POZYCJA WYJŚCIOWA

51 3 1
                                    


Kiedy Blondyneczka otwierał buzię, zatrzymałam go, wskazując na niego palcem.

— Zanim zaczniesz swoją standardową gadkę, ucisz się na chwilę, bo musimy pogadać.

Byłam tak podekscytowana, że cała moja wyciągnięta dłoń drżała. Cholera. Zacisnęłam pięść i opuściłam rękę.

— Uuu... Brzmi poważnie... — Przymrużył oczy, potarł brodę, po czym wskazał na swój kantorek. — Zapraszam do mojego biura na poważną rozmowę przy kawie na napoju owsianym.

— Nie ma takiej potrzeby, Dake. — Ponownie go zatrzymałam, nie mogąc się już powstrzymać od śmiechu. Głupek. On się nigdy nie oduczy robić szopki wokół siebie.

— Hę? Chcesz mi odebrać przyjemność z przebywania sam na sam z tobą? — żachnął się, wyginając usta w podkówkę.

Zabijcie mnie, albo ja zabiję jego.

— Skończyłeś? — Na klatce piersiowej skrzyżowałam niepohamowanie drżące ręce. — Mam ci coś naprawdę ważnego do powiedzenia.

— Trzeba było tak od razu! Nie mogę już znieść tego trwania w niewiedzy! — Westchnął przeciągle, złapał mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął, robiąc jeszcze większą szopkę.

Przewróciłam oczami, ale z uśmiechem. Dobra! Dość tych żartów

— Bo widzisz. Tak sobie myślałam przez ostatni tydzień nad twoją propozycją...

— I co wymyśliłaś? — Przerwał mi i w skupieniu ściągnął nieco usta. Widziałam jednak uśmiech czający się w kącikach jego ust.

— Nie przerywaj mi, to się dowiesz szybciej, panie-nie-mogę-już-znieść-tego trwania-w-niewiedzy. — Szturchnęłam go w ramię. — Zastanawiałam się czy zgodzić się czy nie... Z jednej strony bardzo bym chciała wziąć udział w tych zawodach, bo byłoby to dla mnie świetną przygodą i szansą na pójście o krok dalej, ale z drugiej strony nie jestem pewna, czy nadaję się do czegoś takiego. Boję się, że nie podołam i zmarnuję tylko twój czas.

Przygryzłam lekko dolną wargę, czując jak gardło zaciska mi się coraz bardziej. Uspokój się, Mich... Weź głęboki oddech...

— Daj spokój, jakie marnowanie czasu — żachnął się. — Gdybym w ciebie nie wierzył, to w ogóle bym ci tego nie proponował. Więc co postanowiłaś?

Poczekałam aż ponownie na mnie spojrzy i kiwnęłam głową.

— Więc?

I jeszcze raz kiwnęłam.

Blondyneczka zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie, jakby nie tyle nie zrozumiał mojej niemej odpowiedzi, co nie do końca w nią wierzył.

— Serio? Serio, serio? — Kiedy kiwnęłam głową po raz kolejny, krzyknął radośnie i podnosząc mnie w pasie, obrócił nas dookoła. — To wiekopomna wiadomość!

Nie musząc już powstrzymywać swojej radości, zaśmiałam się w głos, wręcz w delektacji rozpływającym się po ciele przyjemnym prądem.

Kiedy Dakota się uspokoił, odstawił mnie na miejsce.

— Dość tej imprezy, teraz musimy zabrać się za formalności! — Klasnął w dłonie i pociągnął mnie za rękę w kierunku kantorka. — Tym razem musisz tam zostać ze mną sam na sam czy chcesz tego, czy nie.

— Jeśli już muszę... — westchnęłam z nieco złośliwym uśmieszkiem na ustach. — Jakoś to przeżyję.

Usiadłam naprzeciw biurka, a krzesło mimo że twarde, po kilku godzinach ciągłego stania okazało się niesamowicie wygodne. Jak miło było wreszcie usiąść... Mimo podniecenia, które ostatkiem krążyło we krwi, miałam ochotę zasnąć teraz na tym krześle. Jeszcze trochę i te szlabany mnie wykończą.

Lysandrowe fantazjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz