Rozdział 1 - po redakcji

39.7K 877 1.3K
                                    

#mbmknapapierze

Gaia

Moje życie nie było usłane różami. Zawsze pojawiał się ktoś, kto sprawiał, że stawało się istnym piekłem. Nigdy nie miałam przy sobie osoby, która mogłaby mnie wesprzeć albo pokazać, że mogło być inaczej.

Byłam zdana tylko na siebie i nie wierzyłam już w to, że moje życie mogłoby się kiedykolwiek ułożyć. Zostało ono doszczętnie zniszczone przez mojego ojca – alkoholika, który ciągle mnie bił i upokarzał. Właściwie to... nigdy nie było łatwe. Zawsze mia- łam pod górkę i tak naprawdę straciłam wszelką nadzieję. Po prostu wiedziałam, że nic dobrego mnie w nim nie czekało, i tak już pozostanie na zawsze.

Teraz szłam przez las, żałując, że nie mam odwagi, aby po- pełnić samobójstwo. Wiedziałam, że gdy tylko wrócę do domu, zastanę to samo, co zawsze – bałagan oraz smród papierosów i alkoholu. Chciałam w nim zachować jakąkolwiek czystość, lecz mieszkając z ludźmi, którzy o to nie dbali, było to trudne.

Zawsze uciekałam do lasu, gdy było mi tak źle, że nie potrafiłam wytrzymać. Panował tutaj spokój, a świeży zapach roślin trochę mnie uspokajał.

Tak bardzo pragnęłam wyrwać się z mojego dotychczasowego życia, które życiem w zasadzie nigdy nie było. Jedyną barierą były pieniądze, ponieważ ich nie miałam. Pracowałam jako sprzątaczka w galerii handlowej, ale cała wypłata szła na konto mojego ojca. Nie miałam nic. Podczas gdy ja ciężko pracowałam, on wszystko przepijał.

Westchnęłam i usiadłam na wysokim wzgórzu, obserwowałam otaczającą mnie naturę. To była jedyna czynność, która w tej chwili sprawiała mi jakąkolwiek radość. Za każdym razem, gdy przyglądałam się temu miejscu, nie mogłam wyjść z podziwu, jak było tu pięknie.

W dzisiejszych czasach większość ludzi w pogoni za pieniędzmi czy uznaniem nawet nie zwraca uwagi na to, jak piękny jest nasz świat.

W dwa tysiące dwudziestym roku ludzie, zamiast odpocząć i skupić się trochę na sobie, utkwili wzrok w ekranach urządzeń. Zastanawiałam się, co by było, jakbym to ja skupiała się na sobie, jednak moja sytuacja odbiegała od życia typowych ludzi miesz- kających w Waszyngtonie.

Przez to, że ojciec przepijał pieniądze, często nie starczało nam na opłacenie rachunków, więc bywało tak, że nie mieliśmy wody, prądu oraz ogrzewania. Niestety moja matka, która była prostytutką, nie chciała się do niczego dokładać. Nawet nie miałam odwagi o to pytać.

Latem dało się przeżyć, ale zimą było dużo gorzej. Czasami bywało tak zimno, że nie potrafiłam zasnąć.
Za każdym razem, gdy sobie przypominałam, ile moglibyśmy zaoszczędzić, gdyby ojciec nie pił, chciało mi się płakać. Przez niego nie miałam możliwości, aby pójść na studia, ponieważ nie było mnie na to stać.

Marzyło mi się życie przeciętnej młodej Amerykanki, ale niestety to był tylko sen na jawie.

Cały czas zastanawiałam się, dlaczego akurat mnie to spotkało. Nic nikomu nie zawiniłam, a już od najmłodszych lat byłam bita i poniżana przez moich rodziców, którzy przecież mieli w obowiązku dbanie o mnie i wspieranie mnie. Nie chciałam już nawet wspominać o miłości, bo nigdy mnie nią nie darzyli. Byłam dla nich osobą, która miała być posłuszna i zarabiać pieniądze. Nic więcej dla nich się nie liczyło.

Za każdym razem miałam problem, żeby wrócić do domu, ponieważ nie potrafiłam się obronić. Byłam za słaba, a on zbyt silny, dlatego to wykorzystywał. Bardzo się go bałam. Jego ciemne oczy, mocno zarysowana szczęka, zmarszczki na twarzy i surowe spojrzenie powodowały we mnie niekontrolowane ataki paniki, podczas których sztywniałam i nie potrafiłam ruszyć nawet palcem, ale nie tylko on stosował wobec mnie przemoc... Moja matka również to robiła, ale nie tak często jak on. Oboje sądzili, że aby dziecko było posłuszne, trzeba karać je fizycznie. Nigdy nie było w naszym domu taryf ulgowych. Jedyne, co mnie pocieszało, to to, że nie mieli więcej dzieci, bo byłyby skazane na takie samo cierpienie jak ja.

