Rozdział 3 - „Melodia twojego serca"

16 1 1
                                    

Przyjaźń to nie słowo, nie relacja, a cicha obietnica która mówi: byłem, jestem i będę przy tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować."

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Dużymi krokami zbliżała się pora przyjęcia. Goście powoli się już zbierali a wśród nich zobaczyłem JĄ. Moją dawną miłość Chun-Li - najsilniejszą kobietę. Niestety życie razem nie było nam pisane. Zaczęła się do mnie zbliżać przyglądając mi się.
- Ryu...?! O matko co za spotkanie! Tak dawno się nie widzieliśmy! - Objęła mnie.
- Cześć. - Odpowiedziałem.
- No opowiadaj co u ciebie! Ja mogę się pochwalić moim awansem w pracy. Jestem na dużo wyższym stanowisku. A no i mam córkę. - Opowiadała. Zrobiło mi sie nie zręcznie. W zasadzie to chyba każdy mógł się pochwalić swoimi osiągnięciami. Każdy się rozwijał w dalszym kierunku a ja jedyne czym się różnię od siebie sprzed lat to tym że mam dodatkową górę mięśni.
- Gratuluję. U mnie nic specjalnego. - A potem wszyscy mają mnie za nudziarza. Chyba zniechęciła się do rozmowy ze mną bo zareagowała tylko nie szczerym uśmiechem. Miałem dość a jeszcze się nie zaczeło. Powoli zaczynałem żałować mojej decyzji podczas gdy Ken dopiero się rozkręcał. Gdy wszyscy już przybyli bawili się w najlepsze. Ja po dłuższej chwili spędzonej pod ścianą, usiadłem w końcu na kanapie obok Kena. Drażnił mnie ten huk i hałas. Nie jestem do tego przyzwyczajony ani trochę. Byłem pewien że obok niego będę mógł chodź na chwile odpocząć a on o mnie dobrze zadba. Jednak tylko zwróciłem na siebie niepotrzebnie większą uwagę. Zostałem zalany pytaniami w kółko o to samo. Ale głównie bolały pytania o mój stan cywilny. Odpowiadałem będąc już bardzo znużony. Ken chyba zobaczył że mam tego dość i w którymś momencie zaczął odpowiadać za mnie tłumacząc że jestem cholernie zmęczony. Słuchając jego odpowiedzi zdałem sobie sprawę że czasem zna mnie lepiej niż ja samego siebie. Znał idealnie rytm melodi mojego serca, kiedy brakowało mi słów... on uzupełniał ją idealnie. Powoli zaczęło mi sie przysypiać, a jego głos koił mnie do snu jeszcze bardziej i zasnąłem. Obudziły mnie nagle wysokie dźwięki. Szybko poderwałem się z kanapy rozglądając co się dzieje. Na środku pomieszczenia stał Ken.
- Wszyscy proszę o uwagę. - Stukał łyżeczką o kieliszek. Wszyscy zamilknęli.
- Eliza mogę prosić cię na środek? - Spytał Ken wystawiając rękę w jej kierunku. Ona kompletnie zdezorientowana wyszła na środek łapiąc go za rękę.
- Zawsze marzyłaś żeby pokazać ci że bardzo mi na tobie zależy. Chciałaś żeby to było świadectwo w gronie naszych bliskich... Eliza... - Ken uklęknął przed nią.
- O-o mój... - Wydusiła z siebie.
- Eliza... Wyjdziesz za mnie? - Wyciągnął z kieszeni śliczny pierścionek z brylantem.
Zamarłem w środku. Ken czy ty jeszcze mocniej chcesz mi doj*bać że jestem sam?!
- TAK! OCZYWIŚCIE ŻE TAK! - Głośno powiedziała. On założył jej pierścionek na palec po czym wstał. Zaczęli się całować przy wsyzstkich, a cały tłum klaskał i został nawet wzniesiony toast za nich. Obrzydzało mnie to jak nic w świecie. Po chwili wszystkie dziewczyny zleciały się do Elizy by obejrzeć pierścionek i jej pogratulować.
- Ma wyśmienity gust! -
- Eliza jak ja ci zazdroszę ty szczęściaro! -
- Też bym chciała mieć tak kochającego narzyczonego! -
-Szczęścia kochana!! -
Natomiast faceci gratulowali Kenowi postawy. Nie wytrzymałem tam ani chwili dłużej i wymsknąłem się do pokoju gościnnego w którym mogłem chodź na chwile pobyć sam na sam. Położyłem sie na łóżku patrząc w sufit. Czułem jakby wszystko przestało mieć sens. Ken będzie sie żenić co?! TO WSZYSTKO JEST KU*WA NIE FAIR! To tak strasznie boli. Wiem że zazdrość jest zła, ale z jakiegoś powodu od dawna nie czułem się tak wściekły. Miałem ochotę wszystko zniszczyć! To wszystko jest nie fair! On zawsze miał szczęście, rodzinę, bliskich, pieniądze...! A chciałem tylko jednego... Chciałem tylko jego. N-nie chwila wróć to brzmi idiotycznie. Chciałem już zawsze móc spędać z nim czas i bawić sie jak za dzieciaka. Sam spieprzyłem sobie życie. Gdybym tylko walczył od początku. Przecież ja zawsze walczyłem... Jestem najsilniejszym wojownikiem ale teraz rozumiem... Że nie walczyłem o to co tak naprawdę zawsze było dla mnie najważniejsze. A teraz zostałem z niczym. Czułem się pusty, nie miałem ochoty na nic. Nagle usłyszałem że ktoś wszedł do pokoju. To był Ken.
- Ryu? Nie widziałeś moich oświadczyn..? - Było mu przykro chyba głównie zależało mu na mojej obecności przy tym ważnym dla niego zdarzeniu.
- Widziałem... - Słaby. Słaby. Słaby. To żałosne że musi ogaldać mnie w takim stanie.
- Oh Ryu! Ale ty się szybko męczysz! Jakim cudem niby jesteś największym wojownikiem skoro tylko byś się lenił! - Wyśmiewał się ze mnie jak zawsze. Uwielbiałem to uczucie. Zbliżył sie do mnie.
- Wszystkiego dobrego. Cieszę sie twoim szczęściem. - Delikatnie się uśmiechnąłem.
- To nic takiego stary! Liczę że też będę świadkiem i twoich zaręczyn! - Zbliżył się jeszcze bardziej. Spojrzałem w jego oczy. Miały taki piękny błysk. Lekko się zarumieniłem i spojrzałem trochę niżej na jego usta. Były takie pełne i wydawały się tak przyjemnie miłe i.... „Uh?! Czy ja właśnie mam ochotę go pocałować?!" - to jedyna myśl która przyszła mi do głowy. Czy ja mogłbym być...? i z-zadłużyć się w najlepszym przyjacielu?! Ale przecież to nie możliwe podobała mi sie kiedyś dziewczyna! Ale... wtedy dotarło do mnie że od zawsze miałem ochotę go całować, przytulać i być przy nim już na zawsze ale nie jako przyjaciel. Ale jako jego partner...

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

No to nie źle do Ryu zaczyna chyba powoli docierać że jest gejem 🏳️‍🌈🏳️‍🌈. Z góry przepraszam że ten rozdział w porównaniu do dwóch poprzednich jest taki krótki ale stwierdziłam że to najlepszy moment żeby skończyć ten rozdział. Dzięki za poświęcony czas ❤️❤️.

„Miłość sprzed lat" - Ryu x Ken Masters [Street Fighter/Yaoi/Lemon]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz