Człowiek jest w stanie zrozumieć czym jest pusta i szara masa dni, dopiero, gdy sam jej doświadczy. W momencie, w którym granice twoich dni się zacierają, tym samym wiążą Cię w nieustannym strachu o to, czy kiedykolwiek się z tej pustki wydostaniesz.
Niestety w tym przypadku nie ma mowy na pomoc z zewnątrz, sam musisz sobie poradzić ze swoim wewnętrznym demonem, który to wszystko powoduje.
Minęły dwa tygodnie, w czasie których moje życie dokładnie tak wyglądało. W pewnym momencie sama się wystraszyłam, nie będąc pewną, czy aby nie zwariowałam.
Wszystko zlewało mi się w jedno. Możliwe też dlatego, że w zasadzie to zaszyłam się w swoim pokoju, który stał się dla mnie swego rodzaju samotnią. Potrzebowałam czasu dla siebie, aby móc wszystko przemyśleć, przetrawić i pogodzić się.
Będąc szczerą, pomogło mi to bardzo. Względny spokój, który bardziej przypominał otumanienie, spłynął na mnie po niemal tygodniu w odosobnieniu.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że moje zachowanie zmartwiło moją i tak już na granicy wyczerpania emocjonalnego rodzinę. Po części było mi z tego powodu wstyd, jednak nie żałowałam, że postanowiłam zadbać najpierw o samą siebie.Nie chciałam, by inni widzieli, jak cierpię. Należałam do tego typu ludzi, który wolał trzymać wszystko w sobie i nie okazywać słabości przy innych.
Chciałam być oparciem dla ludzi, a nie na odwrót. Wolałam by inni uważali mnie za tą wiecznie pogodną niż by mieli dokładać moje problemy do całej puli swoich własnych.
Jednak utrzymanie takiego stanu nie mogło potrwać wiecznie. Mimo, że moim jedynym pragnieniem tamtego dnia było zakopanie się od kocem i ewentualnie rozmowa z Jonginem czy mamą, to nie mogłam sobie na to pozwolić.
Życie nadal biegło swoim tempem, a ja musiałam się do niego dostosować.
Nie lubiłam chodzić do szkoły, dlatego stojąc u jej wejścia tamtego poranka wyjątkowo wahałam się nad przekroczeniem jej progu.Nie chciałam o raz kolejny być obdarzana setkami obcych spojrzeń, nie chciałam by mi współczuli i się nade mną litowali. Nie potrzebowałam wokół siebie tłumu sztucznych znajomych. Wystarczyło mi tych kilku, których miałam.
W pewnym sensie to wyalienowanie w środowisku szkolnym było moją winą.To ja sama wolałam się dystansować od większości ludzi. Mając sławną rodzinę byłam narażona na fałszerstwo od strony innych, a ja już tyle razy się na takich osobach przejechałam, że po prostu nie miałam ochoty bezsensownie ryzykować.
Tak więc trzymałam się głównie z ludźmi, którzy byli w podobnej sytuacji. Dawali mi oni poczucie zrozumienia i w pewnym sensie gwarancję lojalności.
Przechodząc przez korytarze, tak jak się spodziewałam byłam obserwowana przez liczne pary oczu. Wolałam przebywać w mało uczęszczanych miejscach właśnie z ich powodu.
Uwielbiałam bibliotekę szkolną, była tak przyjaznym i spokojnym miejscem, że spędzałam w niej czas na większości przerw. Bardzo ceniłam sobie to, że tutaj nikt mi nie przeszkadzał, a nawet jeśli to nie było to nachalne. Zauważyłam, że nie tylko ja tak myślałam.
Aktualnie w pomieszczeniu panowały pustki, jak to przeważnie w czasie przerwy obiadowej.
CZYTASZ
I don't want to acknowledge/ Bang Chan
Fiksi Penggemar"Ludzie smutni, nie lubią płakać sami." - Nie jesteś sama, nigdy nie byłaś sama i nigdy nie będziesz sama. Wiesz dlaczego? Bo przyciągasz do siebie ludzi jak magnes. - Tylko niekoniecznie tych dobrych.