwilą ciszy. Dzielnie walczyli i strzegli naszej tajemnicy do samego końca, a myślę, że klimat, jaki nam towarzyszy, jest dobrym dopełnieniem - odrzekł lekarz.
Wszyscy jak na zawołanie wstali i przez minutę w pomieszczeniu panowała absolutna cisza. Jako pierwsza postanowiłam przerwać ją ja.
- Zebraliśmy się tutaj, aby zmienić zabezpieczenia i ponownie przeszkodzić złym ludziom w dotarciu do wszystkiego, o czym wiemy. Wpierw jednak warto omówić, na czym polega nowy system. Harry...
- Wprowadziłem poprawki w zabezpieczeniach. Teraz każdy klucz ma jakiś znak charakterystyczny, dla przykładu na swoim kluczu umieściłem pióro, aby nie zsuwać na nikogo podejrzeń. Dodatkowo każdy z nich przypomina teraz medalik, więc łatwo będzie je ukryć. Wszystkie podzespoły kodujące zostały zatopione w srebrze, więc tak jak mówiłem, przypominają medaliki. Możecie je nosić w formie zawieszek do naszyjników albo bransoletek. Weryfikacja została poszerzona o trzy poziomy, dlatego łącznie mamy ich pięć. Hasło, odcisk palca, skan siatkówki oka, pin i dodatkowo będzie potrzebny wasz materiał DNA. Ale spokojnie, do tego ostatniego wystarczy jeden wasz włos.
- Czy wszyscy wszystko zrozumieli? - zapytałam, omiatając wszystkich wzrokiem.
- Ja mam jedno pytanie! - powiedział młody brunet.
- Słucham, Henri.
- Kto zastąpi Adama, Roberta i Florę?
- Na chwilę obecną musimy znaleźć odpowiednie osoby. Sam doskonale wiesz, że to nie takie proste. Mamy już z Harrym na oku dwie osoby, ale wszystko zależy od tego, czy się zgodzą.
CZYTASZ
Time to change|Lucyfer Morningstar
FanfictionAutorów sądzą ich dzieła, nieprawdaż? Więc co, jeśli najdoskonalszy autor, będzie musiał zmierzyć się z gorzką krytyką? Niektóre wydarzenia mogą się znacząco różnić od fabuły serialu! Okładka wykonana przez fantastyczną @wolfagata_ Część PIERWSZA t...