Codzień tak wrażliwy niczym Dylan klebot zagubiony w labiryncie własnych uczuć obawiam się że pewnego dnia zostanę tylko ja i 4 ściany że zostaną przy mnie tylko ludzie cienie że serce moje utonie w czerni jeziorze zgnije niczym chleb jestem zbyt ciężki zbyt dużym ciężarem mój język zbyt ostry by dotknąć twojego policzka wypływają słowa bolesne miast śliny kwas miast płuc czarne kłęby mięsa nie wyrabiają by dalej móc istnieć bo z każdym twym słowem tym prykrym tam w środku umieram pole z rankiem herbatę ta z własnego cienia jedyna osobą zabija uzdrawia jedyna osobą co na nogi gdy podstawi nogę mnie stawia ty jesteś to ty co dnia mi pokazujesz że z jednej strony jestem może i gnojem czy chujem ale gdzie w środku tak jak ten chłopczyk z Ameryki umiem kochać jestem uzależniony naćpany miłością wtedy wiem że żyje pry tonie Niby daleko lecz obok dzięki temu nie Nike się rozmawiać walczyć z sobą nie długo się zbliża twych narodzić chwila z jednej strony aniołem lecz s drugiej rogata chałbym dożyć znów goronco lata s ta zraniona dziewczyna co łez miała sporo która aż che się prdytulić okryć samym sobą niczym ten rodzic chroniący swe dziecko otoczyć opieka tu Z serca to chore poniekąd lecz jakże pięknie było by tańczyć wśród gwiazd czy księżyca masz w sobie tyle tej mrocznej słodyczy że bliska memu sercu już tylko ty i cukrzyca i mimo iż wiele razy cię ranie tym żalem i smutkiem uderzam fo wiem że ja tu jedynie do ciebie tu zmierzam kocham na zawsze nawet jeśli zniknę to pisał ten debil lecz kocha panicznie