XLIV

270 23 25
                                    

30 grudnia 1942 r.

- Ale, że poniżej piętnastu minut?

- No normalnie bieg na trzy kilometry w pełnym umundurowaniu i z karabinkiem - odpowiedział Węgry, odpalając trzeciego już podczas tej wyprawy papierosa - Pierwszy kilometr biegnę normalnie, na drugim odpalę fajkę, a na trzecim jeszcze zdążę się odlać.

Włochy i Węgry spotkali się gdzieś w połowie drogi do tego śmiesznego bunkru pod Berlinem. Oboje byli raczej zadowoleni z tego spotkania. Dzień był niesamowicie wietrzny, a droga przez głuchy i pozbawiony o tej porze roku uroków las dłużyła się w nieskończoność. Kryjówka umiejscowiona była specjalnie tak, aby wróg mógł mieć tylko jedną i to dość skomplikowaną drogę podejścia, dokładnie tą, którą właśnie przemieszczali się oni. W konsekwencji na miejsce dało się dojechać jedynie konno, ewentualnie dojść na pieszo. Oba kraje wybrały tą pierwszą opcję, która i tak przy obecnych warunkach pogodowych nie przyspieszyła za bardzo drogi. Koni nie mogli popędzać w obawie o kontuzję zwierzęcia. Fakt, że gdzieś na szlaku udało im się spotkać był raczej miłą niespodzianką. Przynajmniej mieli do kogo się odezwać.

- Z bronią w mundurze to pewnie też bym tyle zrobił, ale na pewno nie paląc w biegu. - odpowiedział Włochy w zamyśleniu - I tak nie chce mi się wierzyć, że to nie wpływa na kondycję. Przecież to na płucach siada.

- Chłopie, palę od kiedy je wymyślili i jak do tej pory zmian nie odczuwam...

- Cicho.

Krótka komenda Włoch, ukróciła dywagacje towarzysza. Węgry zamilkł i wsłuchał się w otoczenie. Rzeczywiście, wydawało się jakby ktoś w całkiem niedalekiej odległości prowadził jakąś rozmowę. Spojrzeli po sobie, próbując ustalić kierunek z którego dochodził głos. Gdy udało się to Węgrowi, kiwnął lekko głową dając tym samym znak do zejścia z koni. Oboje ruszyli kawałek w głąb lasu, ścieżką wydeptaną przez zwierzynę.

- ... to już ostanie co muszę zrobić... - głos się urwał jakby czekał na odpowiedź.

Oboje nie znali tego języka. Węgry mógł jedynie domyślać się znaczenia niektórych słów, rozpoznając swoją grupę językową.

- Tak, obiecuję ci.

I znowu chwila wyczekiwania na głuchą odpowiedź.

- Nie wiem gdzie, ale nie znajdą nas. Nikt raczej i tak nie chciałby szukać.

- Finlandia? - zapytał Włochy, rozpoznając przedzierającą się przez zaspy postać. Co jednak go zdziwiło, to fakt, że Finlandia był kompletnie sam - Z kim rozmawiasz?

Finlandia przystanął na moment, tak aby dwójka przybyszy mogła do niego dołączyć. Słysząc pytanie jedynie spojrzał smutno w bok. Patrzał na jakiś konkretny obiekt, którego Włochy i Węgry nie mogli dojrzeć.

- Czemu nie wybrałeś się konno? - zapytał Węgry, rozumiejąc że Fin nie odpowie na wcześniejsze pytanie.

- Lubię chodzić.

Włochy i Węgry spojrzeli po sobie. Żadne z nich nie zamierzało pytać o sytuację, o której doszły ich już słuchy. To spotkanie też było niecodzienne, a i nastawienie Fina nie zachęcały do dalszej rozmowy.

- Dawno cię tu nie było. - przerwał milczenie Węgry.

- To ostatni raz kiedy tu jestem. - odparł i pokazał na przerzuconą przez ramię torbę - Muszę zanieść ostatnie dokumenty.

- Rzesza nie pozwoli ci odejść. - odezwał się Włochy. Gdyby był tutaj obecny ktoś kto zna go lepiej, powiedziały, że w w jego głosie dało się wyczuć współczucie - Nie zrobiłeś jeszcze wszystkiego.

Narkotyk zwany Zemstą  |  II WŚ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz