5 lat później
Ronnie
Dzień zapowiadał się na prawdę pięknie. Była godzina 5:30 rano, i przez okno można było jeszcze dostrzec delikatnie unoszącą się mgłę. Nasze małe miasteczko powoli budziło się do życia. Stałam w oknie przyglądając się obrazowi na zewnątrz. Każdy poranek w tym miejscu wyglądał identycznie. Samochody dostawcze wyruszały w swoją codzienną trasę, zamiatarka uliczna krążyła po naszym osiedlu, chcąc skończyć sprzątanie, zanim na ulicach pojawią się tłumy. Pierwsi sąsiedzi wychodzili z domów i ruszali do pracy. Stałam jeszcze chwilę, gdy usłyszałam dzwonek mojego budzika, co oznaczało, że wybiła 6:00. Przeciągnęłam się, po czym wyłączyłam budzik. Założyłam jeansy i ulubiony biały t-shirt, związałam włosy w luźnego koka i pomknęłam na dół do kuchni. Już od progu kuchni można było wyczuć świeżo zaparzoną kawę. Dziadek jak co dzień siedział przy stole z filiżanką kawy w jednej ręce i z gazetą w drugiej. Tak jak ja był on rannym ptaszkiem. Oboje byliśmy zdania, że gdy śpi się zbyt długo, to omija nas wiele pięknych rzeczy.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry kochanie. Jak się spało? Nalej sobie kawy, póki jest ciepła. - przez chwilę popatrzył na mnie z uśmiechem, po czym wrócił do czytania gazety.
- Dobrze. - odpowiedziałam - Na co masz dziś ochotę? - spojrzałam pytająco na dziadka. Naszą tradycją było, że on parzył kawę, a w zamian ja przygotowywałam śniadanie.
- A jak myślisz? - delikatnie uniósł okulary i spojrzał w moją stronę. Odwróciłam się w jego stronę, spojrzeliśmy sobie w oczy, i już wiedziałam.
- Tosty! - krzyknęliśmy jednocześnie, a zaraz po tym po kuchni rozniósł się nasz głośny śmiech. Uwielbiałam nasze wspólne poranki. Z dziadkami zamieszkałam pięć lat temu, gdy straciłam rodziców, a gdy dwa lata temu zmarła babcia, zostaliśmy tylko my. Mięliśmy tylko siebie.
Wyciągnęłam ostatnie tosty, po czym usiadłam obok dziadka.
- To jakie plany na dziś kochana? - dziadek odłożył gazetę, ściągnął okulary i sięgnął po jednego z przygotowanych przeze mnie tostów - Jak zawsze wyśmienite. - powiedział, przełykając pierwszy kęs.
- Zaraz wychodzę do szpitala. Pewnie zejdzie mi cały dzień.
- Veronica, jest sobota. Masz 18 lat, powinnaś wyjść się zabawić. Na prawdę, wystarczy że codziennie po szkole tam chodzisz. W weekend powinnaś odpocząć. - spojrzał na mnie z troską w oczach. Dziadek jako jedna z nielicznych osób wciąż mówiła do mnie pełnym imieniem, oprócz niego imienia tego używała nasza sąsiadka Mary oraz moja opiekunka ze szpitala. Dla reszty byłam Ronnie.
- Nie martw się o mnie. Bycie wolontariuszką w szpitalu jest dla mnie wspaniałą rozrywką. Na prawdę wolę to, niż imprezy z ludźmi ze szkoły. Brzydzę się widokiem upijających się do nieprzytomności ludzi, którzy później jakby nigdy nic wsiadają za kółko. - poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
- Już dobrze kochanie. - chwycił mnie za rękę - Nie chodzi mi o to, żebyś chodziła na imprezy i upijała się. Chce tylko, żebyś miała więcej czasu dla siebie. Żebyś czasami wyszła do kina, czy na zakupy. Proszę cię. Wiem, że spędzanie czasu wśród dzieci sprawia ci przyjemność, ale czasami warto też pomyśleć o sobie. Musisz kiedyś odpoczywać.
- Wiem, że nie to miałeś na myśli, przepraszam. - spojrzałam w zatroskane oczy dziadka - Dziś przychodzi do nas nowy wolontariusz. Obiecuję, że jak tylko go wprowadzę, to ograniczę moje wizyty w szpitalu. Będziemy się zmieniać, więc będę miała więcej czasu, żeby robić coś innego. - uśmiechnęłam się. - O kurcze, to już ta godzina?! - spojrzałam na zegarek i w pośpiechu wstałam od stołu - Przepraszam, ale dziś nie posprzątam, muszę uciekać bo się spóźnię.
- Idź idź, tylko uważaj na siebie. Zaraz przyjdzie Mary, więc poradzimy sobie bez ciebie ze sprzątaniem po śniadaniu.
- Cudownie! - krzyknęłam. Na chwilę wbiegłam jeszcze do kuchni żeby ucałować dziadka, po czym ruszyłam na przystanek.
Mary była naszą sąsiadką, najlepszą przyjaciółką mojej zmarłej babci. Codziennie nas odwiedzała. Straciła męża kilka lat temu, zmarł na nowotwór. Cieszyłam się z tego, że nas odwiedza, bo dzięki temu, to że codziennie zostawiam dziadka samego, nie bolało aż tak mocno. Wiedziałam, że dobrze się dogadują. Często wychodzili wspólnie na spacery do parku, czy na zakupy. Byli dla siebie wsparciem, i dla mnie zresztą też. No i była jeszcze kwestia placków. Mary piekła najlepsze ciasta pod słońcem. Zawsze też pilnowała tego, aby zostało do mnie kilka kawałków. Było to dość trudne, bo dziadek uwielbia słodycze. Można więc powiedzieć, że Mary była dla nas jak rodzina.
O mały włos, a nie zdążyłabym na autobus. Kierowca miał już odjeżdżać, ale w ostatniej chwili zostałam zauważona. Szybko oddychając wbiegłam do autobusu.
- Cześć Mike, dzięki wielkie, że czekałeś. - uśmiechnęłam się do siwowłosego kierowcy.
- Już myślałem, że dziś nie przyjdziesz. No siadaj, bo chcę ruszać. - uśmiechnął się, po czym kiwnął ręką wskazując mi wolne miejsce.
Droga do szpitala zajęła mi około 15 minut. Wysiadając pomachałam Mikowi i ruszyłam do wejścia.
Już od progu przywitała mnie moja opiekunka Kira.
- Dzień dobry Veronico, gotowa na dziś? - podeszła do mnie wyraźnie zadowolona.
- Jak nigdy. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Cudownie w takim razie. - odpowiedziała, po czym ruszyłyśmy w głąb budynku.
Szpital nie był duży. Miał zaledwie dwa piętra, przez co łatwo można było się w nim odnaleźć. W całym szpitalu rozciągały się białe podłogi. Ściany na szczęście były mniej ponure, i można było zaobserwować na nich liczne, kolorowe postacie z bajek.
- Nowy wolontariusz będzie tu za godzinę. - powiedziała Kira wręczając mi do ręki stos kartek - Do tego czasu zapoznaj się z planem. Możesz się rozgościć w moim gabinecie. Jak przyjdzie to pokażesz mu wszystko. - dodała. - Przepraszam, że zostawiam cię z tym, ale ma dziś urwanie głowy. Za dziesięć minut zaczynam spotkanie, potem mam kolejne. - spojrzała na mnie.
- Nic nie szkodzi. Zajmę się wszystkim. O nic nie musisz się martwić. - uśmiechnęłam się, żeby dodać jej trochę otuchy.
- Jestem twoją dłużniczką. - odwróciła się i po chwili zniknęła mi z oczu.
Spojrzałam na stos kartek, które dała mi Kira - No cóż, trzeba się brać do roboty - mruknęłam pod nosem, po czym ruszyłam w stronę gabinetu Kiry. Weszłam do środka, usiadłam się na fotelu przy biurku i zaczęłam przeglądać kartki. Za godzinę miałam się zająć nowym wolontariuszem, i wiedziałam, że muszę być do tego świetnie przygotowana.
![](https://img.wattpad.com/cover/297694830-288-k466964.jpg)
CZYTASZ
(Nie)Pamięć
RomanceDzieli ich wszystko. Łączy jedynie miłość. Czy będzie ona wystarczająco silna, żeby pokonać wszystkie przeszkody? Czy anioł będzie w stanie zmienić diabła? A może wręcz przeciwnie, i to diabeł wciągnie anioła do piekła? I jak wspólna przeszłość tej...