Lilith
- To niemożliwe... Niemożliwe! To nie może być prawda! Nie zgadzam się na to! - głośny huk i wściekłe krzyki mojego męża oderwały mnie od lektury „Proroka Codziennego". Podniosłam wzrok i znad gazety zerknęłam na drugi koniec stołu.
Draco stał w bezruchu, zgarbiony, trzymając w ręku jakąś kartkę, przypuszczalnie list od naszej córeczki, Scarabelli, której sowa dziś rano pojawiła się w naszej posiadłości. Choć od męża dzieliło mnie co najmniej kilkanaście metrów, widziałam, jak jego twarz czerwieni się z wściekłości. Odgadłam, że głośny hałas sprzed chwili był odgłosem wydanym przez upadające na podłogę krzesło, które mój mąż w przypływie emocji musiał wysunąć spod siebie ze zbyt dużą siłą.
- Draco, uspokój się. Bądź łaskaw nie zaczynać dnia od wrzasków, nie chcę dostać od nich migreny - upomniałam małżonka. Nie cierpiałam, gdy ludzie, zwłaszcza z bliskiego otoczenia, tracili rozsądek i pozwalali się wytrącać z równowagi - w końcu osoby naszego pokroju, czarodzieje czystej krwi z najlepszych domów, nie pozwalają emocjom od tak sobą zawładnąć. Elitę świata magicznego stać na więcej niż wrzaski i grymasy.
- Nie mów mi, co mam robić! Lepiej chodź tu i przeczytaj, co spotkało Twoje dziecko! To niedopuszczalne, to koszmarny błąd, ktoś musi za to zapłacić! Wiedziałem, że posyłanie Belli do tej zapyziałej, durnej szkoły to zły pomysł, ale nie, uparłaś się na Hogwart! I zobacz, co się stało! - Draco był tak zdenerwowany, że wyrzucił z siebie te wszystkie okrzyki jednym tchem i potrzebował przerwy na oddech. Nie wróżyło to dobrze, dawno nie widziałam go aż tak wzburzonego.
Zwykle, zwłaszcza przebywając w większym towarzystwie, ignorowałam podobne wybuchy złości lub nawet opuszczałam pomieszczenie, w którym ktoś równie prostacko ukazywał swoje wewnętrzne przeżycia światu, ale tym razem coś podpowiedziało mi, że gniew męża nie jest przesadzony i że rzeczywiście mamy powody do zmartwień.
- Pozwól, że przypomnę Ci, iż sam nie chciałeś wysyłać naszej córki do Francji, Bułgarii czy Stanów, więc nie obwiniaj mnie za nasze wspólne postanowienia. Daj, pokaż, co tak strasznego się niby wydarzyło.
Odłożyłam gazetę, wstałam i, nie spiesząc się, przeszłam wzdłuż długiej, rzeźbionej ławy z czarnego drewna na drugi koniec pomieszczenia, przy którym stołował się mój mąż. Po drodze zauważyłam z niesmakiem, że na blacie zaczął się zbierać kurz, i postanowiłam zwrócić na to uwagę sprzątaczom. Ach, te współczesne skrzaty! Od kiedy Granger, durna szlama i rówieśniczka Draco, zaczęła robić w Ministerstwie karierę między innymi dzięki wmawianiu tym nędznym stworzeniom, że mogą spędzić swe marne żywota na innych rzeczach niż usługiwanie czarodziejom, zrobiły się strasznie leniwe. Ba! wprowadzone przez Minister Szlamę reformy pozwalały im domagać się wynagrodzenia za służbę, którą wykonywały coraz to mniej przykładnie! Doprawdy, świat stawał na głowie...
Znalazłam się w końcu tuż przy mężu i dopiero wtedy naprawdę dostrzegłam, jak wielką wściekłość wywołała w nim lektura listu. Niemalże purpurowa, spocona twarz bardzo kontrastowała z jasnymi, długimi włosami Draco. Oddychał on ciężko, niemal dysząc, a jego oczy spojrzały na mnie z taką furią, że gdybym była bezpośrednim powodem jego wzburzenia, najpewniej natychmiast teleportowałabym się w jakieś odległe miejsce, by przeczekać wybuch szału. Mąż błądził wzrokiem między moją twarzą a arkuszem delikatnego, zielonkawego papieru listowego z rysunkami róż na marginesach - własności naszej ukochanej jedynaczki, Scarabelli, którą zdrobniale nazywaliśmy Bellą. Jego prawa dłoń ściskała kartkę z taką siłą, że obawiałam się, że może ją zniszczyć, zaś lewą mój mąż położył z tyłu głowy i zacisnął w pięść, jak gdyby miał zamiar wyrwać sobie włosy.
CZYTASZ
Saga rodu Malfoy. Lilith
FanficPotężny ród, dawne tajemnice i wielkie emocje. Niedaleka przyszłość. Terror Voldemorta na dobre odchodzi w zapomnienie. Poznajemy losy Draco Malfoya, jego drugiej żony, Lilith, oraz dzieci rodu Malfoyów. Jak przeszłość wpłynie na przyszłość? Kto z...