Zwróciłam twarz ku górze i zauważyłam na błękitnym niebie stado szarżujących po nim ptaków. Były wolne, nikt im nic nie kazał i nie robił krzywdy. Mogły polecieć, gdziekolwiek tylko chciały. Będąc tutaj, na ziemi, zazdrościłam im beztroskiego ży- cia, które posiadały. Chciałam choć raz jak one wzbić się w powietrze i świergocząc, szybować po niebie. Pragnęłam chociaż raz w życiu być wolna i niezależna.

Słońce powoli zaczęło zachodzić, dlatego niechętnie wstałam z trawy i niespiesznie zaczęłam schodzić ze wzgórza, bojąc się tego, co mogłam zastać, gdy tylko wrócę do domu. Miałam ogromną nadzieję, że nie będzie w nim mojego ojca.

Zdecydowanie wolałam, kiedy chodził upijać się z kolegami do jakiegoś baru, ponieważ wtedy miałam spokój i odpowiednią ilość czasu na to, aby zablokować drzwi od swojego pokoju. Gdy wracał, często w nie walił, każąc mi wyjść, ale ja nigdy tego nie robiłam. Zazwyczaj był na tyle pijany, że rano o wszystkim zapominał, ale nie zawsze miałam szczęście. Czułam, że dziś dojdzie do mojej konfrontacji z ojcem, bo już dosyć dawno skończyłam pracę i powinnam być w domu. Wiedziałam, że nie uwierzy w to, że kazali mi zostać dłużej. Nigdy nie dawał wiary moim słowom, a ja z dnia na dzień byłam coraz słabsza.

Przedarłam się w końcu przez gąszcz krzewów, które do tej pory zasłaniały mi drogę, i stanęłam naprzeciwko wiśni, która rosła w sadzie znajdującym się u podnóża wzgórza. Podeszłam do drzewa i powąchałam kwiaty. Przyjemna woń rozprzestrzeniła się w moich nozdrzach, wywołując mój uśmiech. Zerwałam kilka kwiatów i wsunęłam je we włosy.
Z rozmyślań wyrwał mnie głośny strzał, który padł niedaleko mnie. Stałam cały czas w miejscu jak wryta, nie wiedząc, co zrobić. W końcu zdecydowałam się schować. Przerażona pobiegłam w kierunku krzaków i się za nimi ukryłam.

– Ktoś tutaj był – usłyszałam mocny, męski głos, a potem ludzi poruszających się dosłownie kilka metrów ode mnie.

Starałam się uspokoić, ale nie mogłam nic poradzić na to, że nagle poczułam, jakby ktoś odebrał mi dostęp do tlenu. Próbowałam oddychać najciszej, jak tylko potrafiłam.

– Rocky, szukaj – powiedział jeden z mężczyzn i mogłam się tylko domyślić, że był z nimi pies, który na pewno za chwilę mnie znajdzie.

Dygotałam cała ze strachu i zastanawiałam się, czy zrobią mi krzywdę. Przez cały czas tkwiłam w tym samym miejscu, mając głupią nadzieję, że pies mnie nie wytropi. Jednak po około pięciu minutach obok mnie stanął doberman, co sprawiło, że moje przerażenie sięgnęło zenitu. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy pies zaczął merdać ogonem. Wyglądał przyjaźnie.

– Idź. – Machnęłam ręką, gdy zebrałam się na odwagę. – Piesku, proszę – powiedziałam błagalnie, głaskając go po głowie, próbując przekonać samą siebie, że to pomoże i pies zaraz odejdzie, jednak był nieugięty.

Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam na ziemi czarne półbuty. Wpatrywałam się w nie przez dłuższy czas, mając nadzieję, że zaraz sobie pójdą.

– Kim jesteś? – zapytał, a ja, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa, po prostu milczałam. Po dłuższym czasie kucnął przede mną, po czym wyciągnął rękę, by ująć moją twarz i zmusić, bym na niego spojrzała. Od razu się odsunęłam, czułam, że narasta we mnie panika, dlatego siedziałam i patrzyłam w jeden punkt, co chyba nie spodobało się mężczyźnie, który się nade mną pochylał.

– Weź ją – rozkazał drugiemu i po chwili ten przyłożył mi do twarzy białą szmatkę nasączoną chloroformem, przez co zupełnie straciłam świadomość.

#mbmknapapierze

My Brutal Mafia King | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz