PRAWIDŁOWY ODDECH

78 6 6
                                    


Na zegarku dochodziła dziewiętnasta. Dakota miał rację, mówiąc że jest późno.

Spojrzałam w pociemniałe niebo, zakładając słuchawki i naciągnęłam kaptur na głowę. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu. Miałam mnóstwo rzeczy do nadrobienia, a widmo jutrzejszej klasówki skutecznie psuło mi humor. Gdybym nie miała ze sobą torby, skusiłabym się na bieg, a tak... musi mi wystarczyć tylko szybki spacer.

Wybierając piosenkę, wtuliłam się w kołnierz bluzy. Uch... Zimno. Czułam w powietrzu zbliżającą się jesień. Nawet na ulicach było coraz mniej ludzi.

Rozejrzałam się po okolicy, szybko odwracając wzrok od mniej oświetlonych miejsc. Kątem oka dostrzegłam wysoki cień w jednej z ciemnych uliczek. Wzdrygnęłam się mimowolnie, czując ciarki na plecach.

Opanuj się, Mich. Tam nikogo nie ma. Nikt na ciebie nie wyskoczy, to tylko twoja nakarmiona horrorami wyobraźnia.

Kurczę, mogłam przystać na propozycję Blondyneczki i zabrać się z nim. Cierp teraz za swoją głupotę.

Ledwo włączyłam muzykę i zrobiłam kilka kroków, zatrzymałam się. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że ktoś za mną idzie... W pierwszej chwili chciałam się odwrócić, ale ostatecznie powstrzymałam się. Dopóki napastnik nie wie, że o nim wiesz, masz nad nim przewagę. Tak przynajmniej mi się wydawało. Wyciszyłam muzykę w słuchawkach i próbowałam się skupić, żeby coś usłyszeć, ale było to bezskuteczne, więc dyskretnie wyciągnęłam słuchawkę i wsłuchałam się w dźwięk otoczenia.

Usłyszałam ciche kroki. Cholera, czyli jednak ktoś za mną idzie. Co teraz zrobić? Przecież nie cofnę się do klubu, bo będę musiała się odwrócić, a jeśli ten ktoś chce mi zrobić krzywdę, to tylko mu się podłożę. Do kroków dołączyło powarkiwanie psa. Brzmiało zupełnie jak warczenie ogara piekielnego. Cholera! Dlaczego ja się w ogóle dałam namówić dziewczynom na ten zwariowany serial?

To niedorzeczne. Ktoś po prostu spaceruje z psem. Uspokój się, przecież nie masz powodu do paniki. A nawet jeśli, to masz szybkie nogi.

Nie. Nie ma żadnego „jeśli" i nikt ani nic mnie nie goni.

Przygryzłam wargę, w dalszym ciągu stercząc nieruchomo jak idiotka. Rusz się, Mich! Zrobiłam pierwszy, niepewny krok, ale słysząc podążające za mną kroki, nie mogłam się powstrzymać i przyspieszyłam. Co ja wyprawiam? Opanuj się!

— Dalej, Demon!

Czyli jednak ogar piekielny.

Co? Co ja sobie roję?

Wzięłam głęboki, mający złagodzić mój strach oddech, ale słysząc tuż przy sobie szczeknięcie, ledwo zdusiłam w sobie pisk.

Chciałam się odwrócić, ale nie zdążyłam, bo coś wielkiego i ciężkiego podcięło mi nogi tak mocno, że wylądowałam na tyłku.

— Auć... — jęknęłam i próbowałam się podnieść, ale owe wielkie cielsko na mnie naskoczyło i zaczęło mnie oblizywać. — Fuj! Przestań!

Próbowałam się jakoś zasłonić, ale nic nie dawało rady.

— Demon, zostaw!

Jak na rozkaz wielkie, dziwnie znajome zwierzę odsunęło się ode mnie i mogłam zobaczyć swojego napastnika. Wielki, ciemny pysk, postawione uszy i rozmerdany ogon.

No tak, przecież Demon to pies Kastiela. Palnęłam sobie mentalnie w czoło. Głupia Mich. Nie dam się więcej namówić na żaden horror. Nigdy więcej.

— Musiałeś go na mnie napuścić? — burknęłam, patrząc na Kasa spod byka.

— Trzeba było nie uciekać, Kruszynko — zaśmiał się i wyciągnął do mnie dłoń.

Lysandrowe fantazjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz