Rozdział trzydziesty drugi

3.3K 545 66
                                    

Kochani,

przed Wami ostatni rozdział Pod powierzchnią! W sobotę wpadnie jeszcze epilog i oficjalnie zakończymy tę historię.

A co potem? Pewien romans paranormalny między wilkołakiem a czarownicą ;) Zobaczycie już niedługo! <3

_________________________________________

Dzień pogrzebu Magdy jest chłodny, ale słoneczny.

W kościele, a później na cmentarzu zbiera się spory tłum ludzi. Mam wrażenie, że nie tylko pojawiła się połowa miasta, ale też dużo obcych, którzy nawet nie znali mojej przyjaciółki. Mimo że Jaroszowie starali się utrzymać datę pogrzebu w tajemnicy, i tak dowiedziało się o niej mnóstwo osób, w tym dziennikarze, którzy przyjechali tu nawet z innych miast.

W końcu to niezła sensacja: dziewczyna zamordowana przez kumpli brata, w dodatku policjantów, którzy próbowali zrzucić za to winę na seryjnego sprzed dwudziestu lat.

Wraz z Leonem, który trzyma mnie mocno pod rękę, stoję w jednym z dalszych rzędów. Część siniaków jeszcze nie zeszła mi z twarzy po tym, jak potraktował mnie Adam, i nie chcę wyróżniać się z tłumu. Duża rodzina Jaroszów znacząco się pomniejszyła: poza Magdą brakuje pana Marka i Adama. Ten ostatni ciągle przebywa w areszcie i nie wyrażono zgody na jego udział w pogrzebie.

Trumna z ciałem Magdy zjeżdża w końcu w dół, do grobu, i właśnie wtedy pani Aniela zaczyna spazmatycznie łkać. Instynktownie przytulam się mocniej do Leona, który obejmuje mnie ramieniem w talii. Mrugam, żeby odgonić niepotrzebne łzy.

Wciąż pamiętam, jak jako dzieci bawiliśmy się we trójkę w lasach. Magda, Adam i ja – trzech muszkieterów. Byłam wtedy taka dumna, że mam takich świetnych przyjaciół. Oczywiście te wspomnienia już wcześniej były skażone tym dotyczącym znalezienia ciała mojej matki, ale to mimo wszystko było miłe, przypominać sobie, jaka kiedyś byłam beztroska. Teraz nie pozostało już z tego nic dobrego. Te wspomnienia zawsze będą niosły ze sobą ból i poczucie straty.

Nadchodzi czas na kondolencje; powoli zmierzamy w kierunku Jaroszów, a ja mocno chwytam Leona za rękę. Pochyla się do mojego ucha, żeby szepnąć:

– Damy radę. Jeszcze tylko chwila i to będzie już za tobą, kochanie.

Nawet nie wie, jak bardzo takie słowa podnoszą mnie na duchu. Kiwam głową i robię krok do przodu, żeby znaleźć się wreszcie tuż przy Jaroszach.

Mam tak mocno ściśnięte gardło, że nie jestem w stanie powiedzieć nawet słowa. Po prostu przytulam mocno najpierw panią Anielę, a potem pana Grzegorza, znowu czując łzy pod powiekami. Nawet nie próbuję ich ukrywać.

Oni wiedzą, że wyjeżdżamy zaraz po pogrzebie i że to równocześnie moje pożegnanie. I chociaż nie powiedziałam im tego wprost, z pewnością zdają sobie sprawę, że nie wrócę więcej do Giżycka. Nic dobrego tu na mnie nie czeka.

Nie chcę tu nigdy więcej przyjeżdżać.

– Tak bardzo mi przykro – szepczę.

Tamtego dnia, kiedy zginęła Magda, Jaroszowie stracili oboje swoich dzieci – choć wtedy jeszcze o tym nie wiedzieli.

Pani Aniela kładzie mi dłoń na policzku i gładzi go łagodnie.

– Spotkasz się z nami, kiedy przyjedziemy w odwiedziny do Warszawy, prawda? – pyta nieco desperacko.

Pospiesznie kiwam głową.

– Oczywiście, pani Anielo – potwierdzam. – Kiedy tylko państwo zechcą.

Pod powierzchnią | Kobiety z przeszłością #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz