2.

7 1 0
                                    


- Cześć! – usłyszałam za swoimi plecami. – Jestem Marysia. Maja, tak?

Staje przede mną prześliczna, drobna blondynka. Ma na sobie flanelową spódniczkę w kolorze pudrowym, a na górze designerski top. O takim stroju mogłabym tylko pomarzyć. 

Dziewczyna uśmiecha się do mnie, odsłaniąc przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Chwilę później rzuca się w moje ramiona. Lekko zdenerwowana poprawiam kosmyk niesfornych włosów.

- Tak, cześć – rzucam, posyłając Marysi nieznaczny uśmiech. Nigdy nie widziałam ładniejszej dziewczyny.

- Chodź, mieszkamy na czwartym piętrze, więc trochę się przejdziemy – zaszczebiotała i wzięła jedną z moich walizek.

Podążyłam za nią i razem targając za sobą ciężkie walizki i zatrzymując się na półpiętrach rozmawiamy na przeróżne tematy. To znaczy to głównie Marysia opowiada mi o swoim życiu. Dowiaduję się, że z wyróżnieniem skończyła liceum Maczka; maturę z polskiego, prawie uwaliła, ale uratowała ją rozszerzona matematyka, którą zaliczyła na dziewięćdziesiąt procent. Niedawno dostała się na ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim.

Było mi głupio, bo sama z egzaminu końcowego uzyskałam przeciętne wyniki, a ze studiów dziennikarskich zrezygnowałam na rzecz pracy. Mogłabym się pochwalić jedynie językiem polskim, który nie poszedł mi najgorzej.

Nie ukrywam, że pieniądze były teraz dla mnie najistotniejsze, bo tylko dzięki nim mogłam pomóc swojej mamie i ułatwić życie Karolowi.

Marysia przekręciła kluczyk w białych jak śnieg drzwiach i przepuściła mnie, żebym weszła pierwsza. Poczułam zapach słodkich, egzotycznych owoców.

- To mango, prawda? – indaguję odkładając walizki w przedpokoju. Rozglądam się dookoła i po prawej stronie zauważam wysokie szafki. Wykonane są najprawdopodobniej z dekowego drewna. Obok nich stoi butelkowa sofa, na której dzierżawi swoje miejsce jedna, z zapewne licznych, torebek Marysi.

Wchodzę dalej i zauważam, że mieszkanie nie jest zbyt duże, ale dobrze zrobione i wygląda przestronnie. Wszystko zdawało się być zupełnie inne niż w moim rodzinnym, staro urządzonym domu. Pomieszczenie imponuje minimalizmem. Robi mi się trochę przykro, że nigdy nie miałam możliwości przebywać w tak dobrze urządzonych pomieszczeniach.

 Kolorystyka została utrzymana w stonowanych kolorach, więc wygląda bardzo klasycznie. Po prawej stronie są dwa pokoje, a na końcu krótkiego korytarza – łazienka. Patrzę w lewo i widzę ślicznie urządzoną kuchnię i blat barowy, który robi za stół jadalny.

- Tak, uwielbiam świeczki zapachowe. Nawet dla ciebie mam jedną! O zapachu werbeny, może być, prawda? Nie masz uczulenia? – szczebiocze rozanielona, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia i wciska mi w dłoń jedną ze swoich świeczek.

- Dziękuję, nie mam uczulenia – komentuję, pomijając fakt, że nie mam pojęcia jak pachnie werbena.

- Świetnie. Chodź, pokażę ci twój pokój – łapie mnie za rękę i ciągnie w kierunku ostatnich drzwi po prawej stronie. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów.

Marysia otwiera drzwi i moim oczom ukazuje się prześliczny, czysty pokój, który mieści białe łóżko jednoosobowe, biały stolik z białym fotelem i białą szafę. Wszystko jest niezwykle jasne, co wprowadza całkiem szpitalny klimat. Uśmiecham się do niej dając do zrozumienia, że wszystko jest wspaniałe.

Pierwszy raz w życiu będę mieć zupełnie nowo wyremontowany pokój i prywatne meble.

- Podoba ci się? – rzuca mi spojrzenie i szeroko się uśmiecha – Gdy tylko do mnie napisałaś postanowiłam go urządzić. Myślałam, że będziesz blondynką, a do blondynek pasuje kolor biały, ale chyba i tak jest w porządku – mówi zdecydowanie za szybko. Lustruje wzrokiem moje czekoladowe kosmyki włosów.

W pogoni za MająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz